Położony nad mazurskim jeziorem Narie Resort & Spa to więcej niż hotel. Bliskość natury, przytulny, choć luksusowy wystrój i ciepła atmosfera sprawiają, że szybko można się tu poczuć jak w domu. Zwłaszcza wtedy, gdy zbliżają się Święta.
Gdy późną jesienią docieram nad mazurskie jezioro Narie, mimo stosunkowo wczesnej pory, zdążył już zapaść wzrok. Ale hotel położony na stu hektarach w Wilnowie obok Morąga lśni tysiącem światełek. W Narie Resort & Spa trwają już przygotowania do Świąt. Lampki zdobią framugi drzwi, świeczki rozjaśniają mrok, do wejścia prowadzi rząd lampionów. Przy recepcji stanęły pełne prezentów sanie świętego Mikołaja. W restauracji honorowe miejsce zajmuje choinka z czerwonymi bombkami. Wszystkie dekoracje, łącznie z wazonami wypełnionymi ośnieżonymi szyszkami, to dzieło Iwony Eluszkiewicz, właścicielki warszawskiej Bukieciarni Mokotowska 41, która na chwilę przed gwiazdkową sesję dokonuje ostatnich poprawek.
– Mam nadzieję, że poczujesz się tutaj jak u siebie – mówi menedżer hotelu Mateusz Bogulski. – Chciałem w Narie stworzyć taki home away from home – dodaje. Dokładnie taki efekt udało mu się osiągnąć. Przestrzeń hotelu sprzyja relaksowi, bo nic tu nie przytłacza. Kameralny obiekt obejmuje tylko 25 pokoi, urządzonych minimalistycznie, choć przytulnie (łączy je spójna estetyka, ale każdy jest trochę inny), a bliskość przyrody nie oznacza tu rezygnacji z komfortu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w wielkim mieście.
O najwyższym poziomie hotelu świadczy to, że pomyślano tu o wszystkim, o czym mogłabym zamarzyć. Mam ochotę posłuchać muzyki? Wszystkie pokoje wyposażono w najlepszy sprzęt marki Bang & Olufsen. Zapomniałam przyborów kosmetycznych? W pokoju znajdę wszystko, łącznie z grzebieniem, a produkty w łazience pochodzą z firmy Hermes. Potrzebuję wyspać się za wszystkie czasy? Regulowany materac łóżka i pościel z gęsim puchem z pewnością zapewnią mi wygodę. Ale szyte na miarę rozwiązania nie kończą się na pokoju. Goście mogą zobaczyć film w sali kinowej z prywatnym barkiem. O tym, że każdy detal jest w Narie dopracowany, świadczy to, że można tu nawet zrobić popcorn. Sala w razie potrzeby zmienia się w konferencyjną, a z boku mieści się kącik dziecięcy.
Dzieci są w Narie mile widziane, o czym też miałam okazję przekonać się osobiście. W ramach specjalnej usługi można nawet w hotelu poprosić o nianię. Najlepiej wtedy, gdy rodzice chcą w spokoju oddać się rozkoszom spa. Przebojem jest kriokomora o właściwościach lecznicznych. Poza tym w spa profesjonaliści ze Sri Lanki wykonują tu masaże całego ciała – ajurwedyjskie, gorącymi kamieniami albo klasyczne. Można oczywiście zdecydować się także na zabiegi na twarz albo na ciało. Mateusz zdradza mi, że już niedługo do wykonania rytuałów piękna wykorzystywane będą kosmetyki Umami stworzone przez dr Dorotę Rutkowską, która w swoich olejkach, masłach i olejach wykorzystuje wyłącznie naturalne produkty – owoce, orzechy, zioła i kwiaty. Mnie zachwycił nawilżający krem do twarzy z różą i rozmarynem, który dostałam do testowania. Kolejnym punktem programu jest basen, który dzięki podświetleniu staje się jeszcze bardziej luksusowy. Można tu skorzystać także z łączki słonecznej, czyli opalania przyjaznego dla skóry.
Osobnym tematem jest restauracja. Serwowane tu dania bazują na kuchni polskiej. Menu jest krótkie, co tym bardziej świadczy o tym, że każda z potraw jest idealnie dopracowana. Większość warzyw wykorzystywanych przez szefa kuchni pochodzi z własnej uprawy (grządki mieszczą się przy hotelu), a reszta od lokalnych dostawców i hodowców. Gotuje się tu sezonowo, więc miałam szczęście załapać się na prawdziwki. Selekcja win jest ułatwiona, bo zamiast w piwniczce wina przechowywane są w szklanej gablocie na środku sali restauracyjnej.
Następnego dnia Mateusz zabiera mnie na wycieczkę po włościach obejmujących powierzchnię stu hektarów. Między stadniną koni, kortem tenisowym i polem lawendy poruszamy się meleksem. Docieramy aż nad jeziorem Narie, gdzie hotel ma swoją prywatną plażę. Latem można tu wynająć dom na wodzie, dwupokładowy jacht wyposażony jak pokój hotelowy. Na jeziorze Narnie obowiązuje strefa ciszy, co oznacza, że łódki nie mogą używać silników spalinowych, ale w ofercie są motorówki elektryczne.
Ostatnim punktem programu jest wizyta w domu mazurskim. Pierwszy budynek, który powstał na tym terenie 20 lat temu, teraz można wynająć dla kilkorga przyjaciół, choćby na święta czy sylwestra. Wielka rodzinna kuchnia jak z serialu, sypialnie ze spadzistymi dachami, całe w drewnie, oryginalne sprzęty. Drugi, większy i bardziej ekskluzywny dom z barkiem, ogrodem i prywatną sauną nosi nazwę Rezydencji Derleckiej. Oba domy są utrzymane w bardziej rustykalnym, ale nie mniej luksusowym charakterze.
– Zimą będę urządzał tu kuligi – planuje Mateusz. – A staw przy hotelu zamieni się w lodowisko – dodaje. Nie wątpię, że już za chwilę Narie przeobrazi się w Winter Wonderland. Albo, jak kto woli, w baśniową Narnię. Na pewno powrócę tu jeszcze nieraz. A może nawet stanie się Narie moim drugim domem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.