Znaleziono 0 artykułów
04.04.2024

Odkryłam sekret udanego randkowania, kiedy zaczęłam być sobą

Fot. Getty Images

– Już kiedy na wstępie mówiłam podczas tej kolacji, że być może już się więcej nie spotkamy, czułam, że to może być po prostu wspaniała historia, którą będę opowiadała koleżankom – mówi 31-letnia Magda, która porzuciła wszystkie swoje randkowe zasady podczas spotkania w Paryżu z 24-latkiem. Nie przypuszczała jeszcze, jak jedna randka zmieni diametralnie jej podejście do samej siebie i spotkań z mężczyznami w ogóle. W czym tkwi sekret udanego randkowania?

Zasady podobno są od tego, by je łamać. Także te randkowe. W życiu uczuciowym, gdzie prędzej czy później odsłaniamy miękkie podbrzusze, staramy się funkcjonować w bezpiecznych ramach. Tworzymy swój własny plan działania lub adaptujemy to, co już funkcjonuje w społeczeństwie czy w kręgu bliskich nam osób („seks dopiero na trzeciej randce” / „najlepiej przespać się już na pierwszym spotkaniu” / „bądź sobą” / „nie odsłaniaj za wiele” itd.). Poruszanie się po wydeptanych ścieżkach jest wprawdzie wygodne i bezpieczne, ale przełamywanie schematów to zmiana, która – niezależnie od tego, czy jest dobra czy zła – pomaga spojrzeć na życie z nowej perspektywy. Podkręca adrenalinę, zapewnia dreszcz emocji i powiew świeżości. Przekonała się o tym 31-letnia Magda z Wrocławia, zajmująca się na co dzień marketingiem i PR-em, od kilku miesięcy będąca singielką. Jak to jest porzucić swoje randkowe zasady?

Jeśli nie Tinder, to… Raya

– Kiedy rozstałam się z moim ostatnim chłopakiem, zaczęłam randkować w sieci. Przede wszystkim byłam po prostu ciekawa, co się dzieje na Tinderze, kogo można tam znaleźć. Zwykle moja aktywność sprowadzała się tam do niewinnego flirtu. Do tej pory umawiałam się zwykle z osobami poznanymi w realu: w klubie, na imprezie u znajomych – tłumaczy Magda. 

Pierwszym krokiem do zmian było dla Magdy założenie Rayi, czyli aplikacji randkowej opartej na zasadach ekskluzywnego członkostwa, która pojawiła się w 2015 r. – Raya sprawdza się, jeśli dużo podróżujesz – tłumaczy Magda. – W aplikacji możesz znaleźć osoby z całego świata, które algorytm dobiera dla ciebie m.in. według wspólnych zainteresowań. To dobre narzędzie nie tylko do randkowania, lecz także do networkinguZa pośrednictwem Rayi udało mi się nawiązać sporo ciekawych relacji, zwłaszcza zawodowych, z osobami z mojej branży. Używając Rayi, podchodziłam do flirtowania na luzie. Przecież mieszkając we Wrocławiu, nie wpadnę lada moment na kogoś, z kim piszę, skoro mieszka w Londynie czy Los Angeles. Nie będzie chciał od razu umawiać się na kawę, kolację czy drinka. Wydaje mi się, że brak oczekiwań, że coś musi wyniknąć ze znajomości na Rayi, był pierwszym krokiem do przełamania przeze mnie mojego schematu randkowego.

Randkowe oczekiwania

Magda przyznaje, że randkując, zawsze więcej oczekiwań miała względem siebie niż innych. Zwłaszcza kiedy decydowała się na spotkanie z kimś poznanym przez aplikację randkową, z kim już trochę pisała, chciała, by jej obraz w rzeczywistości jak najbardziej pokrywał się z tym, co prezentowała w świecie wirtualnym. – Do tej pory miałam poczucie, że nawet swobodnie traktując znajomości w sieci, wciąż jestem kuratorką własnych wypowiedzi, własnego wizerunku. Nie chciałam pisać tego, co mi nagle wpadło do głowy. Dziś już wiem, że to błąd. Bo takie nastawienie pochłania mnóstwo czasu, rodzi napięcie. Magda podejrzewa, że jej dotychczasowe randkowe podejście mogło wynikać z tego, że jest bardzo surowa wobec siebie i ma wygórowane oczekiwania względem własnego zachowania. Uważa się za osobę typu people pleaser, choć powoli uczy się zdrowego egoizmu i stawiania granic, rozróżnienia między byciem miłą a zadowalaniem innych swoim koszem. – Przed każdą randką zastanawiałam się, czy spodobam się nawet nie wizualnie, tylko czy mój styl bycia, moje usposobienie, mój temperament będą odpowiadać temu, jak dany mężczyzna sobie mnie wyobraził na podstawie tego, co pisałamZwłaszcza że większość facetów z Tindera czy Rayi szybko odnajduje mnie na Instagramie i w zasadzie tam toczy się moje wirtualne życie uczuciowe. Sliding into DMs to randkowy trend, który w Stanach funkcjonuje od dawna. Mam wrażenie, że u nas dopiero zaczyna się rozwijać – opowiada o swoich obserwacjach 31-latka. Z jednej więc strony Magda chodzi na randki z mężczyznami, którzy teoretycznie sporo o niej wiedzą, skoro mogą przejrzeć jej instagramowe konto, z drugiej zaś to dla niej jeszcze większa presja, by nie odstawać od wirtualnego obrazu, który mimo wszystko jest tylko częścią większej całości. 

