W Izraelu liczą się pokolenia. Pierwsze to ocaleni z Zagłady lub ich rówieśnicy. Drugie to ich dzieci, dziedziczące pamięć i traumę. Artystka Nelly Agassi należy do trzeciego. Zajmuje się zgłębianiem tożsamości miejsc i osób, wydobywa na pierwszy plan sprawy niechętnie poruszane, mówi o rzeczywistości, w której kobiety ingerują w męski świat.
Po raz pierwszy zjawiła się w Polsce w roku 2006, zaproszona przez Krystynę Piotrowską do udziału w Projekcie Próżna, polegającym na interwencjach artystów w opuszczone kamienice niewielkiej warszawskiej ulicy. Wyświetliła wideo, na którym bezustannie namydla swoje szczuplutkie ciało („Peel-in”, 2002). W następnym mydliła już tylko twarz, kompulsywnie, uporczywie rozprowadzając pienistą substancję po policzkach, czole i szyi („Assuta”, 2003). Obie prace w sposób oczywisty nawiązywały do aktu zmywania z siebie dokuczliwości, którą mogło być wspomnienie napaści seksualnej. Albo dziedziczna pamięć Zagłady. W kolejnym bowiem wideo, pokazywanym w ramach Projektu Próżna, artystka zdziera skórę papierem ściernym („Sand it Better”, 2002).
Zmywanie nie wystarcza, bowiem dokuczliwość tkwi pod skórą, jest nią zaatakowany cały organizm. Tak można czytać ten drastyczny i bolesny rytuał oczyszczania się z natręctw wyssanych z mlekiem matki.
Nelly Agassi urodziła się w roku 1973 roku w Izraelu. W latach 1995–1998 studiowała w Saint Martin’s School of Art w Londynie. Następnie w Camera Obscura School w Tel Avivie i Chelsea College of Art and Design w Londynie. Jest laureatką wielu nagród i stypendiów. Wystawiała w najbardziej prestiżowych galeriach na świecie. Tworzy obiekty artystyczne i filmy, uprawia performance. Zanim nagrała wideo z oczyszczaniem ciała, zrobiła inne, w którym maluje usta szminką, a następnie ciągnie czerwoną linię od ust w stronę szyi i „owija” ją kilkakrotnie krwawą kreską. Ma wtedy 22 lata. Kręciła szminkowy sznur wokół szyi, jakby miała wszystkiego dość. Dopiero potem zabrała się do rytuałów oczyszczających. A jeszcze później zajęła się zgłębianiem tożsamości miejsc i osób. Zawsze z pozycji genderowej.
Hafty, szydełkowanie, szycie
Jej pierwsza wystawa w Galerii Foksal w roku 2008 miała charakter wielowątkowy. Artystka rozwiesiła na słupach ogłoszeniowych swój portret pamięciowy, sporządzony przez policyjnego technika na podstawie opisu podanego przez znajomego artystę. Niedokładny, rozmazany wizerunek podważa wiarę w moc pamięci, relatywizuje jednoznaczność wizerunku, gdyż nie musi być tożsamy z rzeczywistym wyglądem opisywanej osoby.
Na tej samej wystawie artystka ułożyła się w pozycji embrionalnej w plastikowym, przeźroczystym „inkubatorze” i leżała w nim półtorej godziny niemal bez ruchu. „Byłam w ciąży” – napisała mi później. „Galeria była pusta, padające z góry zimne fluorescencyjne światło pozwalało mi rosnąć. I dźwięk podobny do bicia serca. Mojego? Dziecka?”. Po tym działaniu nie został żaden ślad, lecz artystka wyświetliła na ścianie galerii swoją rękę pukającą w ścianę. Ten dźwięk przypominał bicie serca. „To puls dzieła sztuki w procesie jego powstawania. Inaczej jednak niż w wypadku naturalnych narodzin, leżąca tu postać jest zarazem i matką, i dzieciątkiem, artystą i dziełem sztuki, przyczyną i skutkiem: ciężko pracującym jednoosobowym konsylium” – pisze współkuratorka wystawy Adi Englman.
Z czasem Nelly przesuwa swoje zainteresowania z własnego „ja” na „ja wobec”. Rzeczy, ludzi, pojęć. Świata. Zaczyna ogarniać zainteresowaniem znaczenia miejsc, wczuwa się w nie, bada ich historię, pochyla nad funkcjonowaniem ciała w przestrzeni. Tym się zajęła podczas kolejnej wystawy w Polsce w lubelskiej Galerii Labirynt (2018). Szybko odkryła, że galeria powstała na terenie niemieckiego obozu utworzonego w roku 1939. Nie chodzi o Majdanek – na terenie zajętym teraz przez galerię odbywały się „tylko” wstępne zabiegi, takie jak selekcje więźniów. Później wyrosły tam wesołe sklepy „wielobranżowe”. Dla Nelly przeznaczenie współczesnego budynku stało się punktem wyjścia do analizy mechanizmów kompensacyjnych, problemów związanych z uczuciem pustki i chęcią przezwyciężenia poczucia straty. Zamieściła tam neon „(W)hole” z gasnącą pierwszą literą, niewielką gumkę do ścierania z nadrukiem „please do not ever use”, równo ułożony plik kartek pocztowych z tekstem „re-place” oraz wideo, na którym pokrywa płachtę papieru rysunkiem falującej szarości. Nic nie jest oczywiste, a jednak wszystko zrozumiałe.
