W czasie wydarzenia Ukraina! 9. Festiwal Filmowy w wybranych kinach warszawskich będą się odbywać warsztaty, spotkania oraz konkursy filmów dokumentalnych, fabularnych i krótkometrażowych. Które tytuły warto zobaczyć? Festiwal potrwa od 21 do 27 października.
Organizatorzy wydarzenia Ukraina! 9. Festiwal Filmowy zapraszają na wyprawę po zróżnicowanych tematach: od filmów dotyczących tożsamości, pamięci i dorastania, przez sekcję poświęconą Tatarom Krymskim, po historie z terenów objętych wojną, która coraz rzadziej pojawia się na pierwszych stronach gazet, mimo że nadal codziennie giną tam ludzie. Reżyserzy i reżyserki nie ograniczają się jednak do raportu z codzienności na froncie, proponując intymne świadectwa i sugestywne fabuły, dla których aktualna sytuacja polityczna stanowi punkt wyjścia do refleksji nad kondycją człowieczeństwa lub przyczynek do gatunkowych eksperymentów.
Imponuje zróżnicowanie festiwalowych filmów – dobra selekcja dokumentów, fabuł i krótkich metraży pozwala zapoznać się z mniej znanymi wycinkami ukraińskiej historii oraz skupić na tych aspektach okupacyjnej rzeczywistości, o których rzadko mówi się w wiadomościach. Pomimo trudnych okoliczności prezentowane w trakcie przeglądu produkcje udowadniają, że kinematografia ukraińska ma się naprawdę dobrze. Oto tytuły, na które warto zwrócić szczególną uwagę.
Sztuka jako forma aktywizmu, kultura jako sposób walki na festiwalu filmów ukraińskich
Jeden z paneli na tegorocznej edycji Business Environment Fashion Summit poświęcony był sztuce jako formie oporu. Z podobnych założeń wychodzi nagrodzona na festiwalu w Sundance „Wojna porcelanowa” w reżyserii Brendana Bellomo i Slavy Leontyeva. Jak tworzyć sztukę, gdy wokół spadają bomby i wyją syreny? Czy cel artystycznej aktywności pozostaje niezmieniony? „Wojna porcelanowa”, film nakręcony niemal w całości przez samych bohaterów, który w wyważonych środkach opowiada o tym, że dziś walka w Ukrainie toczy się nie tylko na froncie. Akcja ukazuje codzienność dwóch artystów, Andreya Stefanova i Slavy Leontyeva, oraz artystki Anyi Stasenko, którzy po inwazji rosyjskich sił zamienili fartuch z pracowni na mundur, a dłuto i pędzle – na broń. Dokument nie poddaje się schematom dominującym w narracjach o rzeczywistości wojennej. Bo czy pomyślelibyśmy o tym, że gdy żołnierz wraca do domu po codziennej służbie, to oddaje się formowaniu porcelanowych figur? A osoby walczące na froncie w wolnych chwilach chodzą na spacery z psem, kąpią się w jeziorach, zbierają grzyby? – Pomimo wojny nikt nie chce siedzieć godzinami skulony w piwnicach. Łatwo wystraszyć ludzi, ale trudno zakazać im żyć – stwierdza w pewnym momencie Anya. Patriotyzm staje się w ten sposób nie tylko postawą narodowowyzwoleńczą, ale po prostu „wolą obrony sposobu, w który się żyje”. Twórcy biorą pod lupę nieoczywiste skrawki tej nowej codzienności, przyglądając się skutkom, jakie wojna pozostawia w przyrodzie i życiu okolicznych zwierząt. „Wojna porcelanowa” to też nieoczywisty portret Charkowa, który w ostatnich latach kojarzy się przede wszystkim z obrazami bombardowanego miasta, a nie – jak proponują twórcy – z sielską, obfitującą w bujne łąki przestrzenią, którą, na przekór wszystkiemu, pozostaje także dziś.
