TikTok podbił hasztag #WomenInMaleFields. Jak kobiety obnażają seksizm i mizoginię?
A co, gdyby zamienić się rolami i potraktować faceta komentarzem, jaki wielokrotnie słyszała każda dziewczyna? Na przykład: „Uśmiechnij się! Złość piękności szkodzi!”. Spontaniczna inicjatywa #WomenInMaleFields szturmem zdobywa media społecznościowe, a kolejne kobiety rozgrywają codzienne sytuacje w związkach jak typowy mężczyzna i przy okazji obnażają mikroseksizmy wpisane w heteroseksualne relacje.
Kto wie, może dzięki dziewczynom z TikToka Nicki Minaj zmieni zdanie na temat jednego ze swoich największych przebojów. Posty opatrzone hasztagiem #WomenInMaleFields (zmyślna gra „kobietami w męskich dziedzinach”, określeniem stosowanym zazwyczaj do opisu nierówności płci na rynku pracy i w edukacji wyższej) łączy przede wszystkim forma. To opis scenek z życia miłosnego, w których kobiety wchodzą w rolę stereotypowego mężczyzny – i tak jak stereotypowy mężczyzna reagują na pytania o plany na wieczór albo status relacji. Ale posty łączy coś jeszcze. Za podkład do wszystkich służy ta sama piosenka: „Anaconda”, singiel Nicki Minaj sprzed dziesięciu lat. Minaj stwierdziła w jednym z wywiadów, że numer był „durnym wygłupem”, ale przecież nie wykręciłaby historycznego wyniku miliarda wyświetleń teledysku – po raz pierwszy udało się to raperce – kawałkiem bez znaczenia.
Kto pamięta ten odcinek „Przyjaciół”, w którym Ross zabawia swoją kilkutygodniową córeczkę nieprzyzwoitą piosenką? Tym kontrowersyjnym utworem jest „Baby Got Back” muzyka działającego pod szyldem Sir Mix-a-Lot, skrajnie seksistowska w tonie oda do kobiecych krągłości. I to ten numer sampluje Minaj w „Anacondzie”, deklaracji seksualnej niepodległości dziewczyny, która w przyjemności płynącej z ciała odnajduje wolność i siłę. „Anaconda” jest feministycznym hymnem na samplu z mizoginicznego hitu, więc – dokładnie tak jak #WomenInMaleFields – odwraca perspektywę w słusznej sprawie.
Różne kobiety, ten sam facet
I tak jak teledysk do „Anacondy” cieszy subtelną satyrą na męskie fantazje erotyczne – tak samo wyznania z kategorii #WomenInMaleFields bywają niedorzecznie zabawne. – Nie odpowiedziałam na jego wiadomość, ale polubiłam relację na Instagramie – postuje jedna użytkowniczka TikToka. – Zapytał, czy mamy jakiś plan na dziś, a ja odpisałam: nie wiem, możesz wpaść, jeśli chcesz – rzuca inna. – Umówiliśmy się na siódmą, więc o szóstej wyłączyłam telefon – następny przykład. – Doszłam przed nim, cmoknęłam go w czoło, a potem go zghostowałam – jeszcze jeden. – Gdy precyzyjnie nazywa moje zachowania, które zraniły jego uczucia, odpowiadam: przykro mi, że tak się czujesz – i jeszcze jeden. – Gdy w kółko pytał mnie, czy coś się stało, bo jestem jakaś inna i ciągle pracuję, odpowiedziałam, że jest przewrażliwiony i żeby tak wszystkiego nadmiernie nie analizował, bo to niezdrowe – to pierwszy trend z Tik Toka od lat, który dostarcza tylu kapitalnych przykładów.
Pod banderą #WomenInMaleFields zbierają się wyłącznie mocne cytaty – to nieocenione źródło ciętych ripost. Można by wręcz pomyśleć, że napisały je do spółki Nikki Glaser i Iliza Shlesinger, dwie amerykańskie komiczki, znane z celnego punktowania absurdów życia randkowego. A jednak te żarty napisało samo życie i byłyby śmieszne, gdyby nie były smutne. – Czy my spotykamy się z tym samym facetem? – ten komentarz regularnie pojawia się pod postami publikowanymi w ramach akcji, które układają się w niepokojąco prawdziwą opowieść o uniwersalnym doświadczeniu heteroseksualnej kobiety.
