Klasyka LGBT+: Książki Jerzego Nasierowskiego z początku lat 90.
Aktor Jerzy Nasierowski na początku lat 90. XX wieku wydał obrazoburcze książki „Nasierowski, ty antychryście” i „Nasierowski, ty pedale, ty Żydzie”, w których opowiedział o tęczowych artystach swojej epoki.
Koniec wakacji A.D. 1992 lub 1993. W tej dekadzie rok nie ma większego znaczenia – każdy jest podobny do poprzedniego i następnego, tak dużo i tak szybko się wtedy dzieje. Jak Polska długa i szeroka kwitnie kapitalizm, odmiana późna, pospolita, w tej części Europy nazywana wilczą. Niemal wszyscy chcą mieć wszystko, i to od razu, nieliczni, którym już się odechciało, psioczą na transformację. Gdzie te mercedesy, francuskie perfumy i futra, co to miały być w ilościach hurtowych oraz za darmo?
Odważne książki Jerzego Nasierowskiego z lat 90. XX wieku jako wakacyjna lektura
Jak zwykle o tej porze roku moi rodzice udają się na Węgry, do wód, do spa, tak brzmi lepiej, w duchu czasów. Viktora O. jeszcze tam nie ma, zatem można, żaden wstyd. Przed wyjazdem zgarniają z mojej biblioteczki rząd nowości, dla siebie i reszty towarzystwa. Dużo się wtedy w Polsce wydaje, tyle samo dobrego, co chłamu. Jestem rodzinnym sitem, mam oddzielać ziarna od plew i rzucać perły przed wieprze, w sensie wypożyczać także znajomym, zagubionych nie wolno zostawiać samych na rynku nieograniczonych szans i rozczarowań. Po dwóch tygodniach wojaży książki przeważnie wracają tam, skąd wyemigrowały. Tym razem jest jednak inaczej: jednego tytułu brak, a siostrzany dociera w stanie, w jakim Messalina opuszczała okręt po trwającym dwa miesiące rejsie. Tak wymiętoszonej okładki w życiu nie dotykałem, fuj! Fakt, że wrzesień na Węgrzech bywa upalny i pot zalewa człowieka falami niczym Dunaj, to kiepskie usprawiedliwienie. Gdyby moje książki poleciały na Sybir, wróciłyby w takim samym stanie, kwestia treści oraz stylu pisania, nie do podrobienia. Tytuł, który przepadł bez śladu, to „Nasierowski, ty antychryście”, a ten zaczytany na amen to starszy o rok tom „Nasierowski, ty pedale, ty Żydzie”. O przytulenie „antychrysta” od zawsze podejrzewałem nauczyciela angielskiego z ogólniaka, jedynego członka ciała pedagogicznego, który miał potencjał seksualny. Pozostałych w sytuacjach intymnych nawet Nasierowski nie byłby w stanie sobie wyobrazić, a na deficyt fantazji na pewno nie narzeka. Doświadczenie też ma oraz silną potrzebę dzielenia się nim z potrzebującymi. Wszystko, czego rodakom ewidentnie brak, to, czego pragną podświadomie, ale boją się lub wstydzą poprosić, Nasierowski dostarcza namiętnie, rozrzuca gestem panicza, który tu i tam bywał, tego i owego doświadczył, zatem niech plebs korzysta z jego obycia oraz szczodrości serca. Dlatego nauczycielowi angielskiego przytulenie „antychrysta” wybaczam, nie będę domagał się zwrotu. Mimo że tęsknię strasznie i nie mam czym tej nostalgii zagłuszyć, takie książki wydaje się u nas raz i potem nie wznawia, już tłumaczę dlaczego.
Na marginesie drętwej historii, „w Polsce, czyli nigdzie”
Witajcie na marginesie drętwej historii i pokracznej polityki, w świecie, w którym rządzą naturalne żądze. Albo jak to zgrabnie ujął Alfred Jarry, „w Polsce, czyli nigdzie”. Żaden system polityczny nie przeszkodzi zadowolić libido, komuna, socjalizm, kapitalizm mogą co najwyżej pokrzyczeć sobie, powygrażać pięściami, by na końcu człowiekowi skoczyć. W strefie wolnych wyborów narządy stymulujące rozkosz ocenia się na dotyk, szokująco precyzyjnie. Autor wpycha nam swoje 17 centymetrów, słynny reżyser bije go na głowę, nie wspominając o hydrauliku obezwładniającym ofiary ćwierćmetrowym wytrychem. Wiek oszacowuje się tu na oko, stąd spory margines błędu, nawet komuś tak estetycznie wybrednemu jak Jerzy N. zdarza się pomylić ciało 70-latki z młodszym o trzy dekady.
