W roku zamkniętych kin mały ekran stał się naszym oknem na świat. Przypomnieliśmy sobie młodość, oglądając opowieści o dojrzewaniu, wzruszaliśmy na historiach miłosnych i uciekaliśmy w przeszłość dzięki kostiumowym superprodukcjom. Wszystkie nasze ulubione seriale można oglądać na HBO i Netfliksie.
„Tacy właśnie jesteśmy”: Nowy język telewizji (HBO)
Luca Guadagnino, reżyser zmysłowych „Tamtych dni, tamtych nocy” z Timothéem Chalametem, nakręcił jeden z najlepszych seriali roku, a może nawet dekady. Nastoletni Fraser Wilson i Caitlin Harper dorastają w amerykańskiej bazie wojskowej pod Wenecją. Podważają zasady, poszukują tożsamości, poznają smak miłości.
Chociaż fabuła nowego serialu przypomina dotychczasowe historie o dojrzewaniu, dzieciaki z generacji Z wydają się mieć większą samoświadomość niż ich poprzednicy. Guadagnino opowiada o nich z czułością, jakby dobrze pamiętał, jak nieszczęśliwym można być nastolatkiem. Fraser (Jack Dylan Grazer z horrorów „To”) to „ekscentryczny nowojorczyk”, jak mówią o nim za plecami nauczycielki w nowej szkole. Caitlin Harper (debiutantka Jordan Kristine Seamón) w koszuli ukradzionej tacie, dżinsach i bejsbolówce udaje mężczyznę. Podczas tego eksperymentu podgląda ją Fraser. Gdy spotykają się ponownie, pyta: „To jak mam się do ciebie zwracać?”. Poznał jej tajemnicę, ale ani ona specjalnie się nie wstydzi, w każdym razie przed nim, ani on nie uważa za nic nadzwyczajnego, że sąsiadka szuka siebie. Od tej pory będą odnajdować się razem.
Ale nie jest to historia miłosna, do jakiej przyzwyczaiły nas nastoletnie melodramaty. U Guadagnina Fraser i Caitlin mogą robić cokolwiek, gdziekolwiek i jakkolwiek, byle razem. Magia rodzi się między nimi. Są samowystarczalni, zawieszeni poza czasem, niezależni od przestrzeni. Komu brakuje czasu, niech zobaczy tylko odcinki czwarty, siódmy i ósmy. Czwarty i siódmy to awers i rewers tej samej historii, tyle że jeden opowiada o życiu, a drugi o śmierci, a ostatni to ukoronowanie koncepcji Guadagnina. W finale są wszystkie charakterystyczne dla serialu motywy – zamglone Włochy, muzyka w roli równorzędnej do bohaterów, wzruszenie, które ani przez chwilę nie wydaje się tanie.
„Gambit królowej”: Majstersztyk o arcymistrzyni (Netflix)
Kilka miesięcy temu wydawało się, że Anya Taylor-Joy nie przebije tytułowej roli w „Emmie”, jednym z najlepszych filmów roku. Dla Netfliksa zmieniła kostium arystokratki z czasów regencji na rozkloszowane sukienki, pudełkowe płaszcze i bluzki z kołnierzykiem z przełomu lat 50. i 60. Najpopularniejszy miniserial w historii Netfliksa Scott Frank nakręcił na podstawie powieści Waltera Tevisa z lat 80. Główna bohaterka, Beth Harmon, uczy się gry w szachy od woźnego sierocińca, gdzie dorasta. Potem zaczyna wygrywać lokalne turnieje, a w końcu staje się międzynarodową gwiazdą i staje do gry z arcymistrzem – Rosjaninem Borgovem (Marcin Dorociński).
Dzięki „Gambitowi” szachy znów stały się cool. Ale ten serial to w gruncie rzeczy opowieść o dorastaniu dziewczyny, która nie ma nic oprócz talentu. Ambicja ściera się tu z alkoholizmem, skłonność do autodestrukcji nieraz zastępuje motywację, a w miłości same kłopoty. W finale wydaje się triumfować, przynajmniej na szachownicy.
