Od literatury faktu po powieści, od komiksów po przepisy i podróże tropem smaku – polecamy książki, które można położyć bliskim pod choinkę albo podarować w prezencie samemu sobie.
Podróże pod poszewkę rzeczywistości
Dla wielbicieli wczesnej Olgi Tokarczuk i „Miasteczka Twin Peaks” – trochę kryminał, trochę fantastyka. A może oniryczny Bildungsroman w realiach podupadłej prowincji przeplatany traktatem o złudności pamięci. Pewne jest jedno, młodej pisarce Dominice Słowik udała się rzadka sztuka – wymknęła się presji doskonałego debiutu i po hipnotycznej powieści „Atlas: Doppelganger” wydała właśnie „Zimowlę”, uznaną przez wielu za jeszcze lepszą.
Książka pozwoli na nieśpieszne podróże pod poszewkę rzeczywistości w prowincjonalnej Cukrówce. Tam nic nie jest takie, jakie się wydaje, a codzienność naznaczona jest niepokojącą rozedrganą aurą. Wokół domu znaleźć można ślady wilkołaka, naga somnambuliczka chodzi po dachach, śpiewając pieśni, dziwaczny Pszczelarz tresuje pszczoły i wypuszcza z portek gołębia, a z jeziora wyciągają ciało topielca. Być może wszystko stąd, że tę opowieść snuje nastolatka. Ni dziecko, ni kobieta, funkcjonująca pomiędzy krainą nieokiełznanej wyobraźni a rzeczywistością klasówek, lekcji polskiego z dyrektorką Jaskułą, oczekiwaniem na pierwszą miesiączkę i wizytami u szkolnej higienistki. Ojciec bohaterki zostaje wróżbitą i odczytuje znaki na niebie i ziemi, a ona z kumplami, Miszą i Hansem, próbuje rozwikłać sekrety miasteczka w Dolinie Zmornickiej.
O ile patronem „Atlasu” był dziadek fantasta, o tyle matronat nad „Zimowlą” , dedykowaną babciom autorki: Mariannie Czesławie i Stefanii, zdaje się sprawować powieściowa babka Sarecka, która swojej wnuczce, narratorce historii, zapisała w spadku „babiznę”. Baby górą!
„Zimowla”, Dominika Słowik, Znak 2019
Niezła agentka
Pisarz, były agent wywiadu, opowiada o słynnej polsko-brytyjskiej agentce II wojny światowej – Christine Granville, czyli Krystynie Skarbek, ze znawstwem szpiegowskiego rzemiosła i empatią dla uwikłań bohaterki. Akcję umieszcza w Belgradzie 1941 roku. Zjechali tam członkowie wywiadów: brytyjskiego, niemieckiego i radzieckiego, a polska hrabianka o żydowskich korzeniach odegrała ważną rolę w zamachu stanu w Jugosławii, który przedefiniował układ sił między aliantami a hitlerowskimi Niemcami.
Autor przedstawia własną wersję tych wydarzeń, opowiadając o ludziach uzależnionych od życia na krawędzi. Są w tej książce zdobne szamerunki wojskowych mundurów i jedwabne suknie wyszywane różowym kwarcem, są szpiegowskie intrygi i sekretne dokumenty. Ale wymieszane, niczym mak z popiołem u Kopciuszka z syndromem wypalenia, stresem, cynizmem i samotnością, bo to cena, którą przyszło płacić uczestnikom tych gier. A kobiety, jak twierdzi Severski, płaciły w tym zawodzie najwyższą stawkę.
Krystyna była piękna, co pokazują zdjęcia włączone do książki, wysportowana, bystra, znała języki i miała świetną intuicję. Misję dla Brytyjczyków wypełniła z sukcesem. Sobie nie umiała jednak pomóc. Po wojnie sojusznicy porzucili zdekonspirowaną agentkę. Severski pokazuje ją u szczytu, choć przeczuwającą, że koniec tej przygody może nie być dla niej łaskawy. Jego bohaterka mówi: „Życie nie jest specjalnie cenne, ale to wspaniałe, że w naszym nowym zawodzie sami możemy wybierać, kim chcemy być, i mamy do tego prawo”.
„Christine. Powieść o Krystynie Skarbek”, Vincent V. Severski, OsnoVa 2019
Atlas z przepisami
Polacy najwyraźniej mają trylogię we krwi (dziękujemy, Sienkiewiczu!), bo niespodziewanie, w grudniu, wylądował na półkach księgarni trzeci już, olśniewający „atlas z przepisami” państwa Pawlaków, małżeństwa poznańskich restauratorów-globtrotterów. Po multikulturowym „Lubię” i niedawnej „¡Ameryce!” czas na dwujęzyczny, pachnący tamaryndem i trawą cytrynową „Chamski ryż/Riceland”, urodzony gdzieś na krawężniku w parnej Dżakarcie.
