Na przełomie lat 90. i 2000. polska popkultura przerabiała własne Y2K, zanurzając się w aspiracje finansowe, kolorowe sny o sławie i marzenia o miłości. Od „Kolorowych snów” zespołu Just 5 po komedie romantyczne z „Magdą M.” i „Nigdy w życiu” na czele – przypomnimy fenomeny polskiego przełomu mileniów.
Na przełomie lat 90. i 2000. Polska tkwiła jeszcze po uszy w transformacji. Na mocy traktatu akcesyjnego podpisanego 16 kwietnia 2003 r. w Atenach 1 maja 2004 r. przystąpiliśmy do Unii Europejskiej. Społeczeństwem wstrząsnęła śmierć Jana Pawła II w 2005 r. Na krótko – jak się później okazało – uformowało się pokolenie JPII. Pierwszą dekadę XXI w. domknęła tragedia – 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie smoleńskiej zginął prezydent Lech Kaczyński z żoną Marią, wiele zasłużonych osób publicznych i cała załoga Tu-145. Burzliwe dziesięciolecie przyniosło popkulturowe fenomeny, które na bieżąco próbowały opisywać rzeczywistość, jednocześnie podsycając aspiracje. Wybieramy wydarzenia, teksty kultury i osobowości, które zdefiniowały epokę.
„Kolorowe sny”: Nasi Backstreet Boys
Singiel zespołu Just 5 z 1997 r. sprzedał się w ponad 200 tys. egzemplarzy, uzyskując status podwójnej platynowej płyty. Platyną okrył się też drugi album grupy, późniejszy o rok „Zaczarowany świat”. Kolejnego wydawnictwa – „Cienie wielkich miast” – nikt już nie pamięta. Zespół rozwiązał się w 2002 r. Podczas gdy Backstreet Boys niemal 30 lat po debiucie powrócili na scenę, po Just 5 słuch zaginął. Członków grupy – Bartosza Wronę, Grzegorza Kopalę, Shadiego Atouna, Daniela Moszczyńskiego i Roberta Krylę – wyłoniono w castingu spośród kilkuset chłopaków; tak jak amerykański odpowiednik. Polscy boys z boysbandu nosili obszerne bluzy, jeszcze szersze spodnie i sneakersy, jak Nick Carter i spółka, włosy zdobili refleksami balejażu, a w szerokich uśmiechach prezentowali wybielone i wyprostowane zęby. Doskonała kopia oryginału nie zastąpiła jednak w masowej wyobraźni Backstreet Boys, N Sync czy Take That. Po Just 5 pozostały „Kolorowe sny”. Naiwna pioseneczka o pierwszej miłości – „hej ho, dotykam Ciebie, wiruje cały świat” – ma drugie dno. „Kolorowe sny” to lapidarna metonimia epoki, w której marzyliśmy o międzynarodowych możliwościach, sławie na wyciągnięcie ręki, łatwym luksusie.
„M jak miłość”: Saga rodzinna
Telenowela, wymyślona przez Ilonę Łepkowską, powstaje nieprzerwanie od 2000 r. Scenarzystka zarządzająca polskim imaginarium tamtej dekady zreinterpretowała pojęcie tradycyjnej rodziny. Z roku na rok Mostowiakowie coraz bardziej odchodzili od konserwatywnego modelu, oswajając widzów z nieuchronnymi zmianami społecznymi – patchworkiem i parami jednopłciowymi, laicyzacją i neoliberalizmem, równouprawnieniem i rewolucją w świecie wartości. Kolejne telenowele, takie jak „Pierwsza miłość”, „Na wspólnej” czy „Barwy szczęścia”, pozwalały sobie na coraz dalej idące transgresje.