„Jeszcze nigdy…”: Dowcipnie o dojrzewaniu (Netflix)
Po roli w „Biurze” i autorskim „Świecie według Mindy” twórczyni telewizji Mindy Kaling rozwinęła skrzydła, powracając do korzeni. W netfliksowej komedii opowiedziała o doświadczeniu drugiego pokolenia imigrantów. Do głównej roli nastolatki z hinduskiej rodziny spośród tysiąca dziewcząt wybrała debiutantkę, Maitreyi Ramakrishnan. Jej Devi mierzy się ze śmiercią ojca, konfliktem z matką i pierwszymi miłościami. Jedna z najlepszych historii o dorastaniu ostatnich lat, z fascynującym dziedzictwem kulturowym w tle, spełnia marzenie o inkluzywności. Zamiast śnieżnobiałych blondynek serialowe liceum wreszcie zapełniło się wszystkimi kolorami skóry i tęczy.
„Mrs. America”: Feminizm dla opornych (HBO)
Zawsze nienagannie ubrana, uczesana, uśmiechnięta – wilczyca w owczej skórze. Phyllis Schlafly (Cate Blanchett z nominacją do Emmy) była kobietą, która nienawidzi kobiet? Nie, to za proste. Konserwatystka, która w latach 70. hamowała wprowadzenie poprawki do amerykańskiej konstytucji zapewniającej równouprawnienie, myślała, że patriarchat nie jest szkodliwy, skoro ona świetnie sobie radzi w ramach systemu. Walczyła więc zawzięcie z feministkami drugiej fali (w tym najmodniejszą z nich, Glorią Steinem, w tej roli Rose Byrne), próbując udowodnić, że ich miejsce jest w domu, przy mężach. Seans ku przestrodze, bo i dzisiaj po prawej stronie sceny politycznej można znaleźć wiele kobiet, które szkodzą nie tylko sobie. W czasie strajków kobiet potrzeba rozpracowania ambicji i motywacji tych, którzy odmawiają nam podstawowych praw, wydaje się szczególnie paląca.
„The Crown”, sezon czwarty: Gra o tron (Netflix)
Peter Morgan, twórca serialu o brytyjskiej rodzinie królewskiej, mógł pójść na łatwiznę. Wystarczyłoby, żeby nakręcił czwarty sezon „The Crown” wyłącznie o tym, że wszyscy wciąż kochamy Lady Di (debiutantka Emma Corrin). Ale ambitny scenarzysta sięgnął głębiej. Z uwagą przyjrzał się królowej Elżbiecie II w czasie kryzysów – politycznych i rodzinnych, pozwolił zabłysnąć Margaret Thatcher (Gillian Anderson), jednej z najbardziej polaryzujących postaci współczesnej historii, pochylił się ze współczuciem nad Karolem (Josh O’Connor), narcystycznym i niespełnionym księciem, któremu młodsza żona odebrała miłość poddanych.
Oczywiście, że wielu widzów oglądało „The Crown” dla sukni Diany, pewnie tyle samo dla dworskich intryg. Ale gdy spojrzymy za fasadę, odrzucając na chwilę plotkarską pokusę tropienia skandali w najpotężniejszej rodzinie świata, okaże się, że oglądamy zwyczajnych ludzi. Takich, którzy zdradzają, z ciężkim albo lżejszym sercem, cierpią na zaburzenia odżywiania, bo nikt im nie powiedział, że są wystarczająco dobrzy, nie potrafią okazywać uczuć, bo nikt ich nigdy nie przytulił. Wielu chciałoby myśleć, że Morgan krytykuje Windsorów, ale tak naprawdę dekonstruuje fundamenty angielskiej kultury opartej na chłodzie, dystansie i wyparciu.
„Mogę cię zniszczyć”: Seks, przemoc i trauma (HBO)
Netflix zaproponował Michaeli Coel za nowy serial milion dolarów. Wybrała BBC (w Polsce HBO), żeby mieć gwarancję wolności twórczej. Potrzebowała jej, żeby nakręcić najbardziej bezkompromisowy serial o kobiecości od czasów „Dziewczyn”.
