Z jednej strony barokowy przepych Gianniego Versace, a z drugiej pochwała czystej formy Calvina Kleina i Helmuta Langa. Ultrakobiece stylizacje kontra oversize’owe fasony całkiem dosłownie pożyczone z męskiej szafy. Luksus, który definiowany jest nie przez cenę, a przez jakość. Nic dziwnego, że do mody z lat 90. i jej muz wzdychają dziś nie tylko dorastający w tamtej dekadzie milenialsi.
– Robię zdjęcia za kulisami jego pokazów już od trzech lat. I nadal niezmiennie urzeka mnie jego nowoczesne podejście do mody – takimi słowami opisywał twórczość Helmuta Langa młodziutki Juergen Teller w rozmowie z Timem Blanksem tuż przed rozpoczęciem prezentacji kolekcji na jesień 1996 roku. Lang, który wtedy jako jeden z pierwszych odważył się nie tylko wyłamać z oficjalnego kalendarza tygodni mody, ale też wynosić prezentacje swoich projektów do rangi oryginalnych spektakli, zorganizował tamten pokaz na terenie opuszczonej stacji kolejowej. Na backstage’u modelki zaklepywały miejsca przy grzejnikach, na widowni goście siedzieli owinięci w folie termiczne. A na wybiegu? Moda, którą sam Lang nazwał wtedy połączeniem wyrafinowanej elegancji i stylu ulicy. Lubię wracać do tej kolekcji. Szczególnie teraz, gdy widzę, jak bardzo wizja Austriaka (nie tylko z tamtego sezonu) inspiruje młode pokolenie projektantów. Dion Lee, Lea Dickely i Hungla z Kwaidan Editions, a nawet Daniel Lee tworzący kolekcje dla „nowej” Bottegi Venety – wszyscy oni z namaszczeniem traktują minimalizm lat 90., dopieszczając go innowacyjnymi akcentami.
Oczywiście zawężanie mody lat 90. do minimalizmu byłoby krzywdzące. Choć o wielu wiodących wtedy nurtach estetycznych większość z nas nie chce już dziś pamiętać, one też ukształtowały tamtą epokę. Raczej nikt nie będzie kwestionował dziś wpływu, jaki na wyobraźnię projektantów i masowe gusta miały słodkie stylizacje promowane przez większość ówczesnych filmów dla nastolatek, grunge à la Kurt Cobain, streetwear à la Will Smith i dżinsowe total looki, na których wzbogaciło się wiele amerykańskich marek z Tommym Hilfigerem na czele. I mimo że one także inspirują dziś projektantów, wydają się staroświeckie. A minimalizm? Jemu wystarczą niewielkie modyfikacje. Choć gdyby się uprzeć, śmiało można stosować go na zasadzie kopiuj-wklej.
Przekopywanie się przez archiwa zdjęć z pokazów lat 90. może dostarczyć naprawdę wielu bodźców. Szczególnie gdy na bieżąco obserwuje się to, co dzieje się w modzie dziś. Nagle widać, że topy z mocno odkrytymi plecami z wiosenno-letniej kolekcji Muglera przypominają te, jakie w kolekcji na lato 1996 proponowała Ann Demeulemeester. Luźne garnitury w kolorze przygaszonego beżu od Deveaux New York mogą być ukłonem dla modeli zaprezentowanych w 1994 roku przez Calvina Kleina. A spódnice maksi z cienkimi paseczkami na talii, jakie w tym sezonie proponuje Christopher Esber, wyraźnie nawiązują do kolekcji Prady z 1992 roku. Podobnie jest z ówczesnymi ikonami stylu. O ich wielkości przesądza dziś nie tylko to, że z nostalgią patrzy się na stylizacje, jakie nosiły (nadal możemy przecież wzdychać do strojów Fran Drescher czy nosić się jak Aaliyah), a to, jak mało straciły na aktualności.
Carolyn Bessette-Kennedy: Królowa minimalizmu
Znajomi mówili o niej, że zdjęcia w żadnym stopniu nie oddają jej urody. Niektórzy nazywali ją „istotą nie z tej ziemi”. Proste blond włosy, niebieskie oczy, pełne usta, niemalże nietknięta makijażem cera, smukła sylwetka…. No i styl – maksymalnie minimalistyczny, bazujący na prostych formach i ciekawych detalach. Ewidentnie swój trafił na swego – Bessette przez kilka lat pracowała przecież w dziale PR-u Calvina Kleina, u którego w latach 90. nowojorski minimalizm wybrzmiewał chyba najgłośniej.
Po raz pierwszy Bessette zaznaczyła swój status ikony stylu już na ślubie z Johnem F. Kennedym Jr. Jej stylizacja – prosta suknia na cienkich ramiączkach zaprojektowana przez młodego i nieznanego wtedy jeszcze Narciso Rodrigueza, zaczesane do tyłu włosy, brak jakiejkolwiek biżuterii i skromny bukiecik – była odważną decyzją, a nawet manifestem. – To był znak, że Carolyn nie potrzebuje wielu ozdób, bo sama jest klejnotem – mówiła w rozmowie z „Vanity Fair” projektantka Gabriela Hearst, która w swoich kolekcjach często odnosi się do modowego dziedzictwa pani Kennedy.
