Znaleziono 0 artykułów
30.04.2020

Monika Surowiec: Kobieta z wizją

30.04.2020
Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

Z materiałów odkupionych z tradycyjnych pracowni krawieckich albo z gotowych ubrań z historią tworzy zupełnie nowe projekty. Zjawiskowe! Monika Surowiec, założycielka marki Saint Warsaw, od lat robi to, co teraz może uratować branżę mody.

Moda nie może zejść do podziemia. Nie o to w tym chodzi – te słowa, wypowiedziane przez Monikę Surowiec pod koniec naszego spotkania, do dziś dźwięczą mi w głowie. Rozmawiałam bowiem z osobą, która o świadomej i etycznej modzie wie praktycznie wszystko (a jeśli nie wie, szybko to nadrabia) i która działała w tym duchu jeszcze w czasach, gdy takie hasła jak ekologia, równowaga, odpowiedzialność były od mody totalnie odklejone. Mogłaby teraz stanąć na czele osób walczących z branżą, jakich przecież ostatnio mamy sporo. A ona koniec końców mody broni. Dlaczego? Bo jest zbyt świadoma, by lekko stwierdzić, że od dziś jej nie potrzebujemy, że cała prasa modowa jest do kitu, a internetowe kanały to nic niewarte wydmuszki. Moda to część gospodarki, za moment odczujemy to nadzwyczaj boleśnie. Nie chodzi o to, by ją zwalczać. Chodzi o to, by zrozumieć pewne jej mechanizmy, a potem korzystać z tych, w które sami wierzymy i które najmniej nam szkodzą.

Saint Warsaw. Cały czas w obiegu

Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

Saint Warsaw to projekt Moniki łączący w sobie modę supernowoczesną z modą sprzed lat. Jak to możliwe? Projektantka porusza się w sferze upcyklingu i less waste, tworząc autorskie formy, a także oferując wachlarz skarbów vintage, które zaskakująco do naszych czasów pasują. Najnowsza kolekcja jest zawieszona pomiędzy różnymi dekadami. Powstała dziś, lecz spokojnie mogłaby powstać wczoraj czy przedwczoraj. Czarno-białe ujęcia przywodzą na myśl klasyczne sesje mody, tak dobrze znane choćby z archiwów „Vogue’a”. Prostota skontrastowana z dekonstrukcją tworzą duet o niezwykłej sile oddziaływania.

Gdy odwiedzam projektantkę w warszawskim atelier, mój wzrok przykuwają dżinsowa kurteczka Moschino, cała zadrukowana logo marki (ma ponad 20 lat, jak się okazuje), wełniany płaszcz w pepitkę z ramionami w stylu najnowszych projektów Isabel Marant (to z kolei prawie mój rok urodzenia), a także maleńkie torebki, którymi na sto procent inspirował się Simon Porte Jacquemus.

Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

Jednak na dłużej zatrzymuję się przy wieszaku z garniturami. Zaskakujące, nowatorskie konstrukcje, nieraz surowo wykończone, z drapowanymi, rzeźbiarskimi klapami, geometrycznie cięte, wszystkie z wysokogatunkowej wełny. Muszę je zmierzyć. Po kolei sprawdzam, jak leżą, i trudno mi uwierzyć, że w każdym kolejnym wyglądam jeszcze lepiej.

To znak firmowy Saint Warsaw. Szycie z materiałów odkupowanych z pracowni krawieckich (takich, które działają od 25–30 lat), często prawdziwych perełek o niespotykanych dziś jakości i splocie, produkowanych w polskich, nieistniejących już fabrykach lub praca na gotowych formach vintage.

Dla mnie jako projektantki tworzącej z materiałów drugiego obiegu w procesie projektowania ważne są nie tylko kwestie etyczne, ekologiczne, ale też estetyczne oraz to, aby projekty były nowatorskie pod względem formy. Z klasycznych marynarek, uznanych za niemodne, postanowiłam stworzyć coś nowego. Ożywić, odświeżyć klasykę, stworzyć swój własny new tailoring. Ubrania przerabiam ręcznie, szyję igłą i nitką, mogę wtedy wyczuć materiał, to, jak poddaje się pracy rąk, ale to długi i precyzyjny proces, w którym zdarza mi się przywiązać do ubrania – opowiada Monika.

To, czym się zajmuje, to projektowanie cyrkularne – temat, który wcale nie jest nowy, ale dopiero teraz bardzo powoli zyskuje popularność.

