Już w niedzielę na Stadionie Narodowym w Warszawie wystąpi zespół The Rolling Stones. Na koncert fanki legend rocka będą mogły ubrać T-shirt, bluzę albo kurtkę zdobione charakterystycznym motywem ust. Marka Bizuu stworzyła oficjalną kolekcję we współpracy z Mickiem i spółką. Teraz trzeba tylko opanowywać „moves like Jagger”, i pod scenę!
Współprace w branży mody przyjmują różną formę. Niektóre mają podłoże czysto biznesowe, inne mają na celu dotarcie do nowego klienta, a są też takie, w których siły łączą dobrzy znajomi. Jeszcze innym, coraz popularniejszym rodzajem partnerstwa, stają się kolekcje licencjonowane, które powstają w wyniku tymczasowego nabycia praw do wizerunku i znaku danej marki. O kulisach tego typu projektu rozmawialiśmy z Zuzanną Wachowiak, połową duetu Bizuu, który stworzył kapsułową kolekcję z zespołem The Rolling Stones.
Nikogo nie dziwi rosnąca popularność projektów, które współtworzą marki reprezentujące odmienne estetyki, czy przedział cenowy. Współprace tego typu zapewniają im, bezcenny w przypadku przesyconego nadmiarem produktów klienta, element zaskoczenia, zwiększają widoczność obu marek, a w przypadku projektantów sprawiają, że mogą w inny niż do tej pory sposób komunikować odbiorcom swoją artystyczną wizję. Nie są jednak niczym nowym. Mimo że w zeszłym roku najczęściej mówiło się o wspólnej kolekcji Louis Vuitton, Balenciagi i Crocsów, czy wspólnym projekcie Calvina Kleina i Fundacji Andy’ego Warhola, w wyniku którego marka otrzymała nieograniczony dostęp do dzieł artysty, modowe kolaboracje popularne były już w latach 90. Płaszcze dla Hermès pod kierownictwem Margieli szyła przecież szkocka marka Mackintosh, a Stephen Jones regularnie tworzył kapelusze dla Alexandra McQueena. Prawdą jest jednak to, że dopiero niedawno kooperacje przestały stanowić wyłącznie ciekawy dodatek do regularnej oferty, a stały się tym, na co niektórzy konsumenci czekają z największym utęsknieniem.
Mimo że coraz więcej marek chętnie podąża tym nurtem, tworzenie kolekcji licencyjnych nadal przez wiele z nich uważane jest za zbyt ryzykowne i skomplikowane, chociażby pod względem prawnym. Kto jednak raz spróbuje swoich sił w tej dziedzinie, nie poprzestanie wyłącznie na jednym projekcie. Tak było chociażby w przypadku Jeremy’ego Scotta i Moschino, tak jest też w przypadku marki Bizuu. Kapsułowa linia stworzona we współpracy z zespołem The Rolling Stones jest bowiem kolejną tego typu kolekcją w jej portfolio.
Zuzanna Wachowiak, połowa duetu Bizuu, z którą spotkałam się kilka tygodni temu, nie ukrywa, że doświadczenie zdobyte dzięki wcześniejszej pracy z licencjami Mattel i Cartoon Network zaprocentowało podczas tworzenia linii dla The Rolling Stones. Zaznacza jednak przy tym, że równie dużo co podobieństw, było między nimi różnic. W przeciwieństwie do Cartoon Network, które do Wachowiak i jej siostry, Blanki Jordan zgłosiło się same, o prawa do wizerunku ikonicznego zespołu projektantki musiały starać się samodzielnie. – Temat kolekcji z The Rolling Stones przewijał się w naszych rozmowach już wcześniej, ale plan nabrał rozpędu podczas naszego wyjazdu na targi licencyjne do Las Vegas – mówi Wachowiak. Na imprezie, podczas której prawa do korzystania ze swojego znaku wizerunkowego oferują marki ze świata kina i telewizji, a także branży spożywczej, siostry spotkały się z firmą Bravado, odpowiadającą za licencję do wizerunku i znaku The Rolling Stones. W efekcie trwającego prawie roku procesu wymiany pomysłów, sampli i dyskusji na temat projektów, powstała limitowana kolekcja ready-to-wear. Jej premiera szczęśliwie zbiegła się z informacją o tym, że Polska będzie ostatnim europejskim przystankiem na trasie koncertowej zespołu. – Decydując się na stworzenie kolekcji, nie miałyśmy pojęcia, że zespół akurat latem wystąpi w Polsce – cieszy się się Wachowiak. - Świetnie więc się złożyło! Management sam wyszedł do nas z propozycją, żeby na 48 godzin przed koncertem nasz butik zamienił się w oficjalny pop-up wydarzenia.
