Znaleziono 0 artykułów
21.03.2025

Nowa powieść norweskiego noblisty Jona Fossego pochyla się nad doświadczeniem straty

21.03.2025
(Fot. Getty Images)

Tytułowa Ales rozszczepia się na parę bytów lub może odwrotnie – parę żywotów składa się finalnie na życie jednej Ales lub jednego Aslego. Aslego, którego tak bardzo brakuje. Niewielka powieść Jona Fossego to doskonała próbka jego stylu, nagrodzonego w 2023 roku przez Szwedzką Akademię Noblem.

Historia wcale nie zaczyna się od tytułowej postaci ani żadnego z jej wcieleń. Zaczyna się od Signe – kobiety, która tęskni za Aslem i rozpamiętuje listopadowy wieczór, gdy mężczyzna mimo złej pogody zszedł nad fiord, wsiadł do łodzi i zniknął na zawsze. Plany czasowe mieszają się tu tak, jak potrafią się mieszać w umyśle osoby pogrążonej w żałobie – raz Signe jest świadoma, że Aslego od lat przy niej nie ma, innym razem płynnie przenosi się w przeszłość, gdzie swobodnie odbywa z Aslem ostatnie rozmowy w momencie, gdy jeszcze nie ma świadomości, że będą ostatnimi. Rozmowy te naznaczone są pewną jałowością – mężczyzna ewidentnie pogrążony jest w swoich myślach, nieobecny, jakby stojąca na nabrzeżu łódź przyzywała go. „Coś przecież trzeba mówić”, stwierdza Signe, która próbuje przebić się słowami do myśli Aslego i w pewnym sensie za ich pomocą go uratować. Ostatecznie jednak musi pozwolić mu odejść.

Teatr przeszłości

Plan czasowy, w którym samotna Signe wspomina Aslego, i drugi, ten z przeszłości, gdy para odbywa znaczące rozmowy pozornie o niczym, to tylko dwa spośród wielu, które rozgrywają się równolegle. Oto Asle także spotyka postaci z przeszłości – swoją babkę, tytułową Ales, i własnego imiennika, drugiego Aslego, brata jego ojca, który utopił się w dniu swoich siódmych urodzin. Zdarzenia ze sceny śmierci tego drugiego Aslego – wpadnięcie do wody, wyłowienie przez matkę – odbywają się jakby cyklicznie, w kolejnych pokoleniach rodziny, w odsłonach tego samego aktu przy udziale innych aktorów. Fosse zapętla narrację, jakby tragedie (lub jedna tragedia) Aslego wydarzały się wciąż na nowo – narracja oddaje charakter nieukojonego żalu, który wciąż odżywa, nie mogąc zaznać spokoju. W pewnym momencie spotykają się wszyscy troje bohaterowie na A, przyporządkowani do różnych czasów tej samej historii: dorosły Asle po pożegnaniu z Signe obserwuje z łodzi swoją babkę Ales, jak prowadzi za rękę syna, Aslego. Zdaje mu się, że to jednak nie zmarły w dzieciństwie stryj, a on sam idzie za rękę z kobietą. Asle/Ales zlewają się w końcu w jedną osobą, wypadkową paru pokoleń, zbiegów okoliczności i tragedii, jakie na rodzinę zsyła los.

Fosse jest przede wszystkim znany z dramatów i ten teatralny punkt wyjścia wydaje się bardzo wyraźny w jego prozie przesiąkniętej duchem Strindberga. Postaci robią wrażenie marionetek, które wygłaszają swoje kwestie niezależnie od siebie, niczym niezważający na innych aktorów na scenie członkowie chóru, śpiewający każdy inną pieśń. Wspólnie jednak ta kakofonia dźwięków w końcu układa się w jedną melodię o stracie. Autor repetycję losów ludzi połączonych genotypem i literami imienia podkreśla powracającymi symbolicznymi motywami, takimi jak łódź, do której wsiada Asle, by popłynąć w swoją ostatnią podróż. Pokolenie wcześniej mały Asle, także w dniu swojej śmierci, dostanie od rodziców na urodziny maleńką drewnianą łódkę, która również będzie powodem jego zguby. W jednej z końcowych scen Signe szukająca w deszczu Aslego dostrzeże ognisko: „myśli, nie, to dziwne, myśli i widzi, że łódź staje w płomieniach, ogień chwycił łódź w różnych miejscach i ognisko ma kształt łodzi, a ci dwaj chłopcy stoją przy nim i wpatrują się w płomienie, i co to ma być?”.

Symboliczne są zresztą w tej prozie także same imiona przywodzące na myśl Alef – pierwszą literę alfabetów semickich i łacińskie słowo „signum” – znak. Asle to również imię głównego bohatera (lub dwóch głównych bohaterów?) prozatorskiego dzieła życia Fossego – „Septologii”, której kolejne części stopniowo publikował w latach 2019–2021.

Dać wyraz temu, co niewypowiedziane

Proza Jona Fossego wymaga od czytelników porzucenia lekturowych przyzwyczajeń – zamiast śledzić fabułę, rekonstruować następstwo zdarzeń w czasie, należy się tu poddać specyficznemu rytmowi i wrażeniom, jakie wywołują potok słów, repetycje i nawracające obrazy. W przeciwieństwie do twórczości jego ucznia, Karla Ove Knausgårda, narracja Fossego jest ascetyczna pod względem formy, ale wyjątkowo bogata w znaczenia. W 2023 roku Fosse otrzymał Nobla za „nowatorskie sztuki i prozę, które dają wyraz temu, co niewypowiedziane”. W przypadku „To jest Ales” to, co niewypowiedziane, ginie w mroku zapadającej nocy, w wietrze i deszczu listopada, jednak wbrew temu okładka polskiego wydania w przekładzie doskonałej tłumaczki Iwony Zimnickiej mieni się tęczowym gradientem w kształcie domu na jasnym, szarym tle. Okładka projektu Łukasza Piskorka zmienia się w zależności od kąta, pod jakim pada na nią światło, dlatego po wzięciu jej do rąk nie można się powstrzymać, by nie poruszyć nią i nie wprawić w ten sposób w ruch kolorowych odbłysków światła. Podobnie narracja mieni się pod wpływem zmian perspektyw.

Rzadko zdarza się, by okładka tak kontrastująca z kolorystyką dominującą w fabule zarazem tak idealnie oddawała charakter prozy wewnątrz. Styl Fossego zasadza się bowiem na usilnym dążeniu do zobaczenia samego siebie z dystansu, obejrzenia człowieka z różnych stron i perspektyw, jak Signe, która nie tylko patrzy na Alsego, lecz także widzi samą siebie z boku podczas rozmowy z mężczyzną, siebie podczas wypatrywania Alsego przez okno, która to czynność rozciąga się na lata i dekady. W mroku listopadowej, wietrznej nocy gdzieś w oddali wciąż majaczą światła ogniska, w którym spłonie łódź. Refleksy iskier w mroźnym powietrzu.

Maria Karpińska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Nowa powieść norweskiego noblisty Jona Fossego pochyla się nad doświadczeniem straty
Proszę czekać..
Zamknij