A co, gdy to naszej bohaterce nie odpowiada czyjeś nastawienie, aparycja, nie ma flow? – Zawsze mogę wyjść – śmieje się Magda. Zaraz jednak dodaje, że od jakiegoś czasu stara się – stosując komunikację bez przemocy – szczerze mówić, kiedy nie podoba jej się na spotkaniu. – Nie mam oporów przed tym, żeby szczerze, w sposób opanowany, powiedzieć, że nie czuję między nami vibe'u, nie wydaje mi się, żeby ta znajomość miała romantyczną przyszłość. Według mnie to uczciwe, ale nie zawsze działa. Kiedyś umawiałam się z przyjaciółką, że zadzwoni do mnie po godzinie czy dwóch. Jeśli spotkanie było w porządku, mówiłam, że oddzwonię. A jeśli szło w złą stronę, to miałam wymówkę, by wyjść i nie wrócić. Chciałam tego uniknąć, ale mężczyźni, zwłaszcza w Polsce, nie są gotowi na szczerość, nie akceptują tego, przekonują, żeby dać im jeszcze szansę, obrażają się. A przecież lepiej jasno artykułować swoje uczucia i wątpliwości.

Kadr z filmu „Ona” (Fot. Materiały prasowe)

Wiadomość z czyśćca i igraszki losu

Przełomowa, jak się okazało, była dla Magdy relacja z chłopakiem, którego poznała na wakacjach na Mykonos wczesną jesienią zeszłego roku. – Poszłam na papierosa wieczorem i usiadłam obok niego, bo było to jedyne wolne miejsce. Tak to się zaczęło. Dwa czy trzy tygodnie później chłopak napisał do niej na Instagramie. Znalazła jego wiadomość w folderze „inne” – czyśćcu, jak sama mówi. W końcu nie obserwowała go. Ledwo go w ogóle pamiętała z intensywnego wieczoru na wyspie. Zaczęli flirtować w wiadomościach, ale bez większych nadziei na spotkanie, choć okazało się, że mają ze sobą sporo wspólnego. 24-latek żyje między Paryżem a Londynem, Magda we Wrocławiu. Podobało jej się, że piszą do siebie od czasu do czasu, bez napięcia, zasypywania wiadomościami. Za każdym razem, kiedy widziała od niego wiadomość, było jej jakoś miło. Wciąż jednak nie spodziewała się, jak będzie to dla niej znacząca znajomość. 

Pod koniec roku Magda poleciała z przyjaciółką do Londynu. Chłopak wyszedł z propozycją spotkania. Niestety nie dogadali się co do terminu. Sobotnia noc skończyła się dla Magdy tak, że czekała w barze dwie godziny na swoją randkę, która się nie odbyła. Tymczasem on myślał, że to ona go wystawiła, ale dzień wcześniej. Choć wydawało się, że nie ma szans na spotkanie, a Magda zaczęła mieć wątpliwości, bo chłopak był sporo od niej młodszy, to postanowiła dać sobie i jemu jeszcze jedną szansę.

Po powrocie do Wrocławia, podczas kolacji z koleżanką, wzięła sprawy w swoje ręce, wyjaśniła całą sytuację i nie tylko. – Wyszłam z inicjatywą, choć zwykle tego nie robię. Doprowadziłam do spotkania w Paryżu, gdzie w lutym tego roku byłam służbowo. On specjalnie zmienił swoje plany, by w tym czasie również być we Francji. Po tych wszystkich przygodach, spotkaniach, które nie doszły do skutku, włączyłam nastawienie: co ma być, to będzie – relacjonuje Magda. – Denerwowałam się strasznie. Czułam się jak przed maturą. Nie mogłam nic przełknąć przez cały dzień. Ale nie z powodów, przez które zwykle się denerwowałam przed randkami, tylko przez to, że czułam, że to dla mnie coś nowego. Kiedy wieczorem zjawiłam się w restauracji i zobaczyłam, jak bardzo on jest zdenerwowany, to niemal od razu się uspokoiłam. Nie omieszkałam przypomnieć, że to dzięki mojej inicjatywie wreszcie się widzimy. Powiedziałam też, że nie mam wobec naszej znajomości oczekiwań. Chciałam, żeby on też się wyluzował. Zadziałało.