Bywalcy Pawlakowej kawiarnio-restauracji Cafe La Ruina i Raj w Poznaniu w książce znajdą Azję Południowo-Wschodnią z całym kolorowym, bezpretensjonalnym, aromatycznym rytuałem ulicznego gotowania. Mnie wzrusza już dedykacja: „Dla wszystkich cięż̇ko pracujących dobrych ludzi w ich maluteńkich restauracjach rodzinnych, często jednoosobowych kioskach, budkach, wózkach jednoosobowych i na tych niziuteńkich kolorowych zydelkach, w hawkerach, dai pai dongach i warungach”.
To zestaw kilkudziesięciu znakomitych przepisów od rudowłosej Moniki (tym razem już stanowczo bez mięsa), ale też klimatyczne zdjęcia Jana: nocnych stoisk Hongkongu, wietnamskich bazarków czy uśmiechniętej cioci Christiny z okładki oraz jej pysznej malezyjskiej laksy. To też pamiętnik ze wschodnich podróży, zanurzony w zmysłowych wrażeniach i spotkaniach, rozmowach, przygodach na szlaku. Autorzy piszą: „Niech będzie tu jak na tej rajskiej plaży z szafirową wodą. Z przyjaciółmi, zimnym piwkiem Chang Saigon, rumem Mekong i gadaniem przy ognisku do białego rana”. Ta książka jest jak najlepsza podróż.
„Chamski ryż. Ulubione, rajskie wspomnienia z malutkich restauracji i kawiarni wielkich miast południowo-wschodniej Azji”, Monika Mądra-Pawlak i Jan Pawlak, Ryżowe Okulary 2019
Rozłączne nierozłączne
Wiele słyszy się wspomnień o przyjaciółkach, które „były nierozłączne”, tymczasem ta książka jest o przyjaciółkach „rozłącznych”. Obdarzonych odmiennymi temperamentami, pochodzeniem, upodobaniami, a jednak trwających przez dekady w bliskości, wspierających się w kryzysach, kibicujących sobie w sukcesach. Melancholijna i poetycka Magda w duecie z promienną, towarzyską Zuzią. Platformą porozumienia okazały się podobna wrażliwość i poczucie humoru ratujące z najgorszych życiowych opresji, sprawiające, że „dla anegdoty sprzedałyby matkę”.
Zarówno zajmująca się piosenką literacką Magda, jak i pracująca w telewizji i żyjąca w otoczeniu aktorów Zuzanna (ojciec – Andrzej Łapicki, mąż – Daniel Olbrychski), obracały się w gronie nietuzinkowych artystycznych osobowości, których nie brakuje na kartach książki: od Janusza Głowackiego po Agnieszkę Osiecką, od Jeremiego Przybory po Kalinę Jędrusik. Z opowieści Magdy Umer wyłania się postać Zuzanny, będącej „szarą eminencją polskiego środowiska filmowego”, dowcipną komentatorką towarzyskich perypetii, niezłomną „smakoszką życia” do ostatnich, naznaczonych chorobą nowotworową chwil. Rozmowie towarzyszy zbiór felietonów Zuzanny Łapickiej dla polskiego „Vogue’a”, w których wielka moda i trywialność życia przeglądają się w sobie.
To elegancko wydana, pełna anegdot i osobistych zdjęć opowieść, także o niełatwym dorastaniu, poszukiwaniu miłości, wspólnocie kobiecego losu. Piękna pamiątka pięknej przyjaźni.
„Piekielna nieobecność. Opowieść o przyjaźni z Zuzią Łapicką” z Magdą Umer rozmawia Marcin Zaborski, wyd. Osnova, 2019.
Architektka modernizmu
Estetyczna rozkosz oraz intrygujący portret niezależnej kobiety obracającej się w kręgach paryskich emancypantek i kosmopolitycznej bohemy. A do tego porcja wiedzy ze świata architektury i dizajnu. Francuska architektka i polska rysowniczka stworzyły wielowymiarową powieść graficzną o irlandzkiej dizajnerce epoki modernizmu Eileen Gray.
