Nowa powieść brytyjsko-tureckiej pisarki Elif Shafak „10 minut i 38 sekund w tym dziwnym świecie” oparta jest na przewrotnym pomyśle. Czyta się jak baśń, choć opowiada o świecie pełnym brutalności, cierpienia i upokorzenia. A jednak jest piękna.
Leila została zamordowana, a jej ciało wrzucone do kontenera na śmieci gdzieś na przedmieściach Stambułu. Ale choć serce kobiety stanęło, umysł jeszcze się nie poddał. Intensywnie pracował przez tytułowe „10 minut i 38 sekund”. Ten przewrotny pomysł na opowiedzenie historii rodzinnej i obyczajowej wybrała dla nowej powieści brytyjsko-turecka pisarka Elif Shafak.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że ocenia książkę po pierwszym zdaniu. Jeśli dobrze się zaczyna, czyta dalej. Oczywiście to metoda uzależniona od indywidualnej wrażliwości na słowo. Powieść Shafak zaczyna się od rozdziału zatytułowanego „Koniec”. Więc nieźle. A dalej idzie tak:
„Nazywała się Leila.
Tequila Leila, jak nazywali ją przyjaciele i klienci. Tequila Leila, jak wołano na nią w domu i w pracy, mieszczących się w budynku w kolorze palisandru przycupniętym w wybrukowanym zaułku przy nabrzeżu, między kościołem a synagogą, wśród sklepików z lampami i sklepików z kebabami – w tej przystani najstarszych licencjonowanych domów publicznych w Stambule”.
Po tym akapicie odłożyłam inną książką, którą właśnie zaczęłam czytać.
Na początku Leila była Leylą, czyli Nocą – bo miała czarne jak noc oczy. Ale jak wspomina „po śmierci” w ciągu ostatnich świadomych 10 minut i 38 sekund, któregoś dnia przehandlowała „y” na „i”, „bo tego pierwszego na próżno było szukać w słowie wieczność”.
Leila urodziła się jako córka Harouna, zamożnego krawca, wielce rozmodlonego człowieka. Co do matki, sprawa była bardziej pogmatwana. Haroun miał dwie żony, pierwszą Suzan, ale gdy ta nie dała mu potomstwa, wziął drugą, Binnaz. Binnaz roniła kilkakrotnie, aż w końcu w 1947 roku urodziła dziewczynkę, naszą bohaterkę. Ale to Suzan ją wychowywała i do niej Leila zwracała się „mamo”, Binnaz, która – jak twierdzono – oszalała po porodzie, potrafiła wyrywać sobie włosy kępami czy okaleczać się, została jej ciotką.
Leila od dziecka miała dwa marzenia: pojechać do Stambułu, skąd baba – czyli tata – przywoził jej najlepsze słodycze i prezenty, oraz zostać tancerką brzucha. Harounowi żaden z pomysłów nigdy by się nie spodobał, ale o nich nie wiedział. Za to któregoś dnia za namową imama kazał obu żonom zakryć włosy i nosić płaszcze do kostek. Bo jak duchowny przekonywał: „W końcu nikt nie chciał kupować pomidorów dotykanych, ściskanych i brukanych przez innych klientów. Korzystniej, gdy wszystkie pomidory na targu były starannie zapakowane i zabezpieczone. Hidżab był ich [kobiet] opakowaniem, ich zbroją, mającą chronić przed nieprzyzwoitymi spojrzeniami i niechcianym dotykiem”. Tylko imam czy inny ksiądz potrafi tak pięknie uzasadnić swój pogląd na rolę kobiety.
Kolejne rozdziały książki to kolejne minuty wspomnień. Wywołują je smaki, jak cukier z cytryną gotowany na pastę do depilacji – na wspólne usuwanie włosów z ciała umawiała się Suzan z sąsiadkami raz w miesiącu, to była jedyna okazja, gdy Leila widziała nieskrępowane niczym kobiety, radosne i swobodne. Albo kawa z kardamonem, która kojarzyła się Leili z ulicą domów publicznych w Stambule. Leila pracowała ponoć w najstarszym burdelu w mieście, założonym jeszcze w XIX wieku, ale czy to prawda? Właścicielka lupanaru Gorzka Mamcia lubiła fantazjować. Leila miała prawo do dwóch przerw – półgodzinnej w ciągu dnia i piętnastominutowej w nocy. Wtedy właśnie pijała mocną, aromatyczną kawę z kardamonem.
Z każdą minutą przychodzą następne smaki i historie z nimi połączone: soczysty, słodki arbuz, gulasz przyprawiony kminkiem, nasionami kopru, goździkami, cebulą, pomidorami, smalec i kozina, opalane drewno, sucha, kredowa, gorzka ziemia, kwas siarkowy, czekoladowe cukierki z różnym nadzieniem – karmelowym, wiśniowym, orzechowym, małże smażone na głębokim oleju, tort weselny przekładany kremem maślanym czy whisky single malt.
Są też opowieści w opowieści, o piątce jej najbliższych przyjaciół. Jak ta o Nalan, dziewczynie urodzonej w ciele chłopca Osmana, od dziecka snującej wyobrażenia, że jest perską poetką czy chińską księżniczką. W dniu swego ślubu Osman zniknął i stał się na zawsze Nalan, mieszkającą w zawilgoconej suterenie z czterema innymi transwestytkami.
Wierni przyjaciele – Sabotaż Sinan, Nostalgia Nalan, Jameelah, Zaynab122 i Hollywood Humeyra – zadbają o Leilę po śmierci.
„Stambuł był iluzją. Nieudaną sztuczką magika. Stambuł był snem istniejącym wyłącznie w umysłach zjadaczy haszyszu. Właściwie nie było żadnego Stambułu” – pisze Elik Shafak.
„10 minut i 38 sekund w tym dziwnym świecie” to piękna powieść, którą czyta się jak baśń, choć o złym, dziwnym świecie, pełnym brutalności, cierpienia i upokorzenia. I chce się nie wierzyć, że to prawda. Ale autorka zapewnia w posłowiu, że to prawda, tylko bohaterowie są fikcyjni.
*Elif Shafak, „10 minut i 38 sekund w tym dziwnym świecie”, z angielskiego przełożyła Natalia Wiśniewska, Wydawnictwo Poznańskie
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.