Pokochały ich córki, matki, a nawet ojcowie. Wzdychano do ich urody i podziwiano nieprzeciętny talent. Stylem, charyzmą i wrażliwością inspirowali filmowców i projektantów. A oni skutecznie wymykali się stereotypom. Poznajcie aktorów, którzy na naszych ekranach świecili w tym roku najjaśniej.
Aaron Altaras: Na podbój świata
Któż z nas nie googlował nazwiska niemieckiego aktora już po seansie pierwszego odcinka serialu „Unorthodox”? Netfliksowa produkcja, której premiera zbiegła się w czasie z początkiem globalnego lockdownu, wyniosła Altarasa na szczyt. W ojczyźnie znany był już o wiele wcześniej. Rozpoznawalność przyniósł mu film Marcela Gislera „Mario” z 2018 roku, w którym zagrał obiecującego piłkarza. Gdy dołącza do nowej drużyny, zakochuje się z wzajemnością w jej najzdolniejszym napastniku.
Gdyby nie „Unorthodox”, świat mógłby o Altarasie nie usłyszeć. Aktor wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że niemieckie kino jest hermetyczne. On sam marzył o światowej karierze. Może dlatego, że pochodzi z wielokulturowej rodziny artystów? Pierwszą rolę dostał przypadkiem, jeszcze podczas nauki w szkole średniej. Później na moment rzucił aktorstwo, bo chciał rozpocząć studia filozoficzne na Uniwersytecie w Amsterdamie. Szybko doszedł do wniosku, że robienie filmów sprawia mu naprawdę dużą przyjemność. I tak już zostało.
Nie trzeba było długo czekać, by Altarasem zachwycił się także świat mody. W jednej z pierwszych sesji dla „GQ”, tuż po premierze „Unorthodox”, ubrany jest wyłącznie w kreacje Valentino. Pół roku później gościł też na pokazie domu mody w Mediolanie. W lipcu wystąpił też w plenerowej prezentacji kolekcji Jacquemusa. Ubrany w lniane spodnie i luźną, powiewającą na wietrze koszulę, w ręku niósł koszyk z truskawkami. Trudno było się nie rozmarzyć.
Josh O’Connor: Książę w ready-to-wear
Nikt w show-biznesie nie nosi swetrów, tak jak Josh O’Connor. Wcześniej wyglądał w nich tak dobrze chyba tylko Steve McQueen.
Zasług młody brytyjski aktor ma jednak znacznie więcej. Mimo wielu wad, haniebnych uczynków i wyjątkowo negatywnego nastawienia książę Karol, którego gra w „The Crown”, da się na swój sposób lubić. O’Connor opowiada jego historię z wyjątkową wrażliwością. Pokazuje wyniosłego, ale też zniszczonego przez system człowieka, który szuka prawdziwej miłości i zrozumienia.
Za rolę następcy brytyjskiego następcy tronu O’Connor zgarnął nominację do nagrody BAFTA. Wcześniej dał się poznać widzom jako Johnny Saxby w porównywanym często do „Tajemnicy Brokeback Mountain” filmie „Piękny kraj” czy jako Mr. Elton w „Emmie”. Teraz też nie może narzekać na brak zajęć. W National Theatre występuje w najnowszej adaptacji „Romea i Julii” (spektakl jest nagrywany bez udziału publiczności, a następnie emitowany w internecie), a w 2021 roku premierę będzie miał film „Mothering Sunday”, na którego planie spotkał się ponownie z Olivią Colman (w produkcji wystąpi także Colin Firth).
A moda także mu po drodze. Od kilku lat jest ulubieńcem Jonathana Andersona, który obsadza go w kampaniach autorskiej marki i domu mody Loewe. Siatkę wpływów tego duetu można spokojnie porównać do tej, jaką mają Alessandro Michele i Harry Styles.
Paul Mescal: Silny wrażliwiec
Prawdziwi faceci płaczą. I to łzami tak rzewnymi, jak Paul Mescal w „Normalnych ludziach”. Wrażliwy, o tajemniczym uśmiechu, trochę zagubiony. I jak tu go nie uwielbiać?
Naprawdę trudno oprzeć się pokusie rysowania podobieństw między Mescalem a Connellem, którego gra w serialowej adaptacji książki Sally Rooney. On sam podobno nawet nie słyszał o powieści przed castingiem. Jednak zaskakująco dużo osób z jego bliskiego otoczenia mówiło, że byłby idealny do tej roli.
Podobne artykułyPaul Mescal: Amant 2020 roku Anna KonieczyńskaPodobnie jak główny bohater „Normalnych ludzi”, Mescal jest Irlandczykiem. Studiował nawet na tym samym uniwersytecie. Gra profesjonalnie w futbol – w szkole średniej był zawodnikiem drużyny futbolu gaelickiego. Prywatnie może nie nosi na szyi łańcucha, ale w serialu zrobił to tak przekonująco, że sprawił, że ozdoba doczekała się własnego profilu na Instagramie.
Różne oblicza przyjmuje z łatwością nie tylko na deskach teatru w Dublinie, ale też przed obiektywem. Równie świetnie wypada w staroangielskich stylizacjach na dandysa, co w na wskroś minimalistycznych zestawieniach – rozpiętej i podkreślającej muskulaturę koszuli, czy białym podkoszulku, który nosi podobnie jak w młodości Marlon Brando.