– Staram się tak projektować, aby maksymalnie wykorzystać materiał. Kiedy szukam formy w tej istniejącej, na przykład w marynarce vintage, nie zostaje mi wiele ścinków. Z nich zszywam lub plotę paski – tłumaczy Monika. – Jeśli coś się stanie z ubraniem, naprawiam sama. Informuję o tym klientki, mówię też, jak pielęgnować i czyścić ubrania, aby dłużej służyły. Proszę klientki o to, aby w razie chęci sprzedaży mojego projektu najpierw zwróciły się do mnie albo opowiedziały mi, komu je przekazują. To taki mój analogowy blockchain. Tworzą się z tego kolejne cudne historie! W ostatnim czasie zdarzyło mi się rozmawiać z ludźmi, którzy mają moje pierwsze projekty i noszą je od kilkunastu lat. Okazuje się, że niektóre trafiały z rąk do rąk. Cały czas były w obiegu, nie lądując na wysypisku ubrań.

Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

Zależy jej, by zwrócić uwagę, również innym projektantom, na potencjał tkwiący w tym, co odrzucone. „Nadmiar” to słowo klucz dzisiejszych czasów. – Uważam, że korzystanie z odpadów nie ogranicza twórczości, a wpływa na odkrywanie nieuświadomionych pokładów kreatywności. W nadmiarze wyrzuconych ubrań każdy projektant może znaleźć dla siebie materiał, który będzie odpowiadał jego estetycznemu wyróżnikowi – mówi.

Monika Surowiec. Do trzech razy sztuka

Sama zafascynowała się tematem prawie 20 lat temu. Podczas gdy Polki i Polacy rzucili się do nowo otwartych sieciówek i nieśmiało raczkujących markowych butików, ona wyszukiwała przeważnie elementy vintage, nawet z czasów przedwojennych. Swoją pierwszą kolekcję tematyczną zatytułowaną „Nomada” uszyła, łącząc przedwojenne halki z męskimi sportowymi T-shirtami.

– To, co innym wydawało się brzydkie, na tyle nieużyteczne, by to wyrzucić, bo miało przetarcia, dla mnie stanowiło punkt wyjścia. Było zapisem przeżyć, historii, których już nie poznam, ale które oddawałam do noszenia innym w nowych uszytych przeze mnie formach. Nie myślałam jednak, że to, co robię, jest pionierskie na polskim rynku.

Saint Warsaw / (Fot. materiały prasowe)

Był rok 2002, a jej projekty – szyte w pojedynczych egzemplarzach, wykonane z ubrań i materiałów drugiego obiegu – trafiły do Casamody (jednego z dwóch pierwszych warszawskich showroomów, drugim była Aliganza). Stamtąd ruszyły prosto do stylistów i sesji w magazynach mody. Ukazywały się w sesjach mody w „Twoim Stylu”, „Elle”, „Cosmopolitanie”, nieistniejącym już „A4” i wielu innych.

To był dla mnie szok, bo to były magazyny, które przeglądałam, myśląc, jak fajnie byłoby kiedyś z nimi współpracować – wspomina Monika. – Byłam wtedy bardzo młoda i nie wiedziałam, jak mam dalej rozwinąć to, co się właśnie działo. Zamiast kontynuować projektowanie, zajęłam się stylizowaniem oraz tworzeniem kostiumów. Pracowałam z wieloma osobami publicznymi, artystami, z aktorkami, aktorami, ale też prezesami czy dyrektorami banków i fabryk.

Pierwszy raz wróciła do projektowania w 2008 roku, gdy zaczęła robić torby. – Trafiły do paru osób, też z pierwszych stron gazet, które doceniały nowatorstwo – opowiada. – Łukasz Drgas, twórca "Magazynu Praga”, widząc moje torby, powiedział: „To nie wygląda jak recykling, to wygląda jak Balenciaga.

Początkowo były to charakterystyczne modele z metalowymi zamkami, następnie w 2010 roku powstała tzw. Black Origami/Vagina – torba z udrapowanego skórzanego płaszcza.

Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

To jeszcze nie był dobry czas na upcykling w modzie. Klientom podobały się oryginalne formy, ale nie interesowała ich idea. Zdarzały się też podróbki i to na masową skalę. Jeden z producentów toreb, z którym Monika nie chciała współpracować, powiedział jej wprost, że nie potrzebuje jej zgody na produkcję. Wystarczy zmienić 20 proc. projektu, by nie mogła się przyczepić. Od tamtej pory jest szczególnie wyczulona na kradzież pomysłów. A to, jak dobrze wiemy, zdarza się (nie tylko w Polsce) notorycznie.