Musiało minąć jeszcze trochę czasu, by artystka, już dzisiaj dojrzała, nabrała większego dystansu do siebie i do misji swojej sztuki. W roku 2022 była rezydentką Chicago Cultural Center. Skoncentrowała się na architekturze eklektycznego budynku, w jakim mieści się Centrum, na jego historii i mitologii. Wystawa, jaką tam pokazała, nosiła znamienny tytuł „No Limestone, No Marble” („Ani wapień, ani marmur”). Obróbka tych materiałów była domeną mężczyzn. Ją interesowały hafty, szydełkowanie, szycie. To, czym się zajmowały kobiety.
„Przez ostatnie pięć lat – pisze artystka – rozwijałam strategię, którą nazwałam biografią miejsca. Wypracowałam osobiste relacje z przeszłą, obecną i przyszłą historią miejsca w powiązaniu ze mną samą. Dzięki temu »rzeźbię« w miejscu jak w materiale”. Zajęła się więc historią instytucji i przebiegiem jej transformacji z prywatnego domu w przestrzeń ekspozycyjną. Odkryła, że nigdy nie było to miejsce neutralne genderowo, za to było, i jest, podskórnie naznaczone kobiecością.
Przygotowała i oprawiła w klasyczne ramki serię pracochłonnych, niewielkich kolaży z motywami delikatnych, encyklopedycznych roślin, wariacjami na temat porcelany, widoków miasta, nad którymi „lewitują” pulchne ciała kobiet. Inne prace, przeskalowane, w formie hybryd jednoczących kobiece sylwetki z eleganckimi meblami, nakleiła bezpośrednio na ścianach. Wszystko w estetyce specyficznej, amerykańskiej elegancji z XIX wieku, przypomnianej niedawno w serialu „Pozłacany wiek”. Wykonała też własne, zasupłane robótki ręczne z grubych wełen. I powiesiła w przestrzeni nieregularne lustra odbijające eklektyczną architekturę wnętrz budynku. Tylko w jednej sali wyeksponowała komentarz do swoich badań. Jest nim wielka kompozycja złożona z dwunastu miękkich, spływających ze ściany, białych rur. Przypominają powiększone tchawice; gdy je zatkać, traci się oddech.
„Ogród przyjemności”: Nelly Agassi wywraca porządek
Z podobnie badawczym podejściem mamy do czynienia na otwartej 1 września wystawie „Ogród przyjemności” w warszawskiej Galerii Foksal. W tym wypadku artystka Agassi sięga do 1776 roku, w którym na ówczesnych przedmieściach Warszawy powstała przestrzeń rozrywek dla wyższych sfer, wzorowana na Vauxhall, londyńskim ogrodzie przyjemności. Oraz do nieodległego Elizeum, podziemnej rotundy w sentymentalnym ogrodzie księcia Kazimierza Poniatowskiego. Przeznaczona na spotkania towarzyskie i ucztowanie budziła zachwyt bogato wyposażonymi wnętrzami. Jednocześnie Agassi nawiązuje do roku 1966, gdy w oficynie Pałacu Zamoyskich została otwarta Galeria Foksal, której twórcy bronili autonomii sztuki wobec otaczającej ich rzeczywistości. Tutaj również „rzeźbi” w biografii miejsca, wydobywa interesujące ją wątki, odwraca znaczenia. Robi to intuicyjnie, wszystko filtruje przez siebie. I też stosuje przeskalowane kolaże, będące niekiedy groteskowymi połączeniami kobiecych postaci, ciał zwierząt, roślin i mebli. Powstają z archiwalnych maleńkich ilustracji; monumentalizowane, reprezentują rzeczywistość, w której kobiety ingerują w męski świat. Artystka robi to także. Wywraca porządek, wydobywa to, o czym nadal niechętnie się mówi. Lecz inaczej niż znane feministki, posługuje się przewrotną formą, historycznie osadzoną w XIX wieku, jakby chciała zasugerować, że to, co wówczas zostało uwięzione w bufiastych strojach i gorsetach, dzisiaj jest już tylko pustą dekoracją. Podkreślają to delikatne dźwięki modnego w „tamtej epoce” klawesynu, przemieszane z nagraniami leśnego szumu. Akurat z warszawskiego Bródna.
„Chciałam mieć dźwięk, który jest miły dla ucha, lecz gdy się w niego wsłuchać, odkrywa się ukryte zniekształcenia i zgrzyty” – komentuje. Tego właśnie szuka pod podszewką rzeczywistości i to punktuje w swojej sztuce nawet wówczas, gdy opowiada o romantycznym ogrodzie przyjemności.
Nelly Agassi, „Ogród przyjemności”, Galeria Foksal, kuratorka Aleksandra Kędziorek, dźwięk / kompozycja Ryan Packard, klawesyn Andrew Rosenblum.
Wystawa czynna do 14 października 2023. Inne prace Nelly Agassi można będzie obejrzeć podczas Warsaw Gallery Weekend; galeria Pola Magnetyczne, Crash Club, Bliska 12.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.