Gdyby nie odtwórczynie głównych ról najlepszych przyjaciółek Tully i Kate, nowy serial Netfliksa byłby tylko łzawą operą mydlaną. Na szczęście Katherine Heigl i Sarah Chalke mają ekranową chemię na miarę wielkich romansów.
Główne role grają doświadczone aktorki
Katherine Heigl powraca z niebytu. Odkąd zaszła za skórę Shondzie Rhimes, nie dostawała zbyt wielu propozycji. Szczęście się do niej uśmiechnęło, gdy Meghan Markle została księżną Sussex. Zwolniło się wtedy miejsce w obsadzie serialu „W garniturach”. Heigl dograła w nim do finału. Teraz szansę dał jej Netflix. W „Firefly Lane” gra Tully Hart, pewną siebie prezenterkę telewizyjną, która pogrywa mężczyznami. Pod maską zimnej suki skrywa rany z dzieciństwa. Partneruje jej Sarah Chalke jako przyjaciółka Tully, Kate Mularkey. Podczas gdy Hart jest głośna, piękna i zbuntowana, zawsze chętna do eksperymentów, podrywu i zgrywy, Kate mierzy się z kompleksami. W dorosłym życiu też nie czuje się dość dobra, wciąż porównując się do przebojowej Tully. Chalke pamiętają fani „Hożych doktorów”. W medycznym sitcomie (2001-2010) grała lekarkę Elliot Reid, ukochaną głównego bohatera J.D. (Zach Braff). Potem była jedną z dziewczyn Teda w „Jak poznałem waszą matkę” i matką chłopca z porażeniem mózgowym w serialu komediowym „Nie ma mowy”. Heigl i Chalke natychmiast złapały porozumienie. Sarah jest też koleżanką twórczyni serialu, Maggie Friedman.
Serial powstał na podstawie kobiecej powieści, scenariusz też napisała kobieta
Najpierw była powieść autorki bestsellerów Kristin Hannah.
Wydana w 2008 roku „Firefly Lane” jest jedną z niemal 30 książek, które Amerykanka napisała o kobietach. Debiutowała w 1991 roku powieścią „Wspólnicy”, którą napisała, gdy zatrzymała ją w domu zagrożona ciąża. Wcześniej studiowała prawo, pracowała też w branży reklamowej.
„Firefly Lane” na ekran przeniosła Maggie Friedman, która wcześniej pracowała przy „Eastwick”, „Jeziorze marzeń” czy „Czarownicach z East Endu”. Hannah dała jej wolną rękę – pojawiła się na planie serialu tylko kilka razy, podkreślając, że to dzieło scenarzystki, a nie pisarki.
Scenariusz jest oparty na kobiecym doświadczeniu
Hannah w powieści, a Friedman w scenariuszu uważnie przyglądają się kobietom. Mężczyźni występują na drugim planie, pokazani wyłącznie przez pryzmat relacji z głównymi bohaterkami. Po latach dominacji męskiego spojrzenia nareszcie oglądamy filmy i seriale, w których perspektywa się zmienia. Tully i Kate mierzą się z problemami dziewczynek, dorastających dziewcząt, a potem dojrzałych kobiet. Najpierw mozolnie wykuwają swoją tożsamość jako nastolatki, potem wchodzą na rynek – matrymonialny i pracy, w końcu mierzą się z konsekwencjami wcześniejszych decyzji już po czterdziestce. Czy ich życie wygląda tak, jak sobie wymarzyły? Czego im brakuje? Czy poświęciły zbyt wiele? Friedman opowiada o aborcji i macierzyństwie, romansach i uwodzeniu, sukcesach i stagnacji. Każda widzka może przejrzeć się w ich losach jak w lustrze.
Fabuła toczy się w kilku planach czasowych
Kate i Tully poznajemy w epoce dzieci kwiatów. Akcja toczy się w Seattle. Kate należy do typowej amerykańskiej rodziny z amerykańskich przedmieść, Tully zajmuje się matka, podstarzała hipiska, która każe nazywać się Cloud (Beau Garrett). Dziewczynkę wcześniej wychowywała babcia, ale gdy Cloud powraca, Tully musi zmierzyć się z matką, która nigdy o nią nie dbała. Nieśmiała, niezbyt atrakcyjna, wyśmiewana Kate (młodsze wcielenie gra Roan Curtis) najpierw z ukrycia, a potem całkiem jawnie podziwia Tully (Ali Skovbye). Od tej pory będą nierozłączne. W każdym odcinku przeskakujemy między wspomnieniami dziewcząt z młodości, ich wejściem w dorosłość (Tully chce zrobić karierę jako prezenterka, Kate marzy o produkcji) i dojrzałością, gdy Tully jest lokalną gwiazdą, a Kate kurą domową, zmuszoną do powrotu do pracy. Niezmienna pozostaje ich przyjaźń. Zawsze okazują sobie wsparcie – są ze sobą związane na dobre i na złe, ta relacja jest dla nich ważniejsza niż związki z mężczyznami. Bywa też toksyczna – Kate nie potrafi pozbyć się kompleksów, a Tully jest nadmiernie ekspansywna. Wykorzystują się nawzajem, ale nie potrafią się rozstać. Jak w dobrym romansie. Dzięki podróży przez dekady oglądamy Tully i Kate w różnych wcieleniach, a kostiumografowie i charakteryzatorzy naprawdę się postarali, żeby oddać klimat kolejnych epok.
Twórcy określają produkcję jako „operę mydlaną w wersji premium”
Amerykańscy krytycy nie pozostawili na „Firefly Lane” suchej nitki, pisząc, że tylko Heigl i Chalke podniosły rangę przeciętnej w najlepszym wypadku produkcji. Twórcy chcieli, żeby serial należał do kategorii „opery mydlanej premium”, ale wydaje się, że z wyższej półki są tylko odtwórczynie głównych ról. Fabuła, estetyka i przesłanie przypominają rzewne filmidła ze stacji telewizyjnych takich jak Hallmark czy Lifetime – chwytają za serce i wyciskają łzy, ale nie zostają w pamięci.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.