Zanim wróciła drugi raz, otworzyła sklep vintage. Taki z prawdziwego zdarzenia. Na przekór temu, co można było w tego typu butikach znaleźć, Monika zaproponowała wyszukaną klasykę z lat 30., 40., aż do lat 90. Ubrania te okazały się tak ponadczasowe, że klientki były zaskoczone ich wiekiem.

Dostałam wiele głosów od klientek, projektantów, stylistów, że moja selekcja jest wyjątkowa i że brakowało na polskim rynku takiego wyboru oraz prezentacji wizualnej vintage, który ja proponuję. Były to dla mnie bardzo ważne głosy. Do dziś widzę swój wpływ na pojawiające się nowe vintage store’y. Cieszy mnie to bardzo – przyznaje.

Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

Zaraz zaczęła edukować klientów, pokazywać różnicę w jakości, trwałości. Ludzie wracali po więcej, a u Moniki było coraz więcej ubrań. Wtedy podjęła decyzję: ma na tyle dużo materiału do działania, by zacząć ponownie tworzyć. I tak w 2018 roku powstały kolejne formy upcyklingowe. Dla Moniki ważne jest, by tworzyć ubrania uniwersalne. Takie, które nie są przypisane do konkretnego wieku, płci czy rozmiaru, a mają unikatową konstrukcję. Nie znajdziemy u niej dwóch identycznych egzemplarzy. Rozmiarówka? Projektantka zaprasza na przymiarki.

Sama jestem świetnym dowodem na to, że to działa. – Swoje ubrania traktuję jako haczyk, którym zaczepiam ludzi. Kiedy je przymierzają, kupują, mam możliwość opowiedzieć o tym, jaka jest idea projektowania, skąd pochodzi materiał. Ludzie reagują na to naprawdę entuzjastycznie – mówi, a ja potwierdzam. Dałam się na ten haczyk złapać i zachwycona podaję dalej wszystko, czego się dowiedziałam.

Moda. W kierunku cyrkulacji

Moda od zawsze jest jedną z naszych potrzeb. Tę potrzebę możemy realizować, na przykład wybierając lokalne, odpowiedzialnie, czyli etycznie i ekologiczne działające marki, szczególnie te małe czy średnie. Możemy nagradzać je swoim wsparciem za każdy krok ku zrównoważeniu. To one są tym powietrzem dla mody. Na razie oddychamy płytko, ale mam nadzieję, że kiedyś weźmiemy głęboki oddech, myśląc o modzie – mówi Monika.

Rozmawiamy o wyzwaniach, które stoją teraz przed branżą odzieżową. Wiadomo, że konieczna jest jej transformacja i znalezienie nowych sposobów na działanie. – Koniecznością ze względu choćby na eksploatację nieodnawialnych surowców jest stworzenie modelu, nie tylko zresztą dla branży odzieżowej, opartego na zasadach ekonomii cyrkularnej – podsumowuje Monika.

Saint Warsaw (Fot. materiały prasowe)

Trudno uwierzyć, że mówiła to jeszcze przed trwającym właśnie kryzysem. Jej droga, choć do tej pory była traktowana raczej jako ciekawostka, a nie gotowe rozwiązanie, dziś ma szansę na popularyzację, o której jeszcze trzy miesiące temu nam się nie śniło.

To tylko udowadnia coś, co poczułam, jak tylko zamieniłam z Moniką pierwsze słowa. Ta kobieta ma wizję. I, jak to bywa z ludźmi z wizją, wyprzedza swoje czasy. Tym bardziej warto przyjrzeć się jej pracy. I przenieść do własnej rzeczywistości tyle, ile tylko zdołamy udźwignąć.

 

Kolekcja: Monika Surowiec / SAINT WARSAW
Zdjęcia: Piotr Porębski / Makata
Asystent fotografa: Kamil Twardowski
Makijaż i włosy: Kasia Olkowska
Modelka: Weronika Jakubowska/ Selective Management
Model: Jeremi Mroz / Selective Management
Studio: Makata

Harel
  1. Moda
  2. Premiery
  3. Monika Surowiec: Kobieta z wizją
Proszę czekać..
Zamknij