Wychowywana na panienkę, córka baronessy Gray wolała spędzać czas w warsztatach rzemieślników. Nie ukrywała swego biseksualizmu i zgodnie z wolnościowym duchem paryskich lat 20. zadawała szyku męskimi strojami. Odwiedzała też kobiecy salon Natalie Barney, do którego zaglądały Isadora Duncan i Gertruda Stein. W męskocentrycznym środowisku projektantów budziła zachwyt, ale i niezrozumienie. Nie zgadzała się z ówczesnym guru architektury, Le Corbusierem. Mówiła, że dom to cielesne doznanie, a nie maszyna do mieszkania: „Dom jest przedłużeniem i emanacją gospodarza, uwolnieniem jego istoty”. Surowość funkcjonalistycznych brył kontrastowała więc ze zmysłowością materiałów i faktur mebli, dywanów, lamp swego autorstwa.
Świat sztuki traktował ją jako drugoplanową projektantkę wnętrz, w pełni doceniono ją, także jako architektkę, dopiero pod koniec jej życia (zmarła w 1976 roku w wieku 98 lat). Dziś zaprojektowany przez nią dom letniskowy na południu Francji, znany jako E-1027, uznawany jest za dzieło przełomowe. Stworzyła go dla kochanka, rumuńskiego architekta Jeana Badoviciego. Miał to być azyl miłości dwojga artystów, stał się sceną rozpadu związku. Na szkicowanych lekką kreską rysunkach biały budynek, niczym jacht, płynie wśród drzew Lazurowego Wybrzeża. Jest architektoniczną ramą dla obrazów morza i przyrody. Uwodzi wędrującym po pokojach słońcem i poczuciem wolności, w czasie, kiedy Eileen wierzyła, że wszystko jest możliwe.
„Eileen Gray. Dom pod słońcem”, Charlotte Malterre-Barthes, Zosia Dzierżawska. Przekład z języka angielskiego: Jacek Żuławnik, Marginesy 2019
Jako lekturę uzupełniającą lub prezent dla miłośników tematu kobiet projektujących polecam wydaną przez nieocenione Centrum Architektury książkę: „Gdzie są architektki?” Despiny Stratigakos.
Kora od kulis
Gdy Mariusz Szczygieł dostał tę czerwoną książkę w sztywnych okładkach, wydaną pięknie niczym elegancki notes, napisał na swoim Instagramie o autorce: „W latach 80. jeździłem do niej do Krakowa, jak do Wieszczki, Najmądrzejszej Osoby w Kosmosie, Rabina”. Nie był jedynym, który uprawiał kult Kory, nauczycielki stylu, ikony niepokornej kobiecości, wykonawczyni poezji śpiewanej inaczej. Też ze wzruszeniem patrzę na miniaturowy tomik krakowskiego Wydawnictwa Miniatura z 1990, „Krakowski spleen” z autografem Kory. Dostałam go od przyjaciółki, dawno, dawno temu. Te wzruszenia powracają wraz z książką „Miłość zaczyna się od miłości”. Docenią ją wielbiciele artystki, która po długiej chorobie odeszła w minionym roku (w tym roku złożył jej hołd magazyn „Vogue Polska”, poświęcając Korze październikowe wydanie).
„Zeszyt w skórzanej oprawie”, „Biały zeszycik w linie”, „Zeszyt zielony szyty” – zostało po niej 11 różnych zeszytów, których zawartość opublikował jej mąż Kamil Sipowicz, dając nam dostęp do wewnętrznego świata wokalistki. Jak pisze, to: „Alembik, w którym wrzały i dojrzewały pomysły na piosenki”. Kora, fetyszystka papieru, przez całe życie kolekcjonowała notatniki, w których spisywała myśli, wiersze, piosenki, cytaty. W książce pojawiają się teksty „w procesie”, z oryginalnymi skreśleniami, kolejnymi wersjami. Są teksty z lat 2003-2018 i z roku 1983. Utwory z płyt „Znaki szczególne” i „Ping pong”. Żmudną pracę na rękopisach wykonał redaktor Tomasz W. Michałowski, a autorem projektu graficznego, z plamami światła zacierającymi czasem nieczytelny w oryginale tekst, jest Jakub de Barbaro. Jedno z krótkich olśnień autorstwa Kory, które spodobały się też Szczygłowi: „Jak ktoś czeka/ aż się wszystkiego nauczy/ niczego nie dokona/ maszerujemy do morza/ maszerujemy ku morzu/ i patrzy się dalej”.
„Miłość zaczyna się od miłości”, Olga Kora Sipowicz, Agora 2019
A jak komuś mało poezji i kobiecego spojrzenia na świat, to polecam niedawno opublikowany przez Marginesy pełen zbiór utworów zamordowanej w 1944 roku poetki Zuzanny Ginczanki „Poezje zebrane” w opracowaniu prof. Izoldy Kiec.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.