„Carolyn ma fenomenalny, nowoczesny styl”, zachwycała się Anna Wintour. „Bez żadnych wątpliwości stanie się wielką ikoną stylu”, pisał Patrick McCarthy z „Women’s Wear Daily”. Tak się stało. Bessette-Kennedy zachwycała nie tylko na czerwonych dywanach, ale także na co dzień, gdy – z wyjątkiem ulubionej torebki Birkin – rzadko kiedy można było zauważyć ją wystrojoną od stóp do głów w projekty największych marek. Jedna z najbardziej kultowych i najpopularniejszych dziś stylizacji Bessette to beżowa ołówkowa spódnica, kozaki w kolorze koniakowego brązu i kaszmirowy sweterek. Albo dżinsy z prostą nogawką, gruba opaska we włosach i małe, okrągłe okulary. Razem z mężem byli też mistrzami nonszalanckiego athleisure. Ona w legginsach, obszernej kurtce (najpewniej z jego szafy) i białych sneakersach, on w szortach, bluzie, okularach i czapce z daszkiem. Zwyczajnie niezwykli.
Julia Roberts: Kolekcjonerka garniturów
Zaczęło się od gali rozdania Złotych Globów w 1990 roku, na którą nagrodzona później statuetką Roberts przyszła w oversize’owym szarym garniturze i pod krawatem. Stylizacja ta przeszła do historii popkultury i mocno zdefiniowała styl aktorki: nonszalancki, niby od niechcenia, z wyraźnymi nawiązaniami do męskiej garderoby. Roberts rzadko kiedy pokazywała się w makijażu. Chętnie nosiła podarte dżinsy, które zestawiała z obszernymi koszulami, prążkowanymi topami na ramiączkach albo marynarkami. Jej styl stał się jeszcze bardziej wyrazisty, gdy będąc w związku z Kieferem Sutherlandem, ścięła włosy. Często można było wtedy spotkać ją w dużej kamizelce od garnituru, którą casualowo nosiła w połączeniu z legginsami, kowbojkami i z nieco za dużym, kontrastującym kolorystycznie żakietem.
Gwyneth Paltrow: Forma i kolor
Zaczynała od grunge’u, ale na szczęście szybko (i na długo) zaprzyjaźniła się z minimalizmem, którego zwieńczeniem była różowa suknia Ralpha Laurena (odebrała w niej Oscara za rolę w „Zakochanym Szekspirze”). Prostota służyła Gwyneth Paltrow podobnie jak Carolyn Bessette-Kennedy – obie posągowe, o klasycznej urodzie nie potrzebowały wielu dodatków, by błyszczeć. Jednak podczas gdy Kennedy najczęściej ograniczała się do stonowanej palety beżu, szarości, czerni i bieli, Paltrow proste konstrukcje nosiła w połączeniu z mocnymi kolorami. Do dziś jedną z jej najbardziej kultowych stylizacji jest intensywnie zielony komplet z „Wielkich nadziei”. Albo płaszcz w panterkę, który wyważała czarnymi spodniami i znoszonymi conversami. Z sukcesami wcielała też w życie zasady tradycyjnego minimalizmu – lejąca sukienka na guziczki, którą zestawiła z małymi okrągłymi okularami, spokojnie zdałaby egzamin także dzisiaj.
Kate Moss: Wczoraj i dziś
Linda, Christy, Naomi, Cindy, Tyra – wiele z najpopularniejszych w latach 90. modelek do dziś inspiruje swoim ówczesnym stylem. Najbardziej nieśmiertelna jest Moss. Czy to biały płaszcz z futrzanymi wstawkami, który dziś mógłby znaleźć się w kolekcji Saks Potts, czy mała czarna z piórami z 1998 roku, która w łudząco podobnej formie obecna dziś jest w ofercie Saint Laurenta – archiwalne kreacje Moss to kopalnia pomysłów, które aż proszą się o to, by dać im dziś drugie życie. Supermodelka z ogromną łatwością balansowała między stylowym seksapilem, normcore’em i minimalizmem. I zachwycała bez względu na to, czy pomykała korytarzami LAX w podartych dżinsach i wyciągniętej koszulce, czy pojawiała się na premierze w dopasowanej sukni z odkrytymi plecami i w kolorze bananowej żółci.
Sade: Na styku dekad
Na status ikony stylu wokalistka zasłużyła już w latach 80.: legginsy z wysokim stanem połączone z odkrywającym plecy topem, luźna biała koszula wpuszczona w podkreślające talię dżinsy, obszerny biały płaszcz zarzucony na gołe ciało czy – kultowy już – dżinsowy total look ze złotymi kolczykami oglądamy dziś nie tylko w archiwach, ale też na instagramowych kontach wielu znanych influencerek.
