Niech lepiej śpiewa piosenki, a nie pokazuje ciuchy – marudzą spece od mody, bo przecież żadna z niej ikona stylu. A tymczasem Taylor Swift wchodzi w swoją muzealną erę spektakularnie, bo niecodzienną wystawą w londyńskim Victoria and Albert Museum.
Czego ma więcej: butów czy nagród? W ramach wystawy „Taylor Swift / Songbook Trail”, która rusza 27 lipca i potrwa do 8 września 2024 r., będzie można zobaczyć stylizacje, w których wokalistka wychodziła na scenę i występowała w teledyskach, ale nie tylko. Swift, zdobywczyni 14 nagród Grammy, wyciągnęła z szafy również kilka prestiżowych statuetek, wygrzebała parę niepokazywanych wcześniej artefaktów z dzieciństwa i podzieliła się z muzeum instrumentami.
Ekspozycja ma przede wszystkim celebrować niespożyte kreatywne moce Taylor Swift, jej zdolność do subtelnej, ale zauważalnej metamorfozy, wreszcie elokwencję autorki tekstów i swobodę w nawiązywaniu do sztuki, historii czy literatury. Te pozamuzyczne tropy są często obecne w jej piosenkach, teledyskach i oprawie wizualnej koncertów. Stanowią one niezwykle istotny element dziewczyńskiej opowieści, którą snuje od czasów premiery debiutanckiego albumu wydanego jesienią 2006 r.
Swift jeszcze przez kilka miesięcy pozostaje w trasie koncertowej, a trwająca właśnie „The Eras Tour” już przekroczyła mityczną granicę miliarda dolarów zysków, bijąc tym samym rekord najbardziej lukratywnego światowego tournée w dziejach muzyki rozrywkowej. Taylor Swift w czasie tych 18 lat od debiutu zbudowała imperium – w branży, która z rzadka poważa kobiety, to wielka sztuka, więc, pozwolę sobie na marny dowcip: nic dziwnego, że skończyła w muzeum. Choć niektórzy się dziwią, że ktoś chce wystawiać jej stylizacje.
Moda na piosenki, ale nie piosenki dla mody
– Czy wam się to podoba czy nie, wkład Taylor Swift w kanon muzyki pop jest potężny, ale to jednak dziwne, że fundamentem jej pierwszej londyńskiej wystawy będą stylizacje – komentuje na łamach „Dazed” dziennikarz modowy Elliot Hoste. – Piosenkarka nie wywarła przecież wielkiego wpływu na modę, nie rządzi w tym świecie, bo woli stawiać na łatwostrawne kostiumy sceniczne, których nikt nie projektuje z zamysłem przekraczania granic.
To prawda, Swift na scenie nosi się dość grzecznie – to fakt, a nie ocena. Spełnia stereotypowe wyobrażenia o estradowym przepychu w wykonaniu sympatycznej dziewczyny z sąsiedztwa, więc rezygnuje z prowokacyjnych, progresywnych stylizacji. Lubi błysnąć. Cekiny, brylanty, połyskliwe materiały. Na bogato, ale bez ekstrawagancji. To nie Lady Gaga, która – zanim rozkochała się w wieczorowych sukniach w stylu złotej ery Hollywood – z upodobaniem nosiła na scenie i poza nią awangardowe projekty takich marek, jak Mugler czy Alexander McQueen. To nie Rihanna, która potrafiła pokazać się na okładce magazynu „Interview” w białej, skórzanej masce zakrywającej całą twarz, na okładce „Dazed” – przebrana za jointa, a gdy zaszła w ciążę, sensację wzbudzały jej codzienne stylizacje tworzone na przekór tym wszystkim bzdurnym przekonaniom o tym, co wypada przyszłej matce.