Formę sprzeciwu poprzez akt twórczy wybiera także główny bohater filmu Kseni Kravtsovej – ukraiński mistrz czarno-białej fotografii analogowej Oleksandr Glyodelov. – Wystawy to nasze pole walki. Albo strzelasz pistoletem, albo migawką w aparacie – komentuje swoją działalność ten 68-letni, urodzony w Legnicy fotograf. W ciągu swojego życia Glyodelov dokumentował konflikty zbrojne i humanitarne, m.in. w Mołdawii, Czeczenii, Kirgistanie, Afryce i w Ukrainie, współpracując z takimi organizacjami jak Lekarze bez Granic czy UNICEF. Pozostawał blisko ludzkich dramatów, niejednokrotnie ryzykując własne życie. „Glyodelov” to mocny i smutny dokument, nieustannie konfrontujący nas z „widokiem cudzego cierpienia”. Na marginesie historii o życiu i misji artysty pojawia się refleksja o ciągłości i bezwzględności rosyjskiego imperializmu.
Sztuka to forma walki o niezależność także dla Siergieja Paradżanowa, ukazanego w „Sentymentalnej podróży na planetę Paradżanow” Tarasa Tomenki. Paradżanow to reżyser o ormiańsko-gruzińsko-ukraińskim pochodzeniu, którego twórczość w ostatnim czasie zdaje się być odkrywana na nowo (równolegle do festiwalu w Kinie Iluzjon odbywa się przegląd jego filmów, a do 12 stycznia w Galerii Zachęta można oglądać poświęconą mu wystawę). Film w inspirowanej surrealizmem formie, łączącej animację lalkową z archiwaliami, opowiada o barwnym życiu artysty, którego losy wyznaczył spór z komunistyczną władzą. To ciekawa propozycja nie tylko dla jego fanów, ale też dla wszystkich, którzy chcieliby lepiej poznać sytuację intelektualnej i artystycznej bohemy w Ukrainie drugiej połowy XX wieku.
Rosyjska inwazja jednym z głównych tematów nowej edycji Ukraina! Festiwal Filmowy
Do aktualnej sytuacji Ukrainy twórcy odnoszą się za pomocą odmiennych gatunków i języków. W dokumencie „Wszystko ma żyć” (reż. Tetiana Dorodnitsyna i Andriiego Lytvynenki) symboliczna wydaje się już pierwsza scena, w której słodki mały kotek łapie martwą mysz. „Drapieżnik”, mówi jego opiekunka, głaszcząc go z czułością po głowie. Tą osobą jest Anna Kurkurina – wielokrotna mistrzyni świata w trójboju siłowym, uznana za najsilniejszą kobietę na świecie. Film opowiada o jej życiu w położonym na wschodzie kraju Mikołajowie, w którym skupia się przede wszystkim na pomocy poszkodowanym lub opuszczonym w wyniku działań wojennych czworonogom. To nie tylko głęboko poruszający dokument opowiadający o wojnie przez pryzmat niewinnych i najsłabszych – to także przypomnienie, że w zaledwie 70-minutowej narracji da się zmieścić spełnione, kompletne i łamiące serce kino. Anna, podobnie jak bohaterowie „Wojny porcelanowej”, w ogromie otaczającego zła potrafi mimo wszystko dostrzec przejawy dobra. – Najsilniejsza część człowieczeństwa także jest tutaj –zwraca uwagę, odnosząc się do licznych humanitarnych gestów, których była świadkinią od momentu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji. Choć prezentowane w konkursie dokumenty pokazują, że wojna potrafi wyzwolić w człowieku skrajne zło, to jednocześnie pozostawiają nadzieję, że ludzi dobrej woli jest, być może, więcej.
Inwazja rosyjska stanowi też punkt wyjścia dla nieoczywistych filmów fabularnych. „Wiedźma z Konotopu” Andrieja Kolesnika wpisuje się kategorię filmu gatunkowego bazującego na aktualnych wydarzeniach. Twórcy mieszają w nim estetykę slashera i rape and revenge z lokalnymi legendami na temat nadnaturalnych zdolności miejscowych kobiet. Zemsta skrzywdzonej wiedźmy na rosyjskich żołnierzach po tym, jak zabili jej ukochanego, rozegra się w otoczeniu gęstych lasów północno-wschodniej Ukrainy, w oparach czarnej magii, frustracji i woli odwetu. To gniewny i krwawy film, który poza warstwą rozrywkową można traktować również jako ekranową pomstę za niesprawiedliwości, których doświadczył naród ukraiński w ostatnich latach. I choć pewne rozwiązania mogą budzić wątpliwości, pozostaje odważną propozycją żeniącą kino gatunkowe z zaangażowanym.