Arabella (w głównej roli sama Coel) właśnie pisze drugą książkę. Debiutancką oparła na wpisach z Twittera, które zyskiwały miliony polubień. Dzięki temu stała się głosem wyzwolonych londyńskich milenialsów. Problem w tym, że Arabella traci głos. Nie potrafi opowiedzieć o gwałcie, którego padła ofiarą. Nie potrafi sobie go nawet ze szczegółami przypomnieć, bo zakopała traumatyczne doświadczenie głęboko w nieświadomości. Z odłamków, puzzli, urywków powoli układa pełny obraz, zaczynając jednocześnie rozumieć, że gwałt był tylko jednym z aktów przemocy, których jest ofiarą.
Wątek molestowania jest punktem wyjścia do dywagacji o współczesnej seksualności – eksperymentach, Tinderze i zgodzie. Co oznacza „za daleko”? Kiedy zbliżenie nie jest konsensualne? Czy można jeszcze w ogóle liczyć na miłość?
Po serialu pozostaje niepokojące uczucie. Jak w ustach po przeżutej gumie. O niesmaku nie da się zapomnieć. I zaczyna się grzebać we własnej przeszłości – czy aby na pewno chciałam, żeby on mnie dotknął…? W książce „Gwałt polski” Maja Staśko i Patrycja Wieczorkiewicz udowadniają, że przemoc jest banalna, powszechna, zwyczajna, a system nie staje po stronie ofiar.
„Od nowa”: Wielkie kłamstwa (HBO)
Były prawnik David E. Kelley sprawia, że na ekranie procesy sądowe śledzi się jak najlepsze zagadki kryminalne. Tak było na przełomie wieków w „Ally McBeal”, tak jest teraz w serialu z Nicole Kidman i Hugh Grantem na podstawie powieści „You Should Have Known” Jean Hanff Korelitz. W przerwie były jeszcze „Wielkie kłamstewka” – ekranizacja książki Lynn Moriarty o bogaczkach z Kalifornii, które ukrywają zbrodnię.
W „Od nowa” zbrodnię próbują ukryć bogacze z Nowego Jorku. Jonathan Fraser jest onkologiem dziecięcym mieszkającym na Manhattanie z eteryczną żoną, terapeutką Grace (Nicole Kidman w podobnej roli jak w „Wielkich kłamstewkach”) i synem Henrym, uczęszczającym do elitarnej szkoły, a po lekcjach grającym na skrzypcach. Gdy zostaje zamordowana matka szkolnego kolegi Henry’ego, jedynym podejrzanym jest Jonathan. Jak się szybko okazuje, Miguel był jego pacjentem, a Elena – kochanką. Wszyscy są pewni, że zabił, żeby romans nie wyszedł na jaw. Policja nawet nie próbuje szukać innych tropów.
Po angielsku serial nazwano „The Undoing”, co jednocześnie oznacza zgubę i naprawianie szkody, zniszczenie i zmianę, koniec i początek. Po polsku zostało optymistyczne „Od nowa”, ale David E. Kelley nie pozostawia wątpliwości, że żadnego nowego początku nie będzie. Nawet jeśli Grace znów uwierzy Jonathanowi, nawet jeśli znów będą razem, nawet jeśli znów stworzą rodzinę, nic już nie będzie takie samo.