Taylor Swift nie jest tak brawurowa, ale ten brak brawury jest przecież głęboko przemyślany – jak wszystko, co robi. Moda gra u Swift drugoplanową rolę, musi być spójna z tym, co akurat nagrywa i o czym śpiewa, ale nie odwraca uwagi od treści piosenek. Określa gatunek muzyczny, przynależność do konkretnej sceny, ton i nastrój płyty. Tylko tyle i aż tyle. Gdy grała country, wychodziła na koncerty w personalizowanych, ręcznie malowanych kowbojkach, których repliki do dziś pojawiają się w sklepach i na aukcjach online. Gdy wydawała swój pierwszy w pełni popowy album, nosiła w kółko crop topy – chciała zaznaczyć, że „1989” to płyta pełna lekkości, zabawy, świeżości, atmosfery imprezy. Gdy nagrała płytę „Reputation” – tę, na którą cień rzucił konflikt z Kanye Westem i nagonka medialna – chciała być mroczna i zadziorna, więc malowała usta ciemną szminką i nosiła wysokie kozaki.
Śladami Taylor Swift
Podoba mi się, że wystawa „Taylor Swift / Songbook Trail” nie zostanie pokazana w jednej wyznaczonej do tego sali: zebrane przedmioty zostaną rozrzucone po kilku pomieszczeniach i włączone do stałej ekspozycji w Victoria and Albert Museum. Bo choć sztuka już dawno wyszła z galerii i z powodzeniem wrosła w tkankę miejską, to pop na salony wpuszczany jest niechętnie. Wciąż przypominają o sobie archaiczne podziały na istotne i błahe, inteligentne i głupie, szlachetne i wyrachowane, na artyzm i komercję, twórczość poważną i pozbawioną wagi. Takie rozmieszczenie stylizacji, instrumentów, nagród i przedmiotów z dzieciństwa Taylor Swift stanowi więcej niż symboliczną deklarację uznania wobec muzyki pop, ale też pozwala zobaczyć piosenki Swift w szerszym kontekście.
Przede wszystkim wystawa, którą otwiera wspomniana para kowbojskich butów z trasy koncertowej w 2007 r., a zamyka czarna sukienka w stylu wiktoriańskim z teledysku do „Fortnight”, pokazuje drogę przebytą przez Taylor Swift. Od skromnej, ale niezwykle muzykalnej nastolatki, która tchnęła nowe życie w amerykańskie country, do wszechstronnej megagwiazdy, odnajdującej się równie dobrze w kontrolowanym kiczu electropopu, co obnażającym minimalizmie indie folku. Gdy rok temu magazyn „Time” przyznał Taylor Swift tytuł Człowieka Roku i zaprosił ją na okładkę, w towarzyszącym wyróżnieniu wywiadzie opowiadała o sinusoidzie łaski i niełaski, w które zwykła popadać. Raz kochana, raz nienawidzona, czasem ofiara, czasem oprawczyni, kiedyś milcząca konformistka, później świadoma politycznie feministyczna aktywistka. – Dawali mi tiarę, by chwilę później ją odebrać – mówiła na łamach „Time” już w trakcie trasy „The Eras Tour”. – Ale dziś, mając 33 lata, jestem w przełomowym momencie kariery. Nigdy wcześniej nie czułam się tak dumna, szczęśliwa, kreatywnie spełniona i wolna. Możemy szukać przesadnie skomplikowanych interpretacji, ale tu przecież chodzi tylko o jedną kwestię. Czy kiepsko się bawisz?
Sukces „The Eras Tour” udowadnia, że z Taylor Swift nie da kiepsko się bawić. I pewnie z entuzjastycznym przyjęciem spotka się też wystawa w Victoria and Albert Museum. To nie jej pierwsza, ale za to idealnie kompatybilna z kalendarzami przemieszczających się właśnie po Europie Swifties. Wstęp na wystawę jest darmowy.
„Taylor Swift / Songbook Trail”, Victoria and Albert Museum South Kensington, Londyn, 27.07-8.09.2024 r.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.