Wymarzony ślub może kosztować 140 tysięcy złotych, ale też półtora tysiąca. Dla par najważniejsze jest, żeby był taki, jaki oni chcą przeżyć, a nie ich rodzice czy bliscy. Przybliżamy trendy obowiązujące podczas wesel oraz uroczystości ślubnych w 2023 roku.
Katarzyna Karpińska, wedding plannerka z dziesięcioletnim doświadczeniem, właścicielka firmy Art of Wedding, podkreśla, że najważniejsza zmiana dotycząca zwyczajów ślubnych i weselnych nie dotyczy spraw wyłącznie materialnych. – Najważniejsze jest dziś to, że pary młode stawiają na siebie. W coraz mniejszym stopniu ulegają oczekiwaniom społeczeństwa, rodziny, znajomych. Wiedzą, że to jest czas dla nich, że to im ma się podobać – zaznacza.
Takie podejście do organizacji ślubu może mieć zarówno ta para, której ceremonia i przyjęcie weselne będą kosztować 140 tysięcy złotych, jak i tak, która wyda na wydarzenie półtora tysiąca złotych.
Trendem niezależnym od budżetu są ceremonie świeckie, w tym śluby humanistyczne, które coraz częściej wypierają kościelne uroczystości.
Przebieg wesela: Kiedy tata odkrywa, że może zabrać głos na uroczystości
Katarzyna Karpińska organizuje przede wszystkim luksusowe wesela, do dwudziestu rocznie. Obsługuje pary z całej Polski, a także wiele związków międzynarodowych, które na co dzień mieszkają na przykład w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Dubaju.
– Jaki jest najmodniejszy dom weselny w Polsce w 2023 roku? – zaczynam, ale moja rozmówczyni natychmiast napomina mnie grzecznie, że zamiast „dom weselny” lepiej powiedzieć „obiekt” czy „miejsce”, bo „dom” lub „sala weselna” źle się u nas kojarzą. – Moi klienci to pary, które uciekają od przyjęć ogólnie przyjętych w polskiej kulturze, czyli biesiadnych. Pozostawiają pewne elementy tradycji, jak przenoszenie przez próg, witanie chlebem i solą, ale szukają nowych form. Coraz bardziej inspirują się zagranicą – mówi.
Do zagranicznych kopiowanych trendów należą przemówienia rodziców i świadków. Karpińska ocenia, że na polskich weselach pojawiają się od około pięciu lat. – Są rodziny, w których każdy aż się rwie do zabrania głosu, ale i takie, które potrzebują do tego impulsu, ośmielenia. To dla mnie fajny moment, kiedy na przykład tata odkrywa, że może coś powiedzieć na uroczystości, i zastanawia się, co z tym zrobić – mówi.
Do pomysłów, które przyszły z zagranicy, należy też sugerowanie w zaproszeniach dress code’u (na przyjęciu to zwykle black tie lub elegant, a na after party, które zwykle odbywa się w plenerze, casual summer) oraz inne niż tradycyjne podejście do serwowania jedzenia (ciepły bufet z przekąskami zamiast donoszenia kolejnych dań do stołu); coraz bardziej powszechne są też śluby plenerowe.
Nie zmienia się z kolei fakt, że w Polsce jedzenia na weselu jest znacznie więcej niż za granicą, a także to, że to para młoda płaci za alkohol na całej imprezie (Katarzyna Karpińska: – W wielu krajach zagranicznych para płaci za koktajle przez jedną czy dwie godziny, a później goście muszą za ewentualne drinki płacić sami).
Ulubionym miejscem klientów Art of Wedding jest hotel pałacowy w okolicach podwarszawskiego Grójca. Wybiera go połowa osób, które zgłaszają się do mojej rozmówczyni. Karpińska nie chce podać nazwy miejsca, ale zapewnia, że szukanie przez klientów podobnych lokalizacji jest powszechne. Chodzi o to, by obiekt był położony wśród pięknej przyrody, zapewniał dostęp do reprezentacyjnego ogrodu z widokiem i pałacowych wnętrz.
Katarzyna Karpińska zwraca też uwagę na to, jak wiele w branży zmieniła pandemia. Serii lockdownów zawdzięczamy między innymi wielki wzrost popularności tak zwanych ślubów symbolicznych, czyli ceremonii bez konsekwencji cywilno-prawnych. Spopularyzowały się w pandemii, kiedy śluby brano w minimalnym gronie, a wesela przekładano na później i organizowano w plenerze, symbolicznie.