„Nasierowski, ty pedale, ty Żydzie” to skandal, jakich w Polsce boleśnie brak, raport z Okopów Świętej Trójcy pod kopcem Piłsudskiego w Krakowie, zza kulis Teatru Starego tamże, z chaszczy na Plantach na wysokości Kleparza. Kto mądry, niech wskaże różnice, ja nie widzę. Pan Jerzy wszędzie jest u siebie, odgrywa rolę kustosza-konesera-zawodnika, z gibkością Nadii Comăneci wykonuje salto z szezlonga do wyra w ciasnym mieszkanku, z małopolskich krzaków do kosza na plaży w Sopocie, spod kocyka wyczołguje się po to, by dać nura w piernaty pamiętające sanację, a może nawet i Rejtana. Na całym świecie nie ma takiego miejsca, które nie nadaje się na tło kameralnej orgietki lub wielkiego romansu z wszystkimi konsekwencjami zakochania. „Nasierowski”, tom pierwszy i drugi, to proza nasączona płynami ustrojowymi, jakie natura zaleca każdemu człowiekowi wydalać regularnie w celu utrzymania właściwego poziomu nawilżenia i prawidłowej gospodarki hormonalnej. Chyba że los rzuca nas nad Wisłę, tam naturę tłamsi bezczelna, bezwzględna konkurencja. Jerzy N. pisze o niej wprost, genialnie i bez pardonu, jakby sprawdzał, czy cenzura po 1989 roku na zawsze zwinęła żagle, czy tylko zrobiła sobie wakacje, lada dzień wróci wypoczęta i nagrzana jak ostatnia krucjata.
Książki Nasierowskiego to festiwal megalomanii
Wszystko, co wyszło spod pióra Nasierowskiego, to lektura wymagająca bezwzględnego posłuszeństwa i całkowitego oddania, dziś jeszcze bardziej niż 30 lat temu angażuje obie ręce czytelnika. W jednej tłamsimy książkę, drugą googlujemy nazwiska sławnych rezydentów tzw. szafy. Także po to, by sprawdzić, czy wyobraźnia nas nie naciąga. Mój Google już dawno temu nauczył się współpracować – do Swinarskiego, Orzechowskiego, Gajdy i Brechta sam dopisuje „młody”. Skąd w nim ta bolesna dla analogowej inteligencji świadomość, jak szybko życie rozbraja nas z fizycznych predyspozycji do grzeszenia próżnością?
Ponieważ autor jest, kim jest, i nie zamierza się kamuflować, „Ty pedale, ty Żydzie” raczej częściej niż rzadziej przypomina festiwal megalomanii, narcyzmu i wysokiej samooceny, zasłużonej jak Order Lenina w klapie wdzianka Walentyny Tierieszkowej. „Byłem zdolniejszy, zgrabniejszy, piękniejszy, a ile rzadziej grywałem” – ubolewa nad swoim losem Jerzy N., gdy jeszcze jest aktorem i okazjonalnie złodziejem, zanim na 10 i pół roku zostanie podopiecznym PRL-owskiego systemu penitencjarnego oraz człowiekiem pióra, któremu po drugiej stronie krat kibicują Roman Bratny, Barbara Wachowicz i Krzysztof Zanussi. Co parę stron Nasierowski obiecuje oddać poniewieranym sprawiedliwość, strzelić pean na cześć Swinarskiego, wielkiego twórcy teatru, wybitnego reżysera balecików. Jak to z gejami bywa, obietnica zostaje dotrzymana w przynajmniej 75 procentach, w stosownym momencie czytamy: „Średnio inteligentny Kondzio (dla prawdziwego talentu to jedyny ratunek) rzeczywiście genialnie manipulował ludźmi. Co czynione w teatrze zwie się reżyserią”.
Jerzy Nasierowski rozumie i egzekwuje wolność słowa
„Ty pedale, ty Żydzie” wyłowiłem w powiatowej księgarni, zanim nowy system obnażył bezsens jej istnienia. Książka przywoływała mnie z daleka jadowitą okładką, pomimo osaczenia z jednej strony płodami polskich postmodernistów (strasznie szybko brzydko się zestarzeli), a z drugiej stosem anglosaskiej grafomanii: William Wharton, Jonathan Carroll i spółka. Wszyscy silą się na oryginalność i metafizyczne odloty, tymczasem u pana Jerzego ruskie pierogi dotykają grobowca ze szwedzkiego marmuru, na pawlaczu leży Rembrandt, a klątwa dogania każdego, kto odważy się ogarnąć wzrokiem bluźniercze grafiki. Pani z księgarni dała mi odczuć, że nawet bez czytania wie, o czym jest wybrana przeze mnie książka oraz z jakiej kategorii klientem ma do czynienia. Wkrótce po tej transakcji zapewne pognała zagłosować na ZChN. Właśnie dlatego nie lubię wracać do przeszłości. Niewiele z lat 90. zasługuje na zapamiętanie, jeszcze mniej na rekonstrukcję czy wskrzeszenie. To, jak Jerzy Nasierowski rozumie i egzekwuje wtedy wolność, w tym także wolność słowa, jest absolutnym i chlubnym wyjątkiem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.