Kata Haratym projektuje ubrania inspirowane strojem historycznym. Liczbę sylwetek ogranicza do minimum, maksimum skupienia poświęca detalom. Na dodatek potrzeba już niewiele, wystarczą ciężkie, skórzane buty. – Jestem antybasicowa, tego mamy już pod dostatkiem. Dostarczam dramatyczny look z przymrużeniem oka – mówi. W marcowym wydaniu „Vogue Polska” znajdziecie sesję poświęconą najbardziej utalentowanym polskim młodym twórczyniom i twórcom mody. Na Vogue.pl poznacie ich historie.
Skąd pasja do projektowania?
Już w szkole średniej wymyślałam i szyłam kostiumy. To było moje hobby, nie wiązałam z nim przyszłości. Studiowałam filologię szwedzką. Uwielbiam kulturę i język tego kraju, ale na trzecim roku zdałam sobie sprawę, że nie widzę się w roli tłumaczki. Wzięłam udział w warsztatach technik szycia haute couture prowadzonych przez Pat Guzik i złożyłam papiery na krakowską SAPU. Nie miałam zielonego pojęcia o rysunku i projektowaniu!
Do studiów podeszłaś ambitnie.
Od pierwszego roku brałam udział w konkursach, sesjach edytorialowych. Miałam okazję spędzić trochę czasu w FAHMODA w Hanowerze oraz rozwinąć nowe umiejętności podczas Art & Fashion Forum w Poznaniu. Przez pięć lat projektowałam równocześnie pod swoim nazwiskiem, jak i dla dwóch największych koncernów odzieżowych w Polsce. Moja autorska marka Kata Haratym sprzedaje się głównie za granicą.
Czym się inspirujesz?
Fascynuje mnie historia ubioru. Lubię detale – często widać to w moich projektach. Moda zdominowana jest przez funkcjonalizm i minimalizm, ja lubię rozmach misternej sukni. Mogę połączyć ją ze sneakersami, kto mi zabroni! W projektach jestem antybasicowa, tego mamy już pod dostatkiem. Dostarczam dramatyczny look z przymrużeniem oka i luksusowymi wykończeniami.
Tworzysz spektakularne ubrania, ale niewiele.
Moje kolekcje są nieduże. Cenię sobie współpracę z lokalnymi krawcowymi i konstruktorkami.
Jak wyglądała praca nad twoją ostatnią kolekcją?
„Queendom” to mała kapsuła. Składa się zaledwie z sześciu sylwetek. Na początku pandemii zastanawiałam się, czy w ogóle proponować na ten czas coś nowego. Doszłam jednak do wniosku, że warto. Postanowiłam ograniczyć liczbę do minimum, a maksimum skupienia poświęcić detalom. Materiały zamawiałam z ulubionych sklepów zdalnie, wiele spotkań odbyłam przez telefon. Nie byłam nawet na planie kampanii! W Londynie sfotografowała ją Ina Lekiewicz, którą podziwiam od dawna. Wysłałam jej kolekcję kurierem, z pełnym zaufaniem, że zrobi wyborne zdjęcia. Tak się oczywiście stało.
W jaki sposób projektujesz?
Zaczynam od wyboru materiałów. To one wyznaczają kierunek mojej pracy. Do tej pory część tkanin przywoziłam z podróży, część zamawiam ze sklepów i hurtowni, chętnie odkupuję też nadwyżki magazynowe od innych projektantów. To nieduże ilości tkaniny, więc powstają z nich pojedyncze sztuki ubrań – siłą rzeczy niepowtarzalne. Do sylwetek wprowadzam sporo marszczeń i falban. Mam tendencję do wykorzystywania horrendalnych ilości tkaniny w jednej sukience, na przykład model Aurora z włoskiej mieszanki lnu i bawełny pochłania osiem metrów bieżących materiału. Do tego modelujące fiszbiny i marszczone gumką panele wszyte po bokach. Na pierwszy rzut oka dużo tu nawiązań do ubioru historycznego, ale wystarczy ciężkie obuwie, żeby nadać współczesny pazur.
Jak widzisz przyszłość mody?
Moda przechodzi aktualizację. Coraz chętniej skłania się ku rozwiązaniom korzystnym dla środowiska. Wiele mówi się o użyciu atestowanych materiałów i lokalnej produkcji. Sama staram się projektować rzeczy na lata, takie, które posłużą dłużej niż jeden sezon. Wróżę rozwój wypożyczalniom ubrań. Ten model ma szanse bardzo się rozwinąć.
* Kata Haratym jest jedną z bohaterek poświęconej młodym projektantom sesji w marcowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w kioskach oraz tu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.