Czasami imponujące budżety, gwiazdorskie obsady i doświadczeni twórcy to za mało. Oto pechowa 13 filmowych wpadek. Niektóre z czasem zyskały status kultowych, inne na dobre odeszły w zapomnienie.
„Koty”: Materiał na memy
Filmowe adaptacje adaptacji rzadko się udają. Od premiery zwiastuna ekranizacja nagrodzonego statuetką Tony musicalu Andrew Lloyda Webbera na podstawie tomiku powieści T.S. Eliota stała się materiałem na memy. Po premierze było tylko gorzej. Mimo gwiazdorskiej obsady (na czele z Jennifer Hudson, Judi Dench, Taylor Swift, Idrisem Elbą i Ianem McKellenem) zgarnął aż sześć Złotych Malin. Wedle szacunków, wytwórnia straciła na produkcji ponad 100 mln dolarów.
„Wyspa piratów”: Tonący statek
Historia pirackiej załogi pod dowództwem Geeny Davis na tropie zaginionego skarbu przez lata figurowała w księdze rekordów Guinnessa jako największa kasowa klapa. Twórcy od początku mieli pecha – najpierw były problemy ze skompletowaniem obsady, potem kolejne awarie i kosztowne opóźnienia. Przy blisko stumilionowym budżecie „Wyspa piratów” zdołała zarobić zaledwie jedną dziesiątą tej kwoty. Wytwórnia Carolco Pictures była zmuszona ogłosić bankructwo, a Davis nigdy nie odzyskała dawnego blasku, stopniowo popadając w zapomnienie (przypieczętowane występem w dziwacznym „Stuarcie Malutkim”).
„Batman i Robin”: Upadek superbohatera
Gdy George Clooney otrzymał propozycję zagrania Batmana, myślał, że będzie to jeden z najważniejszych filmów w jego dorobku. Mimo dobrej obsady (obok Clooneya, m.in. Uma Thurman, Alicia Silverstone i Chris O’Donnell) „Batman i Robin” zebrał tragiczne recenzje. – Po premierze filmu byłem pewien, że właśnie zabiliśmy jedną z najbardziej dochodowych franczyz w historii kina. Do czasu aż lata później ktoś postanowił wrócić do historii Batmana i opowiedzieć ją, jak należy – powiedział po latach Clooney.
„Diuna”: Kultowy kamp
Dla ekranizacji kultowej powieści Franka Herberta David Lynch zrezygnował z propozycji wyreżyserowania czwartej części „Gwiezdnych wojen”. Miał później żałować tej decyzji. Złożona fabuła, wielowątkowa akcja i presja producentów, którzy nalegali, by film trafił do kin jak najszybciej, doprowadziły do porażki. Sam Lynch obiecał sobie nigdy filmu nie oglądać, a Kyle MacLachlan obawiał się, że będzie to koniec jego kariery. Po latach kampowy klimat „Diuny” zapewnił jej status kultowej produkcji. W tym roku z tytułem zmierzy się Denis Villeneuve, a w rolę Paula wcieli się Timothée Chalamet.
„Gigli”: Nieromantyczna komedia
Martin Breast nigdy nie był pierwszoligowym reżyserem, ale w jego dorobku znalazło się kilka dobrych filmów, w tym oscarowy „Zapach kobiety”, „Gliniarz z Beverly Hills” i „Joe Black”. Gdy ujawniono, że filmowiec pracuje nad komedią z Jennifer Lopez i Benem Affleckiem, najgorętszą parą tamtego czasu w rolach głównych, „Gigli” wróżono komercyjny sukces. Nic z tego. Porażka była tak dotkliwa, że po premierze reżyser wycofał się z zawodu.
„Grindhouse”: Dwa w jednym
Pomysł na połączenie dwóch filmów w jeden, trwający ponad trzy godziny tytuł, nie brzmi jak przepis na sukces. Nawet jeżeli wpadł na niego Quentin Tarantino. Choć jego „Death Proof” i „Planet Terror” powstawały osobno, trafiły do kin pod wspólnym tytułem „Grindhouse”. Niedługo po premierze zaczęto je pokazywać osobno. Każdy z nich zyskał własne grono fanów.