„Jestem Bogiem”: Rap w mainstreamie
Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że nie byłoby Taco Hemingwaya, Quebonafide ani Bedoesa, gdyby nie warszawska Molesta, Liroy czy kieleckie Wzgórze Ya-Pa-3. Ale to utwór „Jestem Bogiem” katowickiej Paktofoniki (wcześniej frontman Magik rapował w grupie Kaliber 44) uchwycił zeitgeist, w swoich wersach zaklął ducha pokolenia, uczynił rap mainstreamowym. „Jestem Bogiem uświadom to sobie, sobie. Ty też jesteś Bogiem. Tylko wyobraź to sobie, sobie”, wybrzmiewało z głośników dorastających na przełomie wieku dzieciaków. Młodzi wówczas milenialsi rozumieli ten przekaz ambiwalentnie, dialektycznie, schizofrenicznie, zgodnie z założeniami Magika, Rahima i Fokusa. Nietzscheańskie przesłanie jednocześnie dawało wolność i obciążało odpowiedzialnością. „Mam jedną p*** schizofrenię, zaburzenia emocjonalne”, dodawała Paktofonika, rysując obraz okresu przejściowego i złamanej generacji, która masowo udała się na terapię, by dokopać się do traum.
„Big Brother”: Pochwała podglądactwa
Na długo przed Kardashianami reality show stacji TVN, kręcony na holenderskiej licencji, zapoczątkował epokę ludzi sławnych z tego, że są sławni. Konkurencyjna stacja – Polsat – od 2002 r. emitowała „Bar”, gdzie zaistniała chociażby Doda. Potem jak grzyby po deszczu wyrosły kolejne hybrydy, w tym docusoapy typu „Trudne sprawy” z „naturszczykami”. Podglądanie zwykłych ludzi z ich pozornie autentycznym życiem stało się narodową namiętnością i nałogiem. W ten sposób lata 2000. wykreowały „zwykłego człowieka” bazującego na doświadczeniu przeciętniaka, twórcę kultury wernakularnej, który wyparł eksperta pytanego o ocenę rzeczywistości.
Doda: Britney, Christina, Madonna
Albo: Maryla Rodowicz, Beata Kozidrak, Edyta Górniak. I potem ona – Barbie z Mensy, WAG z Ciechanowa, romantyczka o niewyparzonym języku. Kolejne metamorfozy wokalistki zespołu Virgin, a potem solowej artystki, odzwierciedlały kalejdoskop przemian estetycznych, jakie dokonały się w pierwszej dekadzie XXI w. Doda nosiła platynowy blond, staniki i biodrówki odsłaniające opalony brzuch jak Paris Hilton, a jednocześnie potrafiła wystąpić na okładce magazynu dla kobiet bez grama makijażu. Z czasem przestało mieć znaczenie, że Dorota Rabczewska całkiem nieźle śpiewa. Stała się uosobieniem plastikowego ideału piękna, za którym kryje się coś więcej. Ta dwuznaczność, nieoczywistość jej postaci przyczyniła się do rozbicia stereotypów, podważenia binarności wzorców ladacznicy i Madonny.
„Nigdy w życiu”: Elegancka emancypacja
Powieść Katarzyny Grocholi z 2001 r. i jej późniejsza o trzy lata ekranizacja w reżyserii Ryszarda Zatorskiego opowiadały o potrzebach współczesnych kobiet, równouprawnieniu, zmieniających się stosunkach damsko-męskich, pozycji kobiet na rynku pracy. Grochola i jej bohaterka Judyta, tańcząca w deszczu na moście Świętokrzyskim, pokazały kobietom lat 2000., o czym i jak mają marzyć. Dziś tę popularną literaturę kobiecą czyta się jak poczynione na gorąco zapiski z epoki gwałtownej rewolucji obyczajowej.
