Znaleziono 0 artykułów
10.01.2025

Nicole Kidman, Halina Reijn i Harris Dickinson dla Vogue.pl opowiadają o „Babygirl”

10.01.2025
(Fot. materiały prasowe)

Najważniejszym tematem tego filmu była kobieca przyjemność. Zależało mi, by obalić tabu – mówi Halina Reijn o swoim głośnym „Babygirl”. Najgorętszy tytuł roku właśnie trafił na ekrany polskich kin, a my rozmawiamy z jego twórcami: reżyserką oraz kreującymi główne role Nicole Kidman i Harrisem Dickinsonem.

Pięćdziesięcioparoletnia Romy (Nicole Kidman) ma pozycję, drogie kostiumy od projektantów i rodzinę jak z obrazka. Nie ma jednak przyjemności z seksu i w ogóle większej satysfakcji z życia. Wtedy na horyzoncie pojawia się on: młody stażysta, który wyczuwa szefową bez pudła. Samuel (Harris Dickinson) instynktownie rozumie, że Romy rządzić lubi tylko w biurze, a poza nim – także w łóżku – potrzebuje, żeby ktoś jej rozkazał. Usadził, pokazał władzę. Na kolana, zaszczekaj, pochyl głowę. Na służbowej imprezie, gdy inni sączą wino, ty dostaniesz szklankę mleka. Moja dziewczynko, moja Babygirl.

Brzmi znajomo? Nic dziwnego. Reżyserka „Babygirl” Halina Reijn mówi, że tworząc swój film, inspirowała się erotycznymi thrillerami z przełomu lat 80. i 90. Był to wówczas bardzo popularny gatunek, a tłumy wstrzymywały oddech na seansach „Dziewięć i pół tygodnia”, „Fatalnego zauroczenia” czy „Niemoralnej propozycji”. Holenderce zależało jednak, by tym razem odwrócić punkt widzenia i taką historię opowiedzieć z kobiecej perspektywy. Dlatego akcję śledzimy z punktu widzenia Romy, która próbuje odcyfrować zamiary Samuela i zrozumieć własne potrzeby.

Thriller erotyczny „Babygirl” zamienia male gaze na kobiecą perspektywę

(Fot. materiały prasowe)

– Sposób, w jaki Halina podeszła do tego materiału, naprawdę mnie zaskoczył. Byłam zaintrygowana, zahipnotyzowana – mówi Nicole Kidman. – Nigdy nie przewidziałabym takiego rozwoju akcji. No i bardzo cieszyłam się, że nakręcę to z kobietą za kamerą – dodaje gwiazda. Zamiana male gaze na female gaze daje w „Babygirl” widoczne efekty. Nie tylko postać kobieca jest bardziej zniuansowana, lecz także całkiem inaczej rozłożone są akcenty. Choć w nabierającej tempa seksualnej relacji z młodym chłopakiem to Romy odgrywa rolę strony podległej, nie jest to historia o upodleniu, lecz emancypacji poprzez wejrzenie w siebie i głębokie zrozumienie własnych, nawet tych piętnowanych przez społeczeństwo potrzeb.

Chciałam opowiedzieć historię o kimś, kim targają wątpliwości, kto jest w kryzysie. Patrzącym z zewnątrz wydaje się, że Romy ma wszystko, ale pod spodem jest pęknięcie, dylemat. To dojrzała i świetnie umocowana w życiu kobieta, która próbuje znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Czy już nic więcej mnie nie czeka? Dokąd idę? Romy kładzie na szali wszystko, by narodzić się na nowo. Tak widzę jej podróż. Według mnie pod jej koniec zyskuje większą wolność i staje się bardziej sobą – tłumaczy Halina Reijn.

(Fot. materiały prasowe)

Harris Dickinson o „Babygirl”: Bez odwagi Nicole Kidman nic by się tu nie udało

Po festiwalu w Wenecji, gdzie Nicole Kidman nagrodzono za najlepszą rolę kobiecą, „Babygirl” pojechał w świat z metką filmu odważnego i przełomowego. Czy taki jest? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla tych, którzy zjedli zęby na europejskim kinie przekraczającym seksualne tabu, z „Pianistką”, „Niewinnością” czy „Titane” na czele, film Reijn to raczej po amerykańsku ugłaskana wersja filmowej opowieści o pozornie radykalnej inicjacji.

