W filmie „My Old Ass” reżyserka Megan Park pokazuje spotkanie nastolatki u progu dorosłości z 39-letnią wersją samej siebie. O co pyta młoda dziewczyna? Przed czym ostrzega ją dojrzała kobieta? Film skłonił mnie do refleksji o własnej młodości. Co powiedziałabym sobie sprzed lat?
Megan Park pamiętałam z roli świętoszkowatej Grace w „Tajemnicy Amy” (to ten serial dla nastolatków, w którym 15-letnia Shailene Woodley zachodzi w niechcianą ciążę). W pandemii zachwyciłam się filmem „Następstwa”, którym aktorka zadebiutowała jako reżyserka. Vada (Jenna Ortega) i Mia (Maddie Ziegler) mierzyły się w nim z konsekwencjami szkolnej strzelaniny. Choć pozornie nic im się nie stało, bolesne i przerażające doświadczenie zmieniło ich życie na zawsze. O tak trudnym temacie – nie tylko na poziomie osobistych przeżyć, lecz także amerykańskich kolektywnych traum – Park opowiedziała z wrażliwością, ale i pewnością siebie o wiele dojrzalszej twórczyni.
W filmie „My Old Ass” 19-letnia Elliott spotyka siebie samą, ale w wieku 39 lat
Nie mogłam się więc doczekać jej kolejnego filmu. „My Old Ass” pokazała najpierw na Sundance, w Polsce premierowo oglądali go widzowie American Film Festival. Do obsady zaprosiła Maisy Stellę, która błyszczy tak jak w „Następstwach” Ortega i Ziegler, oraz moją ulubienicę Aubrey Plazę, której kolejne – umówmy się, bardzo do siebie podobne – wcielenia śledzę od czasu serialu „Parks and Recreation”. W tamtej produkcji Plaza grała wchodzącą w dorosłość dziewczynę, która trafia do pracy ze starszymi od niej, w dużej mierze sfrustrowanymi urzędnikami. Dzięki ich przyjaźni, miłości do optymisty i talentowi April spuści trochę z tonu. Ale łatka cynicznej milenialki, która przewraca oczami na każdy przejaw naiwności, przylgnęła do niej na tyle, że w podobnych rolach obsadzano ją w „Białym Lotosie”, „To zawsze Agatha” czy „Randka na weselu”. Poza schemat wychodzi w „My Old Ass”, gdzie nie gra już wiecznie niedojrzałej dwudziesto- albo trzydziestolatki, lecz dobiegającą czterdziestki (jej postać wielokrotnie powtórzy, że ma 39, a nie 40 lat) kobietę po przejściach.
Przywołuje ją, a właściwie wywołuje, jak wywołuje się duchy, 19-letnia Elliott, która w urodziny postanawia wziąć z przyjaciółkami grzyby. Ale 39-letnia wersja jej samej nie wydaje się być tylko halucynacją. „My Old Ass” przez jakiś czas towarzyszy jej w codziennym życiu, by przeprowadzić ją przez kluczowy moment – wyjazd z domu rodzinnego na studia, konflikty z rodziną, pierwszą miłość. Najważniejszej rady, ostatecznie ku uciesze 39-latki, Elliott nie posłucha. Spróbuje się dowiedzieć, jak wygląda świat 20 lat później – nie można już mieć trójki dzieci, gdzieś w tle w głośniku telefonu wyją syreny alarmowe, jeździ się na wyjazdy medytacyjne wymyślone przez Penelope Disick (12-letnią dziś córkę Kourtney Kardashian). Ale przede wszystkim Elliott spróbuje się dowiedzieć, jak będzie wyglądało jej życie – czy będzie miała żonę, gdzie będzie pracować, co się stanie z jej rodzicami. Dorosła Elliott udziela zdawkowych odpowiedzi. Nie chce tej młodej spoilerować życia ani zmieniać jej decyzji odnośnie tego, co tu i teraz.
Ta abstrakcyjna, a nawet absurdalna sytuacja, która dzięki Megan Park wydaje się absolutnie przekonująca, natchnęła mnie do refleksji nad sobą. Gdy byłam w wieku Elliott, najbardziej na świecie pragnęłam wiedzieć, czy poznam miłość mojego życia. Na drugim miejscu było pytanie o pracę – czy spełnię swoje marzenia, czy będę bogata, czy będę pisać. Pozostałe wyobrażenia rysowały się mgliście – nie wiedziałam, czy chcę mieć dzieci, nie zastanawiałam się, czy zostanę w Polsce, nie miałam wizji tego, jak powinnam wyglądać. Chyba mi się udało – moje życie nie rozczarowałoby tamtej dziewiętnastolatki. Ale co dziś powiedziałabym tamtej dziewczynie, by uchronić ją przed błędami? Oczywiście, „My Old Ass” opowiada właśnie o tym, że nie da się ich uniknąć, ale…
Co poradziłabym sobie sprzed lat, gdybym dostała taką szansę, jak bohaterka „My Old Ass”?
Większość dzieciaków pragnie przynależeć do grupy. Ja taka nie byłam. Paradoksalnie więc, zamiast rady, którą pewnie wiele osób by udzieliło, powiedziałabym dawnej sobie: postaraj się poznać ludzi. Tych z innej bajki, spoza bańki, o innym sposobie myślenia. W ogóle przekonałabym siebie sprzed lat, żeby doświadczała, kosztowała, próbowała. Także tego, co nie do końca dozwolone. Gdy na przełomie lat 90. i 2000. stawałam się dorosła, wciąż pokutowało przeświadczenie, że dziewczynki powinny być grzeczne. Na szczęście moi rodzice nigdy nie posługiwali się tymi kategoriami, ale miałam je tak silnie zinternalizowane, że brakowało mi odwagi do eksperymentów. Przede wszystkim w miłości.
Najważniejsze przesłanie „My Old Ass” brzmi: nie bój się miłości, nie bój się związanego z nią cierpienia, nie bój się podążać za głosem serca. Gdybym dziś mogła spotkać tamtą nastolatkę, przekonałabym ją, że wszystko ułoży się dokładnie tak, jak powinno. A każde potknięcie jest tylko częścią planu. Czasem to błędy pozwalają nam lepiej zobaczyć drogę, która się przed nami wyłania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.