
Zaraz po wojnie to miejsce do pracy zbudował sobie sam. Wypełnił je nie tylko rzeźbami, lecz także antykami, wyciągniętymi z gruzów okruchami przedwojennej Warszawy, i kolekcją sztuki ludowej. Kuratorka Lena Wicherkiewicz oprowadza nas po zabytkowej pracowni rzeźbiarza Karola Tchorka.
Na stole pośród narzędzi leży ręcznie zapisana kartka z wierszem, który zaczyna się od słów „Modlę się żeby głupi ludzie nie zniszczyli Wisły. Modlę się żeby mądrzy ludzie zrozumieli Wisłę…”. Rzekę musiał przekraczać codziennie przez 34 lata, jadąc do pracowni na Smolnej, a potem wracając do domu na Saskiej Kępie. Być może pokochał ją jeszcze przed wojną, kiedy na życie zarabiał jako piaskarz. Karol Tchorek zapisał się jako autor pomników i właściciel jednej z najpiękniejszych pracowni w stolicy, którą dla zwiedzających otworzyło niedawno Muzeum Warszawy.

Konwencja XIX-wiecznej pracowni
Smolna 36. Trudno tu trafić. Brama wystawnej kamienicy Branickich nie kojarzy się z wnętrzem pełnym gipsu i gliny. Potem dziedziniec, kolejna brama, kilka schodków. – Karol Tchorek pojawił się tu w 1951 roku, dostał pozwolenie na odbudowanie oficyny i urządzenie pracowni. To miała być rekompensata za utracony salon sztuki Nike, który założył jeszcze w czasach okupacji na Marszałkowskiej 63 w dawnym sklepie Wedla – mówi kuratorka Lena Wicherkiewicz.
Kiedy tu się pojawił, miał 47 lat i był wziętym rzeźbiarzem. Chwilę wcześniej wygrał konkurs na projekt charakterystycznych warszawskich tablic Miejsca Walki i Męczeństwa, które powieszono w blisko 160 punktach miasta. Był typem aktywisty, udzielał się m.in. w Związku Polskich Artystów Plastyków. Cieszył się uznaniem władz. Dzięki temu mógł stworzyć pracownię na miarę swoich ambicji i potrzeb.
– Wybrał konwencję XIX-wiecznej pracowni. Wysoką na prawie sześć metrów, z wielkim oknem, kawaletami i sztalugami. Antresolę i schody wykonał sam. Cementowa posadzka jest przedwojenna, w całości przeniesiona z dawnej galerii Nike, która została rozebrana w związku z budową ulicy – mówi Wicherkiewicz i dodaje, że wszechobecne w pracowni politurowane meble z XIX i XX wieku wynikały z upodobań artysty. Są też fragmenty rzeźb ocalałych z gruzów Warszawy, kilka precyzyjnie wykonanych zestawów do gry w szachy, nawet sztaluga jest rzeźbiona. – Lubił otaczać się antykami, czasami też nimi handlował, prowadząc tu coś na kształt antykwariatu, przez całe życie był bardzo zaradny i operatywny – zdradza kuratorka.
– Tchorek w tym czasie uczestniczył we wszystkich możliwych konkursach pomnikowych. To była jego specjalizacja. Zresztą nic dziwnego, bo został ukształtowany w pracowni Tadeusza Breyera, który twierdził, że sztuka powinna służyć społeczeństwu – mówi kuratorka, wskazując na gipsowe opracowania głowy Broniewskiego, model nagrobka Strzemińskiego, Piłsudskiego czy model pomnika Warszawskiej Jesieni (1975) w formie kubizującego klucza wiolinowego. Tuż obok stoją przedwojenne prace – głowa dziewczyny z Kurpi w stylu art déco czy praca dyplomowa – leżące dziecko.

Historie poukrywane w zakątkach
Pochodził z rodziny o chłopskich korzeniach, dokonał wielkiego awansu społecznego, więc socrealizm przemawiał do niego ideowo. W „Macierzyństwie” (1952) – przedstawieniu krzepkiej matki z chłopczykiem na rękach, płaskorzeźby, która wciąż dekoruje warszawski MDM, ukrył portrety żony i syna Olafa. Gipsową sylwetkę hutnika czy projekty medali okolicznościowych można wypatrzyć na drugich planach. W pracowni zachowały się ciężkie buty do pracy i fartuch, a zwiedzanie z kuratorką odsłania przynajmniej niektóre z poukrywanych historii: główka dziewczyny z końskim ogonem to portret wieloletniej kochanki. Pośmiertna maska młodszego syna, który jako nastolatek odebrał sobie życie. Czy kolekcja huculskich kafli. – Zbierał je jeszcze od przedwojnia, miał słabość do sztuki ludowej, o czym świadczy też zbiór rzeźb Leona Kudły, który też był przechowywany w pracowni. Z Kudłą podobnie jak z Teofilem Ociepką łączyła go przyjaźń – dodaje Wicherkiewicz, powołując się m.in. na znalezione w pracowni listy.
Pożółkła kartka w ściennym kalendarzu wskazuje 10 kwietnia 1985 rok, dzień imienin Antoniego, Marka, Małgorzaty oraz śmierci Karola Tchorka. Data zamyka tylko jeden z rozdziałów w historii tego miejsca. – Po śmierci artysty pracownię przejęła wdowa i drugi z synów Mariusz Tchorek – krytyk sztuki, tłumacz i psychoterapeuta, który wprowadził do przestrzeni swoją żonę – brytyjską artystkę Katy Bentall. Katy tworzyła tu zresztą kilka interwencji widocznych na ścianach, jak np. napisy Mice writing czy Your mirror scarred my wall. Pokazujemy też obraz – mówi kuratorka i dodaje, że artystka w 2021 roku zdecydowała się przekazać przestrzeń wraz z wyposażeniem i pracami na rzecz Warszawy. Po inwentaryzacji i badaniach miejsce otworzyło się dla zwiedzających.
Zwiedzanie pracowni Karola Tchorka jest możliwe we wtorki w godzinach 10.00-16.00, po zakupieniu biletu online lub stacjonarnie w kasie Muzeum Warszawy przy Rynku Starego Miasta 42. Ceny biletów: normalny 5 zł, ulgowy 3 zł, Adres: ul. Smolna 36 lok. 11









Zaloguj się, aby zostawić komentarz.