Regé-Jean Page: Serce na dłoni
Niektórzy oglądają „Bridgertonów” dla fabuły, w której konwenanse jak z powieści Jane Austen mieszają się z intrygami z Upper East Side. Niektórzy dla kostiumów, których nie powstydziłaby się współczesna Maria Antonina. Inni (i nie ma się czego wstydzić) dla 30-letniego Regé-Jeana Page’a, który w najnowszej produkcji Shondy Rhimes wciela się w rolę księcia Simona.
Jean Page wychowywał się w Zimbabwe i Wielkiej Brytanii. Pracę w filmie rozpoczął dość wcześnie, ale traktował ją raczej hobbystycznie. Jak wspominał w wywiadach, granie pozwalało mu zarobić tyle, by kupić sobie nowego gameboya. Dziś aktorstwo traktuje o wiele poważniej. I choć „Bridgertonowie” nie są jedynym tytułem, w jakim możemy go teraz oglądać (wystąpił też w filmie Amazon Prime „Sylvie’s Love”), zajmują w jego sercu specjalne miejsce. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było bowiem, że w kostiumowej produkcji opowiadającej o losach śmietanki towarzyskiej XVIII wieku głowni bohaterowie będą czarnoskórzy. Tymczasem w serialu Shondy Rhimes to oni grają pierwsze skrzypce.
Tego, że aktor gra nie dla zaspokojenia wyłącznie własnych fantazji i ambicji, a dla innych, nauczyła go szkoła teatralna w Londynie. Dziś swój czas dzieli właśnie między brytyjską stolicę a Los Angeles (bycie blisko Hollywood jeszcze żadnej początkującej gwieździe nie zaszkodziło). Po „Bridgertonach” na pewno posypią się nowe propozycje. Zawodowe, bo od matrymonialnych jego profil na Instagramie już teraz pęka w szwach.
Barton Cowperthwaite: Od plié do relevé
Bohater grany przez 28-letniego Amerykanina z Kolorado jest chyba jedną z najbardziej złożonych postaci w nowym serialu Netfliksa „Tiny pretty things”. Dąży do perfekcji (to można bowiem powiedzieć o wszystkich uczniach elitarnej szkoły baletowej), walcząc z własnym ciałem. Popycha je do granic możliwości, cierpi na bulimię. Kwestionuje też własną seksualność.
Wiele problemów, jakim serialowy Oren stawia czoła w serialu, to dla tancerzy chleb powszedni. Cowperthwaite sam musiał się z nimi nieraz zmierzyć. Na szczęście – jak podkreśla w wywiadach – od początku mógł liczyć na wsparcie ze strony bliskich, którzy dopingowali go na każdym etapie jego kariery, ale też szanowali jego decyzje.
Cowperthwaite przygodę z tańcem zaczynał od hip-hopu. Baletu postanowił spróbować nieco później, gdy dowiedział się, że może pomóc w poszerzeniu zakresu ruchów, zwiększeniu wytrzymałości i rytmiczności. Choć na początku nowej drogi wielokrotnie się nad nim znęcano, miał szczęście trafić do szkoły artystycznej. Ta ukształtowała go jako tancerza i przygotowała do tego, by pewnego dnia zostać baletmistrzem z prawdziwego zdarzenia.
28-latek ma na swoim koncie wiele spektakli, w tym „La Traviatę” wystawianą w MET, i musicali, także na Broadwayu. Rolę Orena zdobył… zdalnie. O castingu dowiedział się, gdy przebywał na kilkumiesięcznym tournée w Chinach, gdzie z broadwayowską ekipą wystawiał „Amerykanina w Paryżu”. Miał też na koncie mały epizod w miniserialu HBO „Fosse/Verdon”.
W przeciwieństwie do Orena Cowperthwaite nie związał się z baletnicą. Jego wybranką jest artystka i projektantka biżuterii Sophie Thörner.
Lucas Bravo: O północy w Paryżu
Nie oszukujmy się, serialu „Emily in Paris” nie ogląda się dla tytułowej bohaterki, ani jej garderoby. Produkcję napędzają wyidealizowana wizja Paryża, eskapizm, którego tak bardzo w 2020 roku potrzebowaliśmy, i obiekt westchnień Emily. Lucas Bravo jest równie tajemniczy, co jego bohater Gabriel, szef kuchni i sąsiad Amerykanki. Życie dzieli między Paryż a Los Angeles (jak mówił w jednym z wywiadów, podczas zdjęć do serialu na nowo odkrył francuską stolicę), gdzie przyjechał studiować na American Academy of Dramatic Arts. Zanim otrzymał rolę Gabriela, Bravo miał na koncie kilka filmów krótkometrażowych oraz małe rólki w takich serialach, jak „Sous le soleil de Saint-Tropez” czy „Plus belle la vie". Wśród aktorów, których podziwia, wymienia, m.in. Matthew McConaugheya, Denzela Washingtona i Marka Ruffalo.
Nie jest mu obcy świat mody. Przed rozpoczęciem kariery na ekranie pracował jako model. W 2017 roku wystąpił nawet w kampanii Chanel u boku Ellie Bamber. W przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu, jest dość powściągliwy w dzieleniu się prywatnym życiem na Instagramie. Na szczęście już niedługo znowu zobaczymy go na ekranach. I to nie tylko w drugim sezonie netfliksowej produkcji. Bravo niedawno rozpoczął prace nad nowym filmem – „Mrs Harris Goes to Paris”, adaptacji powieści Paula Gallico o ubogiej sprzątace z Londynu, która zakochuje się w projektach haute couture Christiana Diora.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.