Moda w czasach popkultury
Wyobraźnię Jeremy'ego Scotta, jednego z najodważniejszych współczesnych projektantów, zaludniają Barbie, Myszka Miki i SpongeBob. Na chwilę przed premierą kolekcji Moschino x H&M sprawdzamy, jak moda przenika się z popkulturą.
Na pokazie kolekcji Moschino na sezon wiosna-lato 2018 roku Kaia Gerber, do złudzenia przypominająca swoją mamę, Cindy Crawford pod ramoneską nosiła T-shirt z kucykami „My Little Pony”. Dwa lata wcześniej Bella Hadid na wybiegu zamiast torebki dzierżyła w dłoniach płyn do szyb w spreju. Na wiosną 2015 roku Scott przebrał swoje modelki za lalki Barbie, a jesienią 2014 roku, w swojej debiutanckiej kolekcji dla włoskiego domu mody, ubrał je w stroje kelnerek z McDonalds’a. Złote łuki amerykańskiej sieci fast food układały się nie tylko w pierwszą literę marki „McDonald’s”, ale także „Moschino”.
O pracy u Franka Moschino Jeremy Scott marzył od początku kariery w połowie lat 90. Włocha, którego na założenie firmy namówił sam Gianni Versace, a jego projektu nosiła Lady Di, z Amerykaninem łączy cyrkowe wręcz wyczucie równowagi. Jak linoskoczkowie balansują na granicy kiczu i kampu, czasami przekraczając granicę dobrego smaku, a częściej wymierzając ostrze krytyki w rozdmuchany konsumpcjonizm zachodniego świata. Nie przestając przy tym świetnie się bawić. – Dlaczego miałbym podlegać regułom branży mody, tylko dlatego, że w niej pracuję? – pytał w latach 80. Moschino, projektując T-shirty ze sloganami „Fashion, Fashoff” czy „Good Taste Doesn’t Exist”. Choć zadał pytanie retoryczne, trzydzieści lat później Scott próbuje na nie odpowiadać. Po śmierci Moschino w 1994 roku stery w domu mody przejęła jego była asystentka, Rossella Jardini. I chociaż jej projekty były równie kolorowe, jak jej mistrza, brakowało w nich masowej mocy. Tylko zafascynowany Moschino Scott rozumiał, że włoski dom mody żywi się popkulturą. A jej esencją jest mnogość, obfitość, przesyt. Zarówno w kolekcjach samego Moschino, jak i Scotta trudno doszukiwać się ascetycznej ostrożności. Pozwalają prowadzić się inspiracjom, aż nasycą się nimi do granicy możliwości. I właśnie wtedy następuje metafizyczne wręcz przemienienie. Zgrane motywy z popkultury – loga Barbie, Coca-Coli, czy McDonalds’a, postacie z kreskówek, opakowania produktów spożywczych – odrywają się od pierwotnego zastosowania. Stają się komentarzem, często zjadliwym, do współczesności, której apetytu nie daje się nasycić.
Moschino i Scott lekcję łączenia niskiego z wysokim, dostępnego z ekskluzywnym i dorosłego z dziecinnym odebrali od Andy’ego Warhola. Prorok pop-artu powielając wizerunki ikon – tak Liz Taylor, jak zupki Campbella – uczynił je nieśmiertelnymi. Banalne, ale wyniesione do rangi wielkości, jedyne w swoim rodzaju przez swoją powtarzalność, poddane reinterpretacji, która wzmocniła ich pierwotną wartość, przedmioty opanowały masową wyobraźnię.
Moschino i Scott lekcję łączenia niskiego z wysokim, dostępnego z ekskluzywnym i dorosłego z dziecinnym odebrali od Andy’ego Warhola. Prorok pop-artu powielając wizerunki ikon – tak Liz Taylor, jak zupki Campbella – uczynił je nieśmiertelnymi. Banalne, ale wyniesione do rangi wielkości, jedyne w swoim rodzaju przez swoją powtarzalność, poddane reinterpretacji, która wzmocniła ich pierwotną wartość, przedmioty opanowały masową wyobraźnię.
Obecny dyrektor artystyczny Moschino, który nie wstydzi się dziecięcej fantazji każącej mu wciąż na nowo ulegać nostalgii, wykorzystuje wizerunki plastikowych idoli – wyraziście rzeczywistych, choć będących wytworem wyobraźni – w pozornie tylko niewinny sposób. Bluza z Myszką Miki z jego kolekcji Moschino x H&M jest z jednej strony hołdem złożonym Disnejowi, któremu udało się wykreować najpopularniejsze postacie w historii animacji, a z drugiej, ironicznym puszczeniem oka do wszystkich tych, którzy dominację franczyz uważają za dowód na to, że neoliberalna gospodarka rynkowa steruje naszymi snami. Nieprzypadkowo w repertuarze Scotta zrównane zostają motywy z komiksów i półek sklepowych w supermarkecie. Projektant pokazuje, że równie żarłocznie pożeramy filmy i hamburgery.
Scott nie posługuje się więc popkulturą bezkrytycznie. Co nie zmienia faktu, że pozostaje jej fanem i twórcą. Otaczając się gwiazdami – od Britney Spears przez Miley Cyrus po Ritę Orę – daje dowód na to, że moda nie istnieje bez osobowości, które je noszą. W gronie jego przyjaciółek i muz nie ma jednak miejsca dla miałkich celebrytek. Zdaje się mówić, że każda z kobiet, które potrafią unieść ubrania Moschino, ma szansę stać się ikoną na równi z Marilyn Monroe z obrazu Warhola. – Projektuję dla ludzi – mówi Scott. – Nie tylko pięknych, bogatych i szczupłych. Takie ograniczenia są sprzeczne z istotą mody, której zadaniem jest transgresja – dodaje. Popkulturą posługuje się, żeby podkreślić, że ubrania to tylko ubrania. – Nie są po to, by je czcić na ołtarzu, tylko wywoływać uśmiech – tłumaczy, grając na nosie branży. Paradoksalnie, właśnie dlatego, że nie budzą nabożnego respektu, tylko radosne uniesienie, kolekcje Scotta przejdą do historii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.