Za rolę anielskiej Celeste w „Wielkich kłamstewkach” otrzymała trzy najbardziej prestiżowe nagrody telewizyjne – SAG Award, Złoty Glob i Emmy. W drugim sezonie jej bohaterka przeżywa żałobę po mężu, który ją bił. Ten niejednoznaczny stan Nicole Kidman, która dzisiaj świętuje 56. urodziny, wygrywa na subtelnościach. Za porcelanową cerą kruchej z pozoru aktorki kryje się bowiem niezłomna kobieta.
Niezależnie od tego, czy gra Virginię Woolf, jedną z najważniejszych XX-wiecznych emancypantek, myślicielek i pisarek, kurtyzanę Satine z XIX-wiecznego Moulin Rouge czy Grace, księżną Monako, Nicole Kidman zawsze wygląda, jakby pochodziła z trochę innej epoki. Zupełnie już zapomnianej czy całkiem bliskiej? To niejasne. W każdym razie innej. Jej zamglone spojrzenie wyraża zazwyczaj nostalgię, roztargnione gesty świadczą o tym, że myślami jest gdzie indziej, a posągowe piękno każe przypomnieć sobie obrazy dawnych mistrzów.
Najbardziej rzeczywista jest w rolach matek. Wtedy jej wzrok zyskuje ostrość, ruchy służą praktycznym celom – głaskaniu, przygotowywaniu jedzenia, trzymaniu za rękę, a uroda staje się służebna wobec czułości. Taką matką Kidman jest dla bliźniaków z „Wielkich kłamstewek” i syna-geja, którego ojciec próbuje zmusić do „leczenia” homoseksualizmu w ubiegłorocznym „Wymazać siebie”.
Może dlatego, że w życiu osobistym to właśnie macierzyństwo przysporzyło aktorce najwięcej szczęścia, ale też najwięcej bólu. Mówi, że największą niespodzianką jej życia były dwie kreski na teście ciążowym, bo myślała, że nie może mieć dzieci. Narodziny córki Sunday, którą ma z drugim mężem, Keithem Urbanem, były więc niemal cudem. Młodsza Faith przyszła na świat dzięki pomocy surogatki. Dziesięć lat wcześniej – w połowie lat 90. – Kidman adoptowała ze swoim byłym mężem Tomem Cruisem córkę Isabellę i syna Connora. Dziś są już dorośli. Ona mieszka w Londynie, on w Miami. Matka nie widuje się z nimi, nie była na jej ślubie, na jego nadchodzącą ceremonię nie dostała zaproszenia. Wszystko przez scjentologię. A właściwie przez Toma Cruise’a, który przekonał córkę i syna, żeby zaangażowali się w życie sekty. Było to jednoznaczne z odrzuceniem wpływu Kidman z jej katolickim wychowaniem.
Ta strata nie przestaje boleć. Dlatego też Nicole jest jeszcze bardziej zaangażowaną matką dla dziewczynek. Wspiera talent dziewięcioletniej Faith, która gra na skrzypcach, i 11-letniej Sunday, małej pianistki, która coraz częściej spogląda także w kierunku kamery. Kidman i jej mąż, muzyk country, zabierają córki, razem z ich nauczycielem, na jej plany filmowe i jego trasy koncertowe.