W konkursie filmów fabularnych można będzie zobaczyć również kandydata polskiej produkcji – choć „Pod wulkanem” w reżyserii Damiana Kocura (twórcy świetnego „Chleba i soli”) to film ponadnarodowy, który mógłby powstać w każdym kraju. Polski kandydat do Oscara opowiada o patchworkowej rodzinie z Kijowa, która w momencie inwazji wojsk rosyjskich przebywa na Teneryfie. Wojenny dramat rozgrywać się będzie w sferze ich wyobrażeń, lęków i niepewności – wciąż narastającego napięcia, które, jak powoli wypływająca spod ziemi lawa, stopniowo niszczy pozorną sielankę rodzinnego urlopu w kurorcie. Kocur zaangażował do obsady ukraińskich aktorów i aktorki oraz – podobnie jak w swoim fabularnym debiucie – pozostawił im pole do twórczej improwizacji. W efekcie powstał nieoczywisty film o wojnie bez wojny, więcej sugerujący niż faktycznie pokazujący. Stanowi niewygodne przypomnienie, że w obliczu narastających kryzysów dotychczas przewidywalne życie z dnia na dzień może się całkowicie zmienić.
Filmy niezależne otwierają nowy rozdział w historii ukraińskiego kina
Współczesne kino ukraińskie to jednak nie tylko motywy wojenne. Nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Molodist i pokazany na festiwalu w Locarno debiut Maryny Vrody „Stepne” stanowi melancholijną przypowieść o mężczyźnie, który wraca do rodzinnej wioski, aby zaopiekować się umierającą matką. W minimalistycznych kadrach, prezentujących zimowe krajobrazy północno-wschodniej Ukrainy, została rozpisana elegia na temat tego, co często pozostaje na marginesie wielkiej historii – przemijalność prowincjonalnych miejsc i pokoleń, rola pamięci, stosunek do rodzinnej spuścizny. W niespiesznej i wyciszonej narracji stopniowe wygasanie wiejskiej społeczności zyskuje ciężar mitu. Vroda przygląda się tym procesom z należnym szacunkiem, choć bez sentymentu.
Na drugim biegunie sytuuje się inny prezentowany w konkursie filmów fabularnych debiut – „Forever-Forever” Anny Buryachkovej. To inicjacyjna opowieść o grupie nastolatków dorastających wśród blokowisk Kijowa w późnych latach 90. XX wieku. Główną bohaterką jest Tonia (Alina Cheban) – licealna femme fatale, która po przeniesieniu się do nowej szkoły błyskawicznie łamie serce dwóm skrajnie różniącym się od siebie chłopakom. Styl produkcji przywodzi na myśl mroczne wizje dojrzewania znane chociażby z „Euforii” czy „#BringBackAlice”, w których pierwsze namiętności splatają się z wyniesionymi z domu patologiami, nałogami i przemocą. „Forever-Forever” umiejętnie osadza te elementy w postkomunistycznym anturażu, dobrze oddając emocje towarzyszące nastoletnim porywom serca, poszukiwaniu akceptacji w grupie i determinującej wszystko potrzebie określenia siebie.
Oprócz wydarzeń stacjonarnych w kinie Atlantic, Kinotece i Centrum Kultury Filmowej im. Andrzeja Wajdy wybrane filmy będzie można obejrzeć w dniach 1–17 listopada 2024 roku na platformie MEGOGO.PL, a także w kinach w Krakowie, Gdyni, Toruniu, Łodzi, Lublinie, Płocku, Poznaniu, Szczecinie i we Wrocławiu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.