Wokalistka stojąca za przebojem „Smooth Operator” nie przestała jednak inspirować wraz z nadejściem kolejnej dekady. Podczas koncertu w San Diego w 1993 roku zachwyciła w błyszczącym komplecie złożonym z dopasowanej spódnicy maksi i krótkiego topu z długim rękawem, które dziś spokojnie mogłyby zawisnąć w atelier Oliviera Rousteinga z Balmain czy w szafie Kim Kardashian-West. Sade do dziś zresztą inspiruje nie tyko projektantów (w 2013 roku Jean-Paul Gaultier wystylizował na nią modelki na swoim pokazie), ale też najbardziej znaczące postaci współczesnej popkultury. Na przykład Drake’a, który niedawno wytatuował sobie na żebrach jej twarz.
PS Kolczyki w kształcie kół i gładko zaczesany warkocz Sade nosi po dziś dzień.
Księżna Diana: Pochwała normalności
Styl żadnej członkini jakiejkolwiek rodziny królewskiej nie zachwycał tak jak wyczucie księżnej Diany. Matka Williama i Harry’ego wyprzedzała czasy nie tylko równym traktowaniem poddanych i odwagą, ale też rozumieniem mody. Nigdy nie pozwoliła, by ubiór ją zdominował.
Na początku lat 90. związek Diany i Karola należał już do przeszłości (para oficjalnie ogłosiła swoją separację w 1992 roku, a rozwód sfinalizowała cztery lata później). Z perspektywy czasu najbardziej inspirujące są dziś stylizacje księżnej właśnie z tego okresu, gdy czuła się w pełni wolna i prawdopodobnie wreszcie szczęśliwa. Na przykład wtedy, gdy w 1993 roku pojechała z synami na narty do austriackiego Lech – wylądowała w czarnych legginsach, golfie i turkusowej marynarce w kratę, a pomiędzy szaleństwami na stoku oddawała się rozrywkom w dżinsowym total looku i obszernej kurtce ze skóry. Albo gdy w 1997 odwiedziła Bośnię i Hercegowinę. Z mieszkańcami zdewastowanych wojną miast rozmawiała ubrana niezwykle prosto: w klasyczne dżinsy, popelinową koszulę i skórzane loafersy. Podobnie jak Carolyn Bessette-Kennedy była też mistrzynią athleisure. Nie ma dziś influencerki, która na Instagramie nie udostępniałaby kultowych sportowych stylizacji Diany – kolarek, wysokich skarpet, sneakersów i bluzy z napisem „Harvard”.
Sarah Jessica Parker: W życiu jak w filmie
Z dzisiejszej perspektywy pewnie mało etyczne futro, spodnie 7/8, klapeczki na obcasie i kopertówka – mimo że najsłynniejsza stylizacja Sary Jessiki Parker jest dziełem kostiumografki „Seksu w wielkim mieście” Patricii Field, aktorka stylowa była także poza ekranem. I to nawet nie tyle na czerwonym dywanie, co poza nim. Wieczorowe wybory Parker (no, może z wyjątkiem bieliźnianej sukienki z 1997 roku) dziś mogłyby być nieco dyskusyjne. Za to te bardziej codzienne pełne są elementów, które w ogóle nie straciły na świeżości.
Weźmy na przykład strój z premiery filmu „Ed Wood” z 1994 roku – jedwabna sukienka, motocyklowe botki i skórzana marynarka wyglądają jak zestaw, w którym na ulicach Los Angeles mogłaby dziś zostać sfotografowana Kendall Jenner. A stylizacja z inauguracji zawodów bejsbola z 1996 roku – legginsy, masywne sneakersy, sweter i apaszka – to mistrzowskie połączenie klasycznej elegancji i sportu.
Aaliyah: Seksowna chłopczyca
Do jej muzycznego dziedzictwa odwołują się dziś młode gwiazdy r’n’b. A ze stylu garściami czerpią inspirację siostry Hadid, Kendall Jenner czy Jorja Smith. Podczas gdy pozostałe ikony stylu z lat 90. wzniosły się na wyżyny minimalizmu albo eksplorowały grunge, ona do perfekcji opanowała sztukę godzenia seksapilu ze stylem na chłopczycę. Gdy zakładała króciutkie topy, zestawiała je z obszernymi spodniami, czasami ze skóry, kiedy indziej z dżinsu. Na braletki narzucała pożyczone z męskiej szafy kurtki, do odkrywających ciało garniturów zakładała sneakersy, a staniki inspirowane bikini nosiła do oversize’owych dresów. Nie interesowało jej to, jak wyglądają inni. Ubierała się zgodnie z własnym gustem, kreując tym samym trendy. Wiele z nich przeżywa dziś renesans.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.