Znaleziono 0 artykułów
27.09.2019

Nikt nie zna wilczego języka

27.09.2019
Wilki w Kolmården (Fot. IBL / Rex Features/EAST NEWS)

W szwedzkim ogrodzie zoologicznym Kolmården, największym w całej Skandynawii, w czerwcu 2012 roku wilki zagryzły swoją opiekunkę. Dziennikarz Lars Berge, powracając do tej tragedii w swojej książce „Dobry wilk”, zastanawia się, co to znaczy „oswojony”, czy rozumiemy zwierzęcą naturę i czy zoo nie jest wyłącznie więzieniem.

Stała się tragedia: w szwedzkim ogrodzie zoologicznym Kolmården, największym w całej Skandynawii, w czerwcu 2012 roku wilki zagryzły opiekunkę. Dziewczyna miała na imię Karolina, znała się na swojej pracy i, co chyba ważniejsze, znała od lat zwierzęta, które ją zaatakowały. Była jak przewodniczka stada. Niektóre z wilków, które ją zabiły, karmiła i nosiła na rękach, gdy były jeszcze rozkosznymi szczeniętami.

Wilki w Kolmården były najważniejszą atrakcją zoo. Specjalny program dla odwiedzających zwierzęta, „Bliski kontakt z wilkiem”, polegał na tym, że zwiedzający, w towarzystwie fachowych przewodników i opiekunów zwierząt, wchodzili na zamknięty wybieg, by jakiś czas pobyć z dzikimi zwierzętami. Musiało to być fascynujące, skoro chętnych liczono w tysiącach, zaś bilet kosztował tyle, ile niezła kolacja z butelką francuskiego wina, a wiemy, jakie Szwecja ma ceny alkoholu. Na wybieg przyjeżdżała rodzina królewska, a także aktorzy, znani dziennikarze, celebryci i zwykli obywatele. Było to coś wyjątkowego.

Wypadek w Kolmården opisał dziennikarz Lars Berge. Wyszła mu historia niezwykła, zarówno ze względu na okoliczności zdarzenia, jak i wszystko, co dzisiaj kojarzy się nam z dziką przyrodą, wilkami i innymi zwierzętami. Ale też ochroną środowiska, poczuciem osadzenia w świecie lub, przeciwnie, obcością. Do głosu doszła polityczna poprawność, w której nie ma nic złego, a są raczej normy, by nikogo nie urazić, nikomu nie dokuczyć i nikogo nie poniżać. Czy zdajemy sobie sprawę, że nie należy mówić „oswojone wilki”, a raczej „zsocjalizowane”, bo słowo „oswoić” kojarzy się pewnie z zacofaniem, przemocą i podległością? Czy ktoś, kto sformułował to wymaganie, zastanowił się, czy wilki rozumieją po szwedzku albo szerzej – po ludzku? Nie ma dwóch zdań, że nabroiliśmy na tym świecie, ale też próbujemy się z tego wywikłać niekiedy w sposób tak kuriozalny.

(Fot. AFP/EAST NEWS)

Wilk – wie to każde dziecko – zeżarł babcię Czerwonego Kapturka. Żeby skutecznie omotać dziewczynkę, postawił na kłamstwo i podstęp, aż musiał go dorwać dobry gajowy. Jeśli przyłożymy do Czerwonego Kapturka narzędzia, które daje nam dzisiaj postnauka, oraz wpycha bezradność w opisywaniu świata, połączona z poczuciem winy oraz krzywdy, okaże się, że ów wilk symbolizuje przemoc, nieposkromiony popęd i tak dalej, a Kapturek jest obiektem dominacji. Może i tak, lecz wilk był podejrzany, zanim bracia Grimm spisali tę znaną na całym świecie bajkę. Uznawano go za pomocnika diabła, zagrożenie dla ludzi i ich dobytku, istotę podstępną, bo inteligentną i działającą w grupie. Człowiek bał się wilków, więc zabijał je na potęgę. Dość powiedzieć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Szwecji nie było już wilków. A kiedy się pojawiły (przyszły najpewniej ze Związku Radzieckiego, bo wilki nie wiedzą, co to granica), wielu uznało, że to efekt tajnego spisku podstępnych ekologów, oszalałych obrońców przyrody z Greenpeace’u lub pokrewnych firm. Tych dziewcząt i chłopców, czasami w sile wieku, umiejących przykuwać się do drzew, którzy wypuszczają norki z klatek, mimo że ich przeznaczeniem miał być kołnierz u płaszcza albo mufka, którzy w skrajnych wypadkach podpalają i podkładają bomby, gdyż bywało i tak.