– Takie śluby mają luźny, zindywidualizowany przebieg, a ich punktem kulminacyjnym są przysięgi, które pary piszą dla siebie nawzajem. Aż 40 procent moich klientów decyduje się teraz na taką formę ceremonii. Także dlatego, że formalności dopełnili już za granicą – tłumaczy Karpińska.
Nie zmienił się fakt, że większość wesel odbywa się latem: od maja do września. Litera „r” w wyborze miesiąca jest jednak coraz mniej istotna. Co więcej, mniej istotny jest nawet dzień tygodnia. Po pandemii branża przeżywa boom, a liczba weekendów w roku jest ograniczona, więc klienci coraz częściej decydują się na ślub w piątek, czwartek, a nawet w środę, byle nie rezygnować z wymarzonego obiektu czy wedding planera. Karpińska ocenia, że taka sytuacja potrwa jeszcze nawet do dwóch lat.
Kwota w kopercie dla nowożeńców: 400 złotych od osoby to minimum
Ile kosztuje organizacja wesela? Pieniądze przekazywane w kopercie, czyli „talerzyk”, jak mówi wedding plannerka, to na organizowanych przez nią wydarzeniach od 500 do 1000 złotych, w zależności od rodzaju potraw i renomy obiektu. Na bardziej zwyczajnych – nie luksusowych – weselach minimum to 400 złotych. Uznaje się, że właśnie taką kwotę lub wyższą każdy z gości powinien podarować nowożeńcom. A co z tymi, którzy nie potwierdzili obecności? Wtedy nie ma obowiązku wręczania koperty. Ale jeśli gość potwierdzi, że przyjdzie, a z losowych względów na imprezę nie dotrze, zazwyczaj prezent przekazuje na najbliższym spotkaniu z nowożeńcami.
Koperta to jednak nie wszystko. – W Polsce nie przyjęła się zasada robienia listy prezentów przedmiotowych i kupowania ich przez gości, bazujemy więc na kopertach, ale tradycyjnie goście kupują też nowożeńcom kwiaty. Na większości zaproszeń od kilku lat nowożeńcy proszą, by zamiast tego przyniesiono książkę, wino lub kupon Totolotka. Albo ogłaszają, że na przyjęciu będą zbierać na bliski ich sercu cel charytatywny – wyjaśnia Karpińska.
Inne zmiany? Coraz częściej śluby i wesela odbywają się w plenerze i trwają kilka dni, coraz częściej też nowożeńcy płacą za noclegi gości. Gości na weselach jest zwykle od 100 do 150. Wesela na 200 czy 300 osób zdarzają się rzadziej, zazwyczaj na Mazowszu. Na Mazurach trudno nawet znaleźć obiekt, który pomieści tak dużo osób.
Ważnym elementem weselnego savoir vivre’u są dziś zasady dotyczące nowych technologii. – Jako wedding plannerka wielokrotnie pisałam w „welcome letterach”, czyli listach, które zostawia się w pokojach hotelowych gości, specjalne prośby pary młodej o nieużywanie telefonów w trakcie imprezy i pozostawienie profesjonalistom zarejestrowania tego wydarzenia. Chodzi o to, żeby goście skoncentrowali się na zabawie, ale też żeby uniknąć publikowania zdjęć na przykład osób pod wpływem alkoholu – tłumaczy ekspertka.
Bez zmian pozostaje tradycja podawania alkoholu na imprezie. Art of Wedding wesele bez tego zwyczaju organizowało tylko raz, bo „para młoda miała takie życzenie”, i nie było to dobre doświadczenie. – Oczywiście, personalizujemy te wesela na tyle, na ile to możliwe, ale są pewne elementy, w wypadku których trzeba się dostosować do potrzeb ogółu, i to jest właśnie na przykład kwestia alkoholu – mówi wedding plannerka.
Personalizacja wydarzenia dotyczy także identyfikacji wizualnej – od wyglądu stołów, kwiatów, oświetlenia, po zaprojektowanie papeterii (czyli wszystkich wydruków, które dotyczą wesela: table planu, menu, wizytówek, zaproszeń).
Krzesła albo inne meble czy elementy dekoracyjne często są wypożyczane na potrzeby ceremonii.
– To, że obecnie tak duży nacisk kładzie się na personalizacje wesel, wiąże się z ich finansowaniem. Dziś pary później decydują się na zawarcie związku, kiedy są bardziej ustabilizowane życiowo, zawodowo, a tym samym mają większą swobodę planowania przebiegu ślubu i wesela, niż gdyby finansowali je rodzice. Uważam, że to największa zmiana, jaka zaszła na tym polu w ostatnich dziesięciu latach – mówi Katarzyna Karpińska.