W domu w Nashville, dokąd Nicole uciekła od hollywoodzkiego zgiełku, panują nie tyle surowe, ile rozsądne zasady. Rodzina żyje analogowo. Kidman nosi zegarek, żeby nie patrzeć na telefon, z mężem nie mają telewizora w sypialni, córki nie założyły kont na Instagramie. To niejako konsekwencja jej własnego wychowania. Jako córka intelektualistów (zmarły kilka lat temu ojciec był wykładowcą, biochemikiem i psychologiem) z siostrą Antonią zaprawiona była w rodzinnych rozmowach o polityce i filozofii. Kidman ma podwójne obywatelstwo – amerykańskie i australijskie, bo urodziła się na Hawajach, gdzie jej rodzice przyjechali z Australii na stypendium naukowe. Wychowała się jednak na Antypodach i to tam debiutowała na małym i dużym ekranie w połowie lat 80. Hollywood upomniało się o nią już kilka lat później. W 1990 roku zagrała w „Szybkim jak błyskawica” o kierowcy NASCAR. Traf chciał, że zagrał go Tom Cruise, wówczas młody, obiecujący i niewinny. Rudowłosa piękność i amant o szelmowskim uśmiechu szybko się w sobie zakochali. Ich związek trwał ponad dziesięć lat, do momentu, w którym ona się przekonała, że w jego życiu jest miejsce nie dla miłości, tylko dla sekty. Długo leczyła złamane serce, wielokrotnie zdarzało jej się mówić, że zawsze będzie Toma kochać. Po kilku krótkich związkach, m.in. z Lennym Kravitzem i Robbiem Williamsem, pocieszenie znalazła u boku Keitha Urbana. Poznali się na gali G'Day USA Gala w styczniu 2005 roku, cztery miesiące później on zadzwonił, żeby się umówić. Już po pierwszej randce Kidman chciała wyjść za niego za mąż. Pobrali się w 2006 roku, a on zaraz potem poszedł na odwyk. Od tego czasu muzyk, mąż i ojciec wystrzega się używek. Mimo licznych własnych sukcesów uchodzi też w branży filmowej za jednego z najbardziej wspierających małżonków gwiazd wielkiego formatu.
Chociaż Kidman przekroczyła już pięćdziesiątkę, co w Hollywood często oznacza koniec kariery, nigdy nie była tak rozchwytywana. Po rolach w „Dogville”, oscarowych „Godzinach” czy „Moulin Rouge!” jej pozycja była niezagrożona. Ale wydaje się, że ostatnie kilka lat to czas eksperymentów, nowych początków, sukcesu na swoich warunkach. Zagrała u geniusza Giorgosa Lanthimosa w „Zabiciu świętego jelenia”, pokazała się od niepięknej, słabej, złamanej strony w „Destroyerze” Karyn Kusamy i stworzyła niezwykłe trio z Kirsten Dunst i Elle Fanning w „Na pokuszenie” Sofii Coppoli. Jak sama jednak przyznaje, żadna jej rola nie wzbudziła takich emocji jak Celeste z „Wielkich kłamstewek”. Elegancka, niedostępna, zrównoważona żona z Monterey pod kaszmirowymi golfami ukrywa ślady przemocy domowej. Dla macierzyństwa zrezygnowała z kariery, a teraz musi we własnych czterech ścianach walczyć ze swoim mężem w ambiwalentnym splocie namiętności i nienawiści.
Kidman już od 2006 roku pełni funkcję ambasadorki dobrej woli ONZ, ostatnio jednak jej zaangażowanie jest coraz większe. W ubiegłym roku przekazała pół miliona dolarów na rzecz programu Trust to End Violence Against Women, który pomaga ofiarom przemocy domowej. Ale Kidman walczy o wszystkie kobiety, jednoznacznie popierając ruchy #MeToo i Time’s Up. – Samo to, że ludzie wreszcie wierzą kobietom, doprowadza mnie do łez. To, że wreszcie słuchamy kobiet, to świadectwo realnej zmiany w rzeczywistości – mówiła aktorka.
Po „Wielkich kłamstewkach” rzuciła się w wir pracy. Na podstawie książki „You Should Have Known” Jean Hanff Korelitz realizuje z producentem Davidem E. Kelleyem sześcioczęściowy „The Undoing” z Hugh Grantem i Donaldem Sutherlandem. Dzięki Kidman doczeka się też adaptacji „Nine Perfect Strangers” Liane Moriarty, czyli autorki „Wielkich kłamstewek”. To od niej zaczęła się przygoda Nicole z telewizją. Najpierw walczyła z Reese Witherspoon o prawa do ekranizacji bestsellera, by w końcu połączyć z nią siły. Z rywalek stały się przyjaciółkami. Na wielki ekran Kidman powróci już w listopadzie, gdy premierę będzie miał „Szczygieł” na podstawie jednej z najlepszych powieści ostatnich lat.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.