To nie przypadkowa decyzja, a element oficjalnych działań promocyjnych związanych z trasą „No Filter”: – Management Stonesów w każdym mieście stara się szukać podobnych miejsc. Nie zależy mu na typowo medialnych wydarzeniach, więc stara się podejść do tego typu akcji w nietypowy sposób – dodaje Wachowsiak.
Przedstawicielom zespołu zależało na udziale we wszystkich procesach decyzyjnych związanych z produktem, jego dystrybucją oraz polityką cenową. Na etapie projektowania Bizuu musiało przestrzegać wytycznych z tzw. style guidzie, czyli zbioru zasad używania znaku wizerunkowego.
W oparciu o style guide Wachowiak i Jordan pracowały już, gdy powstawały kolekcje z Mattel i Cartoon Network. – W przypadku koncernów dysponujących wizerunkiem fikcyjnych postaci, przygotowanie takiego style guide’u est jednak znacznie łatwiejsze – mówi Zuza Wachowiak. – Ten, który otrzymałyśmy od Stonesów, był mniej obszerny, dlatego było nam trochę trudniej na nim pracować. Sporo dowiedziałyśmy się za to podczas pracy nad samą kolekcją.
Jak zdradziła mi Zuza Wachowiak, projektantki wymieniły z managmentem zespołu 120 sztuk odzieży, od pre-sampli aż po sample produkcyjne. – Ta współpraca wymagała od nas opanowania sztuki kompromisu. Uwagi, które otrzymywałyśmy, nie zawsze dotyczyły wyłącznie grafiki, ale także krojów – mówi.– Dla przykładu, garnitury w pierwotnej wersji miały potrójną klapę. Zespół poprosił jednak, żeby zastosować tradycyjne rozwiązanie. Proces akceptacji naszych pomysłów i projektów był dość długi, a wysyłając kolejne rysunki, dowiadywałyśmy się, że charakterystyczny motyw ust nie może ulegać nadmiernym modyfikacjom. Starając się przemycić nasz kobiecy pierwiastek, zaproponowałyśmy na przykład wersję, w której na języku pojawiają się kwiaty. Nie udało się przekonać do tego pomysłu zespołu, ale na bluzach z inspirowanym amerykańskim college'em logo zastosowałyśmy kolor różowy zamiast czerwonego.
Praca z licencją to jednak nie tylko dopuszczenie licencjodawcy do wszystkich procesów decyzyjnych, planów komunikacji w mediach społecznościowych, czy udostępnienie konceptu sesji zdjęciowej. To także zobowiązania finansowe: – Panuje przeświadczenie, że za licencję nabytą na określony czas płaci się jednorazowo. To tak nie działa. Oddajemy zespołowi określony procent od każdego sprzedanego modelu. W praktyce wygląda to tak, że kwartalnie raportujemy, ile rzeczy sprzedałyśmy, i od tej wartości odprowadzamy ustalony wcześniej procent tytułem licencji. Czy kolekcja licencyjna jest zatem opłacalna? Wachowiak twierdzi, że tak. – Przygotowując założenia finansowe, marketingowe czy produkcyjne, wiemy, na jaki procent umówiłyśmy się z licencjodawcą, więc wliczamy go do ostatecznej ceny produktu. Znak wizerunkowy podwyższa cenę ubrania. Ale wraz z obowiązkową informacją o licencji, którą należy wyszyć na metce, daje klientowi pewność, że nabywa w pełni legalny produkt – mówi Wachowiak.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.