Spis czerwonych flag
Zobaczyłam go w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek – zaczyna swoją rolkę polska influencerka Red Lipstick Monster. – Gdy zaprotestował, wypunktowałam mu, że po pierwsze, sam się o to prosi tym ubiorem, więc niech nie przesadza, a po drugie, powinien wiedzieć, że ten klaps to najlepszy komplement, jaki może ode mnie dostać. Gdy odpowiedział, że to chamskie i przedmiotowe traktowanie, przypomniałam mu, że złość piękności szkodzi i powinien się uspokoić, bo jak będzie tak histeryzował, to żadna go nie zechce.
Fundamentem trendu Women In Male Fields są opowieści z randek i sytuacji w heteroseksualnych związkach, które mają uzmysławiać skalę powszedniej mizoginii, bo przecież te wszystkie komentarze o roszczeniowych histeryczkach wynikają z patriarchalnego przekazu na temat kobiet, rzekomo nadwrażliwych i bezradnych wobec huśtawki hormonów. Ale kolejne publikacje poszerzają spektrum tematyczne – i dotykają generalnego układu sił w relacji kobieta – mężczyzna, często definiowanej przez różne znormalizowane formy opresji: od robienia z kobiet wariatek, gdy udzielają im się silne emocje, przez slut-shaming, gdy swobodnie korzystają ze swojej seksualności, po obracanie napastliwego flirtu w żart i wyrzucanie dziewczynom, którym taka forma podrywu nie odpowiada, że są sztywniarami bez poczucia humoru.
Trend Women In Male Fields zrodził się z idealistycznego przekonania, że w tym rewersie ról jest metoda skuteczna jak odwrócona psychologia – gdy mężczyźni poczują, jak boli i frustruje notoryczne umniejszanie racji, trywializowanie potrzeb i demonizowanie reakcji emocjonalnych, może zrozumieją, czego nie należy robić i mówić. Parę tygodni później, w trakcie których w trend włączyło się kilka milionów kobiet, #WomenInMaleFields stało się kompendium wiedzy na temat alarmujących zachowań w związkach – tych, które się dopiero zaczynają, i tych, które trwają od lat – oraz zalążkiem wspierającej dziewczyńskiej wymiany doświadczeń. I znakiem czasów.
Mikroseksizmy na skalę makro
Match Group, koncern technologiczny, do którego należą aplikacje i serwisy randkowe, jak Tinder, Hinge, Match.com i OkCupid, donosi w raportach zysków i strat, że od siedmiu sezonów obserwuje odpływ użytkowniczek i użytkowników, którzy wcześniej decydowali się na płatne subskrypcje. Ponad połowa kobiet, które wzięły udział w zeszłorocznym badaniu opinii publicznej Pew Research Center, przyznała, że negatywnie ocenia kontakty z mężczyznami w aplikacjach. Okazuje się, że po latach edukacji o wadze partnerstwa kobieta w związku wciąż jest traktowana przedmiotowo, a na tych heteropesymistycznych refleksjach wyrastają takie koncepcje, jak bycie boysober, czyli świadomy detoks od randek i związków.
Powszechne mikroseksizmy – uszczypliwe komentarze, oceny, gesty wynikające z konserwatywnego poglądu na miejsce kobiety w świecie – są jednym z powodów, dla których dziewczyny rezygnują z poszukiwania partnera. Ale, i to wypada podkreślić, wspomniane drobne akty dyskryminacji ze względu na płeć bywają nieintencjonalne, bo wynikają z głęboko zinternalizowanych uprzedzeń. To te wszystkie żarty z inteligencji blondynek albo społecznie akceptowana beka z tego, że gdy kobieta jest wściekła, to znaczy, że ma okres. Kobiety publikujące posty z hasztagiem #WomenInMaleFields solidarnie stawiają opór mikroseksizmom. A z formy, w jakiej to robią, płynie uniwersalna lekcja równości: nie czyń drugiemu, co kobiecie niemiłe.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.