„Dzień świra”: Frustracja intelektualisty
Rewers emancypacji, nie tylko kobiet, lecz także innych marginalizowanych grup społecznych, pokazuje film Marka Koterskiego z 2002 r. Neurotyczny, zapętlony w nerwicy natręctw, odpychający Adaś Miauczyński wyrażał rozczarowanie inteligencji jako klasy wobec nadużyć III RP, neoliberalizmu i kapitalizmu. Koterski zdiagnozował upadek elit, przepowiedział narodziny nowych, uchwycił wzrost znaczenia klasy średniej, dorobkiewiczów, beneficjentów systemu.
„Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”: Narodziny talentu
Najważniejsza bodaj polska powieść XXI w. ukazała się w 2002 r., ujawniając talent Doroty Masłowskiej, dziś literackiej instytucji, zjadliwej komentatorki rzeczywistości, raperki rozsadzającej patriarchat. Nastolatka z Wejherowa stworzyła nowy język powieści. W świadomy sposób posługując się postmodernistycznymi zlepkami przyszpiliła rzeczywistość prowincjonalnej Polski okresu transformacji. W „Wojnie” dokładnie widać, jak w tamtych latach „wysokie” mieszało się z „niskim”, jak peryferia stawały się coraz dalsze od centrum, jak pogłębiało się wykluczenie.
„Magda M.”: Miłość w wielkim mieście
Serial emitowany w latach 2005-2007 mógłby uchodzić za niekończący się product placement. Wysmakowane kadry można było sprzedać i producentom motorów (jeździł na nich amant Paweł Małaszyński w roli niepokornego prawnika), i markom szyjącym sukienki w groszki (z takowych słynęła tytułowa Magda M., prawniczka, grana przez Joannę Brodzik), i działowi promocji Warszawy, która przed kamerą operatorów rozkwitała jak nowy Nowy Jork. Serial Doroty Chamczyk zainicjował niekończącą się listę produkcji TVN-u o równie doskonałym, co wyimaginowanym życiu w Warszawie, gdzie wszystkich na wszystko stać, bohaterowie wspinają się po szczeblach kariery w korporacjach, jednocześnie romansując z równie atrakcyjnym rówieśnikami, i mieszkają w apartamentach z widokiem na Pałac Kultury. Współcześni trzydziestolatkowie już by w tę ułudę nie uwierzyli, ale starsi milenialsi dali się nabrać, ryzykując pogrążenie się w nieutulonej frustracji.
„Lubiewo”: Inny głos
Wydana w 2004 r. powieść Michała Witkowskiego przełamywała tabu, wpisując się w czas rodzenia się ruchów emancypacyjnych LGBT+ (w tym samym czasie powołano do życia KPH). Odważny głos pisarza rozbudził – niespełnione zresztą do dziś – nadzieje o tęczowym równouprawnieniu. Potem „Michaśkę” w ekscentrycznym entourage’u widywaliśmy na ściankach celebryckich bankietów.
„Pitbull”: Toksyczna męskość
Debiut Patryka Vegi z 2005 r. zapoczątkował niekończącą się serię epigońskich produkcji – od jego własnych produkcyjniaków po świetne skądinąd „Ślepnąc od świateł”. Polskie kino po „Psach” Władysława Pasikowskiego miało pławić się w pornografii, przemocy, wzmacniać toksyczną męskość, stawiać grzeszne życie półświatka za aspiracyjny wzorzec.
Pokazy mody: Blask gwiazd
Wielcy projektanci – Maciej Zień, Gosia Baczyńska, duet Paprocki i Brzozowski – zaczęli traktować pokazy mody jako wydarzenie dla śmietanki towarzyskiej. Pierwsze ścianki, czerwone dywany, pełne gwiazdeczek, fashion week w Łodzi (pierwszy w 2009 r.), dzięki któremu po części wypłynęły pierwsze polskie influencerki, nazywane wtedy szafiarkami. W latach 2000. moda stała się nie tylko przedmiotem prestiżu, ale więcej – branżą dyktującą warunki panujące w machinie show-biznesu.
Więcej o kolorowych snach przeczytacie w majowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.