Mimo zmieniających się – szczególnie po fali MeToo – standardów, dla aktorki o statusie i wizerunku Kidman rola tego typu mogła być ryzykowna. Aktorka ma co prawda na koncie występ w „Oczach szeroko zamkniętych”, ale od tamtej pory minęło ćwierć wieku, a hollywoodzkie standardy wciąż są inne dla trzydziestolatek i pięćdziesięciokilkulatek. W warstwie wizualnej film jest bardzo estetycznie dopracowany i raczej zachowawczy – porównując go choćby z wchodzącymi na nasze ekrany wkrótce „Balkoniarami”, gdzie piersi i genitaliów jest pod dostatkiem. Ale Kidman jest w „Babygirl” na ekranie niemal w każdej sekundzie, ten film to ona. Myślę że to rola wymagająca odsłonięcia się, ogromnej wrażliwości – mówi Harris Dickinson. – Takie odsłonięcie się na ekranie nie jest łatwe i nie każdy by to udźwignął. Role były dobrze napisane, ale bez odwagi Nicole nic by się tu nie udało – dodaje aktor.

(Fot. materiały prasowe)

Od kultowych erotyków sprzed czterech dekad „Babygirl” odróżnia też konwencja. Reijn postawiła na ton parakomediowy. Wiele scen ma żartobliwy wydźwięk, nie jest do końca na serio, a bohaterowie, oprócz namiętnych zbliżeń, także z siebie żartują. Osobiście wolałabym, żeby film był jeszcze bardziej otwarcie zabawny, mocniej wygrywający konwencję – to by mu się przysłużyło. Poczucie humoru było tu kluczem. W ten sposób budujemy więź z widzem – tłumaczy Halina Reijn, dodając: – Ale chciałam też nakręcić film zmysłowy, więc wyzwaniem było pogodzenie tego, co bardzo erotyczne, z tym, co zabawne. Dlatego potrzebowałam niezwykłych aktorów, ze świetnym warsztatem, którzy wspólnie stworzą ten ton. Jedną z moich ulubionych scen jest ta w tanim hotelu, gdzie Romy i Samuel odkrywają po raz pierwszy swoją dynamikę. Ta scena jest dla mnie poruszająca, ale też śmieszna, szczególnie na początku, gdzie niczym w teatrze próbują to, co chcą razem zrobić. Humor musiał być obecny w tym filmie.

Film „Babygirl” opowiada o kobiecej przyjemności, łamiąc tabu

Rozebranie seksu z kostiumu instynktowności, w który tak często bezrefleksyjnie ubiera go kino, to ważna sprawa. Pokazanie, że takie rzeczy, jak udane życie erotyczne w związku czy gorący romans, nie dzieją się samodzielnie, niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Że jest w tym miejsce na potknięcia, zażenowanie i wygłupy – to w filmie Reijn bardzo lubię. Twórczyni „Babygirl” ma w tym misję. – Dla wszystkich twórców tego filmu głównym i najważniejszym tematem była kobieca przyjemność. Mnie osobiście trudno było dotąd rozmawiać na luzie o orgazmie nawet z najbliższymi przyjaciółkami i kręcenie filmu było pewnego rodzaju terapią. Musiałam o tym rozmawiać z Nicole bez przerwy i już to mnie mocno emocjonalnie przemeblowało, wiele się nauczyłam – mówiła mi w rozmowie Reijn. – A teraz rozmawiam o tym z dziennikarzami. Ty i ja nie znamy się, a jednak mówimy właśnie głośno o kobiecej przyjemności i pożądaniu. To bardzo ważne dla młodych kobiet, które powinny widzieć na ekranie prawdę w całej swojej złożoności, a nie hollywoodzki mit, który sprawia, że czujesz się źle ze sobą i zamiast siebie akceptować, marzysz o zmianie. To rodzi smutek i cierpienie. Dlatego zależało mi, by obalić tabu – kontynuuje reżyserka „Babygirl”.

(Fot. materiały prasowe)

Narzekania na „Babygirl” przypominają mi trochę marudzenie na serial „Matki pingwinów” – że zbyt cukierkowo pokazuje rzeczywistość rodzin OzN, że codzienność to zmagania ze szkolnictwem, ludźmi i w ogóle znój i rozpacz. To jakby mieć pretensje, że soczysty burger nie smakuje jak przegrzebki. Przecież film jako sztuka mieści różne narracje. Obok wywrotowych artystycznych gestów – jakże potrzebnych – jest w nim miejsce na lekkość i zabawę, a taką zabawą, niepozbawioną ważnego przesłania, ale przede wszystkim zabawą, jest dla mnie „Babygirl”. Niech dowodem będą komentowane ochami i achami memy z tańczącym Samuelem czy Nicole Kidman figlarnie pijąca szklankę mleka przed odebraniem nagrody National Board of Review. Jedna z koleżanek po fachu wspominała, że na seans, na którym była, chłopak przyprowadził partnerkę z zawiązanymi oczami. Film o zmysłowej grze między bohaterami i zmysłowa gra jako element seansu? Świetna sprawa.

Wypowiedzi zamieszczone w tekście pochodzą z rozmowy wideo z Haliną Reijn, Nicole Kidman i Harrisem Dickinsonem.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Nicole Kidman, Halina Reijn i Harris Dickinson dla Vogue.pl opowiadają o „Babygirl”
Proszę czekać..
Zamknij