Usługa wedding planera kosztuje w Polsce, w zależności od regionu i doświadczenia zatrudnionej w tej roli osoby, od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Trend na ślub humanistyczny: Bardziej uroczysty i osobisty niż cywilny
O tym, jak bardzo w organizacji ślubów i wesel inspirujemy się zachodnimi trendami, opowiada mi także Aleksandra Barbarska, od pięciu lat mistrzyni ceremonii humanistycznych; inaczej: celebrantka. O ślubach humanistycznych usłyszała po raz pierwszy, gdy sama została zaproszona na taką uroczystość przez koleżankę, która brała ślub z Irlandczykiem.
– Miało to miejsce osiem lat temu i wtedy jeszcze było bardzo nietypowe. Bardzo mi się też spodobało. Czułam, że to dokładnie taka ceremonia, jakiej bym się po tej parze spodziewała. Bardzo „ich”. W plenerze, na luzie, w pięknych okolicznościach przyrody – wspomina Barbarska. I dodaje, że w Polsce śluby humanistyczne nie mają mocy prawnej, są więc ceremoniami „symbolicznymi”. Za granicą, na przykład na Wyspach Brytyjskich czy w Stanach Zjednoczonych, są jednak traktowane tak samo jak cywilne. W Szkocji liczba zawieranych ślubów humanistycznych przekroczyła niedawno liczbę ślubów katolickich.
– Żeby prowadzić takie śluby, trzeba mieć specjalne predyspozycje. Jako celebrantka odpowiadam za atmosferę tego wydarzenia, jestem kimś więcej niż na przykład urzędnik stanu cywilnego. Zwykle sporo wiem o parze, nawiązuję z nimi więź. No i ceremonia może się odbyć w dowolnym miejscu. To może być klasyczny dom weselny, ale też czyjś ogródek działkowy, działka w lesie, statek. Raz zdarzyło mi się nawet prowadzić ślub w ulubionym kinie pary, w Muzie w Poznaniu – relacjonuje.
Podkreśla, że ślub humanistyczny może być uzupełnieniem cywilnego, który pary biorą wcześniej lub w ramach tej samej uroczystości (wtedy mikrofon przejmuje na chwilę urzędnik z Urzędu Stanu Cywilnego), i tak się w Polsce najczęściej dzieje. W przeciwieństwie do ślubu cywilnego, który trwa zaledwie kilka minut, humanistyczny jest znacznie bardziej rozbudowaną i spersonalizowaną uroczystością. Pary młode składają sobie przysięgi, które same ułożyły (czasem w dwóch, a nawet trzech językach), przemawiają rodziny i przyjaciele, bywa że recytowane są wiersze, cytaty wybrane przez parę.
– Coraz więcej osób traktuje ślub humanistyczny jako świecką, ale równie uroczystą alternatywę dla ślubu kościelnego. Dla par jednopłciowych z kolei jest to u nas jedyna opcja. To dla mnie szczególnie poruszające, kiedy wiem, że umożliwiam komuś celebrowanie tej miłości w sytuacji, w której prawo tego nie umożliwia – mówi Barbarska.
Śluby minimalistów: Blisko idei i bez ozdób
– Wzięliśmy ślub po stoicku, czyli blisko idei i bez ozdób. Latem, w pandemii, żeby mieć idealne wytłumaczenie, dlaczego nie robimy imprezy z sześciocyfrowym budżetem dla drugich i trzecich kuzynów – mówi Piotr Stankiewicz, pisarz i filozof, autor między innymi „Sztuki życia według stoików”.
Piotr Stankiewicz i Olga Kaczmarek pobrali się w lipcu 2020 roku, w urzędzie stanu cywilnego. Od początku wiedzieli, że chcą ograniczyć świętowanie do minimum. Piotr chciał, żeby byli obecni tylko oni z córką i trójką świadków, Olga przekonała go jednak, by zaprosili jeszcze najbliższą rodzinę. Było ich razem dwanaścioro.
– Ślub wyglądał tak, że po ceremonii w urzędzie stanu cywilnego poszliśmy do parku, wypiliśmy tam szampana piccolo. Moja mama powiedziała, że wyszło nawet lepiej, niż się spodziewała, co jest ostateczną pieczątką, że było dobrze. Następnie rodzice się rozjechali, a my poszliśmy ze świadkami na wycieczkę do lasu, a potem zaprosiliśmy ich do najdroższej knajpy w miasteczku na długi obiad. Było bardzo fajnie, polecam. Czuć, że ludzie tęsknią do takich bezpretensjonalnych uroczystości – relacjonuje.