Świat ludzi, nowoczesny, wszystkowiedzący i pełen współczucia, wykręcił więc moralny piruet, a przynajmniej tak mu się zdaje. Skoro zabijaliśmy wilki tuzinami, nie tylko w Skandynawii, i odmawialiśmy im prawa do życia, skoro były symbolem zła i podstępności, wynagrodzimy im to teraz. A jakże. Wielu tzw. specjalistów zaczęło nadawać zwierzętom ludzkie cechy, namawiać, by uczyć się od wilczej watahy, która wspaniale dba o młode i potrafi współdziałać podczas polowania, jak funkcjonować, np. w środowisku korporacji. Wilki miały być więc opiekuńcze, ambitne, dobre. Umieją kochać, ale też rywalizować i przewodzić. Jak ludzie.

Zapomniano tylko zapytać same wilki, czy to prawda. Można w końcu przebywać dni i lata obok watahy, lecz – jak smutno ci, naiwny człowieku – nie sposób wiedzieć, co tam sobie te wilki dumają (jeśli i czy w ogóle myślą jak my), bo nikt nie zna wilczego języka.

W tej moralnej ekspiacji za przeszłe, kompletnie bezsensowne mordy i represjonowanie wilków przez zacofanego, głupiego człowieka pojawiły się rzecz jasna pieniądze. Zoo w Kolmården, założone na najbardziej zabitej szwedzkiej prowincji, zaczęło przynosić miliony koron czystego zarobku. Ludzie, którzy bali się, że skończą na zasiłku, wystawiali sobie wille z widokiem na morze.

Mariaż kasy z ekologią jest zawsze trudną sztuką. Trzeba zarabiać, ale też robić tak, żeby wszystko wyglądało na współgrające z naturą. Wybiegi w Kolmården, nie tylko dla wilków, są więc ogromne, żadnych prętów i klatek, a prezentowanych zwierząt jest tyle, ile trzeba. Jeśli – pisze Berge – porównać wielkość ogromnego wybiegu dla wilków w Kolmården z tym, co w prawdziwej naturze kontroluje jedna wilcza rodzina, wyszłoby jak zostawienie boiska do piłki nożnej z kartką papieru. Gdyby więc wilki umiały używać naszych ludzkich pojęć, mogłyby powiedzieć (może jednak zawyć), że ten wielki wybieg jest jak obóz koncentracyjny. W koncentraku można zwariować.

A gdyby porównać skład watahy ze szwedzkiego zoo z watahą z dzikiego lasu, okazałoby się, iż w przyrodzie takich wilczych rodzin po prostu nie ma: dorosłe wilcze dzieci na zawsze opuszczają rodziców, a zwierzęta, które są na dole hierarchii stada, szukają własnego terytorium, bo inaczej ich życie będzie nieznośne.

Tymczasem z zoo nie da się uciec. A jeśli tak (co czasami się przytrafia), pójdą, wilku, poszukać cię ze strzelbą. Podobnie jak za przewiny wobec ludzi, którzy wiedzą lepiej, jaki powinieneś być. Taki już wilczy los.

PS W Kolmården jest też nowoczesne delfinarium, lepsze od tych w USA, znanych z filmów. Ale co zrobić, skoro delfiny ciągle tam umierają (w Stanach podobnie). To zwierzak, który, w przeciwieństwie do człowieka, oddycha świadomie, wtedy, kiedy chce. Bywa, że więzione delfiny, choć chwilę wcześniej skakały przez kółka i wyczyniały rozmaite sztuczki, wstrzymują oddech. Z nimi też nie da się pogadać, ale wiele wskazuje na to, że popełniają samobójstwa. Może więc delfin powinien żyć w oceanie, a wilk w kniei. Prawdopodobieństwo, że zaatakuje człowieka, jest wówczas bliskie zeru.

Okładka książki (Fot. materiały prasowe)

„Dobry wilk”, Lars Berge, tłumaczenie Irena Kowadło-Przedmojska, Wydawnictwo Czarne

Maria Fredro-Boniecka
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Nikt nie zna wilczego języka
Proszę czekać..
Zamknij