„Kobieta-Kot”: Nudny komiks
Krytycy nie zostawili na filmie suchej nitki, a znudzeni widzowie opuszczali salę przed końcem seansu. Nie pomógł stumilionowy budżet, uwielbiana postać z komiksów ani będąca u szczytu sławy Halle Berry. Za występ aktorka otrzymała Złotą Malinę, którą jako jedna z niewielu w historii wydarzenia, zdecydowała się odebrać statuetkę osobiście. – Chciałabym podziękować mojemu menedżerowi, za to, że tak skutecznie potrafi przekonać mnie do każdego projektu, nawet jeżeli wie, że to absolutne ścierwo – powiedziała.
„Jupiter: Intronizacja”: Kosmiczna bzdura
Po sukcesie „Matriksa” siostry Wachowskie stały się jednymi z najważniejszych twórczyń kina science fiction. Udało im się utrzymać status nawet po mniej udanych kontynuacjach, „Reaktywacja” i „Rewolucja”, oraz niedocenianym „Atlasie chmur”. Sytuację zmieniła premiera „Jupitera”, który szumnie zapowiadano jako „spotkanie »Matrixa« i »Gwiezdnych wojen«”. Reżyserki otrzymały imponujący budżet blisko 180 milionów dolarów (która i tak stanowiła jedynie okrojoną część tego, o co prosiły). Gdy lwią część sumy pochłonęły efekty specjalne, zabrakło funduszy na wszystko inne. Szybko posypała się oryginalna obsada – Natalie Portman zastąpiła Mila Kunis, zatrudniono Channinga Tatuma, Vanessę Kirby i Eddiego Redmayne’a. Gdy film trafił w końcu do kin, zderzenie oczekiwań z rzeczywistością było bardzo dotkliwe.
„Zakazana miłość”: Tanie romansidło
Po oscarowym „Purpurowym deszczu” Prince rozpoczął pracę nad nowym filmem. Piękny Christopher Tracy kocha przede wszystkim siebie. Wszystko zmienia się, gdy poznaje dziedziczkę fortuny Mary Sharon. U boku muzyka miała wystąpić Madonna, a za kamerą stanąć Mary Lambert. Mimo porażki filmu, ścieżka dźwiękowa pokryła się platyną.
„Matki w mackach Marsa”: Bajka nie dla dzieci
Na każdy udany film animowany, który odniósł spektakularny sukces, przypada kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt takich, które przeszły bez echa. Jednym z nich jest wyprodukowana przez Roberta Zemeckisa („Forrest Gump”) historia chłopca, który stara się uratować mamę porwaną przez obcych. Widzowie opuszczali seans, bo dzieci bały się niepokojąco realistycznych postaci. Kosztowna inwestycja nie wróciła się nawet w połowie.
„The Room”: Najgorszy w historii
Banalna fabuła, przerysowane postacie i amatorska gra aktorska – film Tommy’ego Wiseau prezentowany jest na uczelniach filmowych jako przykład fatalnej produkcji. Ta przedziwna mieszanka zapewniła „The Room” status kultowego, a reżyser filmu doczekał się nawet biografii. W „Distaster Artist” James Franco stanął za kamerą, i, podobnie jak Wisneay, wcielił się w główną rolę u boku brata, Dave’a.
„I kto to mówi 3”: Koniec franczyzy
Złota zasada Hollywood brzmi: „Trzeba wiedzieć, kiedy zakończyć nawet najbardziej dochodową franczyzę”. Niestety pokusa zarobienia kilku kolejnych milionów bywa silniejsza. Tak było w przypadku „I kto to mówi 3”. Po sukcesie pierwszej części, która stała się familijnym klasykiem, do kin trafiła kontynuacja komedii. Film cieszył się umiarkowaną popularnością, co jednak nie zniechęciło twórców. Na szczęście spektakularna klęska trzeciej odsłony (na platformie Rotten Tomatoes film zdobył imponującą ocenę 0/10) skutecznie ich do tego zniechęciła.
„Movie 43”: Gwiazdy w szmirze
Szkatułkowa opowieść o reżyserze, próbującym przekonać producentów do swojego filmu, na który składa się 11 krótkich historii, to absolutnie najgorsza produkcja XXI wieku. „Movie 43” to nieśmieszna (i często zwyczajnie obrzydliwa) komedia, w której z niezrozumiałych powodów wzięła udział plejada gwiazd – od Kate Winslet, przez Gerarda Butlera, po Emmę Stone. Po seansie, o którym chce się jak najszybciej zapomnieć, w głowie pozostaje jedno pytanie: Dlaczego?!
* Więcej materiałów kręcących się wokół kina w styczniowo-lutowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.