Gdy pytam o koszt całego przedsięwzięcia, Piotr podaje kwotę 1219 złotych, i wylicza po kolei: 84 zł – opłata urzędowa w urzędzie stanu cywilnego; 400 zł – opłata za wizytę u notariusza, 30 zł – trzy butelki szampana piccolo, 30 zł – kubeczki i talerzyki z Elsą z „Krainy lodu”, 560 zł – obiad ze świadkami „na bogato”, 15 zł – słonecznik dla pani Zofii z urzędu stanu cywilnego, 90 zł – prezent od nowożeńców dla świadkowej, zero złotych – prezent dla świadka (kamień z Suwalszczyzny), 10 zł – prezenty dla rodziców (wydrukowane zdjęcia, pokolorowane przez córkę, włożone do teczuszek).
– Z naszej perspektywy ślub cywilny nie jest negatywnym gestem, rezygnacją ze ślubu kościelnego. Dla nas to jest pozytywne, że jest to ślub państwowy, że w ten sposób korzystamy ze swoich praw obywatelskich – dodaje Piotr.
Iza i Filip z Warszawy w swoim minimalizmie poszli o krok dalej, bo nie zaprosili na ślub nikogo, ani rodziny, ani przyjaciół. W uroczystości w urzędzie stanu cywilnego, w lipcu 2022 roku, wzięli udział tylko oni dwoje i ich świadkowie.
– Ślub trwał pięć albo sześć minut, ale był dokładnie tym, czego chcieliśmy. Bardzo intymne doświadczenie, tylko dla nas. Po części urzędowej zaprosiliśmy świadków na obiad, a resztę dnia spędziliśmy już we dwójkę. Jeździliśmy sobie po Warszawie rowerami Veturilo, poszliśmy na drinka, do kina. To była taka atmosfera pierwszych randek w dużym mieście, bardzo na luzie. Wieczorem wysłaliśmy rodzinom MMS-y z naszym wspólnym zdjęciem i informacją, że jesteśmy od kilku godzin małżeństwem. I że wyciszamy telefony, bo jedziemy teraz na wakacje i chcemy mieć czas tylko dla siebie – opowiada Iza.
Zdecydowali się na tak kameralny ślub, bo oboje przerażała wizja klasycznego wesela. – Nie lubimy być w centrum uwagi, nie wyobrażaliśmy sobie, że wszyscy cały dzień będą na nas patrzeć, a my będziemy się zastanawiać, czy dobrze się bawią. Tak naprawdę właśnie ta wizja blokowała nas przed wzięciem ślubu. Zanim podjęliśmy tę decyzję, byliśmy narzeczeństwem przez prawie pięć lat – mówi Iza.
Kiedy już się zdecydowali, chcieli wziąć ślub nawet następnego dnia, a za świadków wziąć przypadkowe osoby, zagadnięte na ulicy, ale okazało się, że zgodnie z procedurami muszą poczekać 30 dni od momentu zgłoszenia, a nazwiska świadków podaje się w urzędzie tydzień przed wydarzeniem. W końcu świadkami zostali niedawno poznani sąsiedzi, których polubili. (– Nie chcieliśmy prosić o świadkowanie nikogo z rodziny czy znajomych, bo rozpowiedzieliby innym, a zależało nam na zachowaniu ślubu w tajemnicy, żeby nikt nie ingerował w jego przebieg – tłumaczą).
Dodatkowy czas, który mieli dzięki temu, że nie musieli planować wydarzenia dla gości, wykorzystali na zaplanowanie podróży poślubnej. Wyjechali na dwa miesiące do Paryża. Jako petsitterzy, w zamian za darmowe mieszkanie opiekowali się zwierzętami pod nieobecność ich opiekunów.
Obrączki zamówili w punkcie, który robi taką biżuterię ekspresowo. To był największy wydatek, bo kosztowały 2,5 tysiąca (białe złoto, grawerowane, z datą ślubu). Na obiad ze świadkami wydali 600 zł (restauracja Der Elefant w Warszawie), krótka biała sukienka z Zalando kosztowała między 150 a 200 zł, zaprzyjaźniona fotografka zrobiła im pamiątkowe zdjęcia za 800 zł.
– Moi rodzice byli trochę zdziwieni naszą decyzją, ale po kilku dniach doszli do wniosku, że to było fajne, także pod wpływem głosów znajomych, którzy naszą decyzję docenili. My jesteśmy bardzo zadowoleni. Cieszymy się, że postawiliśmy granice i zrobiliśmy to po swojemu. Myślę też, że to jest ważne w związku z tym, że teraz spodziewamy się dziecka. Pokazaliśmy bliskim, że nie damy sobie wejść na głowę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.