„Normalni ludzie”: Udręka i ekstaza (HBO)
Pochodzą z różnych światów, ale więcej ich łączy, niż dzieli. Historia stara jak świat staje się jędrna, soczysta, seksowna dzięki prozie Irlandki Sally Rooney, która stała się podstawą scenariusza serialu, oraz chemii między aktorami. Marianne Sheridan (Daisy Edgar-Jones) wydaje się jednocześnie przygaszona i zarozumiała. Nikt nie wie, jakie tajemnice skrywa jej rodzinna willa na obrzeżach miasta. Wstęp do jej domu ma tylko Connell Waldron (Paul Mescal), syn sprzątaczki. Równie zdolny co Marianne, ale zdecydowanie bardziej oportunistyczny. Gdy zakocha się w szkolnej koleżance, każe jej zachować romans w tajemnicy w strachu przed ostracyzmem kolegów. Gdy spotykają się znowu, na uniwersytecie w Dublinie, to Marianne łamie mu serce. A potem on opuści ją. Wciąż wydaje im się, że z jakiegoś powodu nie mogą być razem. Bo on akurat ma dziewczynę albo ona chłopaka, ona przeżywa załamanie nerwowe albo on nie ma pieniędzy na studia, on chce wyjechać, ona woli zostać. Okresy, gdy Marianne i Connell niby żyją osobno, są dla ich relacji równie ważne jak wybuchy uczucia. Dorastają – czasami równolegle, czasami każde z osobna – ale zawsze jakoś razem. Ta dynamika wspólnego dojrzewania splata ich ze sobą na zawsze.
„Mały topór”: Historia, której nie znamy (HBO)
Francuski „Portret kobiety w ogniu” Céliny Sciammy został uznany za jeden z najlepszych filmów 2019 roku. Opowiada o miłości dwóch kobiet w XVIII-wiecznej Francji. W ich świecie nie ma miejsca dla mężczyzn. Obok patriarchalnej rzeczywistości, która sprowadza kobiety do roli żon, matek i służących, budują własne rytuały. „Portret” to przykład tego, że herstory wreszcie wchodzi do mainstreamu. Opowieści wykluczonych rewidują nasze poglądy na temat, co się wydarzyło w mniej lub bardziej zamierzchłej przeszłości. „Mały topór” Steve’a McQueena (twórcy oscarowego „Zniewolonego” z 2013 roku) opowiada o Londynie lat 70. z perspektywy czarnej społeczności, wywracając nasze przekonania na temat brytyjskiej stolicy. Wbrew temu, co moglibyśmy sądzić o wielokulturowym mieście, uprzedzenia miały się w nim całkiem dobrze. Bohaterowie McQueena albo prowadzą z nimi walkę, albo starają się po prostu spokojnie żyć.
Każdy odcinek miniserialu (a właściwie anthology series) to właściwie odrębna całość, niektóre trafiają nawet do zestawień najlepszych filmów roku. „Mangrove” opowiada o Czarnych Panterach, bojownikach o wolność, „Lovers Rock” to etiuda o miłości, „Red, White and Blue” – dramat policyjny. Ambitna, wrażliwa, wielogatunkowa produkcja pozwala jeszcze lepiej zrozumieć #BlackLivesMatter, jeden z najważniejszych współczesnych ruchów społecznych.
„Unorthodox”: Od nowa (Netflix)
Esther Shapiro (Shira Haas) ucieka z hermetycznego świata chasydów z Williamsburga. Chce narodzić się ponownie w Berlinie. Tam mieszka jej matka, która opuściła społeczność kilkanaście lat wcześniej. Tam też ma przyjść na świat dziecko Esty. Esty, tak jak zamierzyła, przeżywa w Berlinie powtórne narodziny. Niejedne. Najpierw w symbolicznej scenie przypominającej chrzest zanurza się w Wannsee, kilkaset metrów od willi, w której w 1942 roku naziści postanowili o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Początkowo wchodzi do wody, jakby przejrzysta toń była smołą, gotową ją wciągnąć, oparzyć, pochłonąć. Potem, gdy rozumie, że jest bezpieczna, zanurza się całkowicie. I zdejmuje perukę, którą nałożono jej w dniu ślubu. Jej ledwo odrośnięte włosy lśnią w zachodzącym słońcu.
Serial stworzyły Amerykanka Anna Winger („Deutschland 83” i „Deutschland 86”) i Niemka Alexa Karolinski („Oma and Bella”) na podstawie wspomnień Debory Feldman. „Unorthodox” opowiada o kobietach – z pozoru biernych, pozbawionych władzy, poddanych opresji. Ale im silniejsze ograniczenia nadaje kobietom patriarchat, tym sprawniejsze strategie ucieczki potrafią wymyślić.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.