Kadr z filmu „Ona” (Fot. Materiały prasowe)

„Może już nigdy się nie spotkamy”, czyli jeden wieczór w Paryżu zmienia wszystko

Magda podczas tego wieczoru powiedziała na samym początku „Może już nigdy się nie spotkamy”. Tak przełamała lody, uspokoiła i siebie, i chłopaka. Przez cały wieczór w ogóle nie myślała o tym, czy wygląda i zachowuje się tak, jak on zapamiętał lub wyobrażał sobie na bazie jej Instagrama czy wiadomości. Pozbyła się ograniczeń. Praktycznie od razu czuła, że mają wspólny vibe. – Dałam się pochłonąć rozmowie, a rozmawialiśmy o wszystkim. Okazał się diametralnie inny od chłopaków, których do tej pory spotykałam i z którymi się umawiałam. Nie mówił tylko o sobie, ale pytał o mnie. Chciał wiedzieć, jak wygląda moje życie, co dokładnie robię, co lubię w swojej pracy, a czego nie. Pytał mnie o miejsca na świecie i dlaczego je lubię. O sobie mówił tyle, ile trzeba i zachęcał mnie do zadawania pytań, żebym mogła się dowiedzieć o nim tego, czego chcę. Przede wszystkim, co było inne, po raz pierwszy poczułam, że moja elokwencja działa na moją korzyść, a nie jest przeszkodą w relacji damsko-męskiej. Z szacunkiem podszedł do mojej niezależności, tego, że dużo pracuję – wręcz mu to zaimponowało. Wtedy jeszcze bardziej się wyluzowałam, czułam, że naprawdę mogę być sobą. Rozmawialiśmy nawet o naszym podejściu do małżeństwa czy posiadania dzieci, choć była to przecież pierwsza randka. Okazało się, że w tej kwestii jesteśmy tak samo otwarci. Niestety nie wyobrażam sobie takiej rozmowy z kimś w moim wieku we Wrocławiu. To bez wątpienia kwestia pokolenia, ale też wychowania.

– Totalnie już nie boję się być sobą na randkach – podsumowuje paryskie spotkanie Magda. – A od lutego odbyłam ich już sporo, choć wcześniej unikałam tego, bo np. źle wpływały na moją samoocenę. Oczywiście są lepsze i gorsze spotkania, ale nie mam już oporów, by wychodzić do ludzi. Nie mam oczekiwań wobec tych spotkań, idę z czystą głową. Nie skupiam się na tym, czy odpowiadam swojemu wirtualnemu obrazowi. Randka w Paryżu podniosła moją pewność siebie. Pozbyłam się też wielu uprzedzeń – wobec siebie i innych. Mówię bez oporów o sobie, swoich poglądach i potrzebach. Jeśli ktoś mnie nie zaakceptuje taką, jaka jestem naprawdę, to nic z tego nie będzie – podsumowuje bohaterka.

I żyli długo i szczęśliwie?

– Już kiedy mówiłam na tej kolacji, że być może więcej się nie spotkamy, czułam, że może to być po prostu wspaniała historia, którą będę opowiadała koleżankom. Choć między nami zaiskrzyło, to prowadzimy intensywne życia. Po tej randce jestem przekonana jeszcze mocniej, że my sami jesteśmy sumą swoich doświadczeń. I zamiast brać to, co przynosi życie, nakładamy sobie dużą presję. Nie wszystko musi być fabułą z punktem kulminacyjnym, wstępem i zakończeniem – mówi z przekonaniem MagdaA jak skończyła się paryska randka? – Poszliśmy do łóżka i było świetnie. Ale to był miły bonus, część całego wieczoru, który był w pewien sposób magiczny, bo naprawdę wiele we mnie zmienił. Jeśli nawet rzeczywiście już nigdy nie będzie nam dane się spotkać, to ja wyniosłam z tego bardzo dużo. Ten jeden wieczór zmienił moje myślenie i niesamowicie mnie zbudował. I dlatego zawsze będę go darzyć sentymentem.

Paulina Klepacz
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Odkryłam sekret udanego randkowania, kiedy zaczęłam być sobą
Proszę czekać..
Zamknij