Ratunek dla Morza Bałtyckiego: Operacja Widmo
Zanieczyszczenie morza plastikiem to temat, który wciąż odbija swoje piętno na środowisku. W kwestii oczyszczania Bałtyku z paliwa zalegającego na wrakach, broni powojennej czy zgubionych sieciach rybackich jest jeszcze wiele do zrobienia. Dlatego w akcję wspólnego ratowania ekosystemu Morza Bałtyckiego włączyła się marka Biotherm, która razem z Fundacją MARE i Politechniką Morską ze Szczecina wyłowiła już 2,4 tys. mkw. plastikowych sieci w ramach Operacji Widmo.
Mariaż marki kosmetycznej, w której DNA wpisana jest ochrona mórz i oceanów, z organizacją pozarządową dbającą o Bałtyk oraz nauki przynosi niezwykłe korzyści dla morskiego ekosystemu. Wciąż nie doczekaliśmy się mapy wraków, które są niechlubną dekoracją polskiego morza. I nadal niewiele wiemy na jego temat. O genialnej inicjatywie Operacja Widmo, której celem jest edukowanie na temat problemów Bałtyku oraz oczyszczanie go m.in. ze starych, zagubionych sieci rybackich, opowiadają: Adrianna Wisińska, liderka zrównoważonego rozwoju reprezentująca markę Biotherm, oraz Olga Sarna, prezeska zarządu Fundacji MARE.
Skąd pomysł na Operację Widmo?
Adrianna Wisińska: Misją marki Biotherm jest ochrona mórz i oceanów. Głównym składnikiem produktów kosmetycznych marki Biotherm jest plankton termalny odkryty w gorących źródłach w Pirenejach francuskich. Ponieważ powstaliśmy z wody, chcemy okazać jej naszą wdzięczność, oddać jej wszystko, co najlepsze. Namacalnie – poprzez działanie i nasze partnerstwo. Od 2012 roku, kiedy został ogłoszony globalny program Waterlovers, marka współpracuje z międzynarodowymi organizacjami pozarządowymi, takimi jak: Mission Blue, Tara Ocean Foundation (2017) czy Surfrider Foundation (2020). Celem Operacji Widmo była potrzeba uwiarygodnienia misji marki poprzez działania lokalne.
Myśl globalnie – działaj lokalnie…
Adrianna Wisińska: Dokładnie tak. W tym celu szukaliśmy właściwego partnera. Profil działalności Fundacji MARE jest najbliższy wymienionym wyżej organizacjom, z którymi marka Biotherm działa na świecie. Niezwykle cenimy ekspertyzę fundacji co do zagrożeń ekosystemu Morza Bałtyckiego i sposobu przeciwdziałania im. Przy projekcie niezbędne było również wsparcie naukowe oraz logistyczno-operacyjne, które uzyskaliśmy od zespołu pracowników i naukowców z Politechniki Morskiej w Szczecinie. Uczelnia jest także właścicielem statku badawczo-szkolnego Nawigator XXI, z którego przeprowadzaliśmy wszystkie działania na morzu. Razem z Fundacją i Politechniką Morską wypracowaliśmy założenia Operacji Widmo, której celem było oczyszczenie wraków znajdujących się na dnie Morza Bałtyckiego z tzw. sieci widm.
Na czym dokładnie polega akcja?
Olga Sarna: Operacja Widmo to oczyszczanie dna morskiego z tzw. sieci widm, czyli sprzętu połowowego, który został zagubiony w czasie połowów na skutek niefortunnych zdarzeń losowych. Ten sprzęt stanowi zagrożenie dla środowiska, bo to są najczęściej sieci nylonowe, czyli plastik, który się nie rozkłada, a jedynie rozdrabnia do cząstek mikroplastiku. Na dodatek dryfujące sieci kontynuują połowy, przez pierwszych kilka miesięcy po zatonięciu utrzymują nawet 20 proc. swojej łowności. Są więc zagrożeniem dla całego ekosystemu (z jednej strony niekontrolowane połowy stworzeń morskich, takich jak ryby, ptaki czy ssaki, z drugiej zanieczyszczenie plastikiem). Sieci najczęściej gromadzą się w okolicach wszelkiego rodzaju podwodnych zaczepów takich jak wraki. Oczyszczanie właśnie wraków z sieci jest dla nas szczególnie ważne, ponieważ to pierwszy krok do tego, aby na wrakach prowadzić dalsze działania, a szczególnie monitoring i badania pod kątem zalegania na nich substancji niebezpiecznych, takich jak paliwo czy broń.
Z jakiego okresu pochodzą te wraki i sieci? Czy to temat współczesny?
Olga Sarna: To temat i stary, i nowy. Różnego rodzaju tworzyw plastikowych do produkcji sieci zaczęto używać w latach 60. i od tamtego czasu większość sieci jest właśnie plastikowa. Także większość sieci zagubionych w tamtym czasie stanowi zagrożenie dla ekosystemu. W wodach jest też cała masa nowych produktów, które są gubione w czasie połowów. Rybacy nie robią tego specjalnie, dzieje się to na skutek różnego rodzaju nieszczęśliwych zdarzeń losowych (m.in. podczas sztormów lub podczas zerwania przez zaczepienia o różnego rodzaju obiekty podwodne). Natomiast wraki na dnie Bałtyku pochodzą z najróżniejszych epok. Sieci zaczepiają się właśnie o nie. Szacuje się, że na dnie Morza Bałtyckiego jest ok. 8–10 tys. wraków. Nie mamy dokładnej mapy dna Bałtyku. Na polskich wodach znana jest lokalizacja 415, z czego szacuje się, że 18 może być potencjalnie niebezpiecznych dla środowiska. Niestety do tej pory nie przeprowadzono żadnych badań weryfikujących ten stan. W kontekście zagrożenia dla środowiska najbardziej problematyczne są wraki z czasów II wojny światowej do lat 70. XX wieku. Niestety prawo nie określa jednoznacznie, kto jest odpowiedzialny za badania czy też działania prewencyjne mające na celu oczyszczenie wraków z tego okresu. Nikt nie chce wziąć na siebie tej odpowiedzialności, bo wiążę się to z gigantycznymi kosztami!
Jak dokładnie wygląda proces oczyszczania wraku z sieci i samo ich wyławianie?
Olga Sarna: W przypadku Operacji Widmo do tej pory korzystaliśmy z pomocy nurków technicznych. Schodzili na dno, ściągali sieci i były one podciągane na statek za pomocą specjalnych worków wypornościowych. Pod wodą musi być człowiek, który odczepi sieci, chociaż jeśli zejdziemy na większe głębokości, istnieje prawdopodobieństwo, że oprócz wsparcia nurków będziemy musieli skorzystać także z pomocy specjalnych robotów podwodnych.
Co jest najbardziej kosztowne podczas całego przedsięwzięcia?
Olga Sarna: Zaangażowanie wyspecjalizowanego personelu, szczególnie nurków technicznych, oraz paliwo. Wiele zależy od tego, jak daleko leży wrak. A także od warunków pogodowych. Czasami na wraku musimy zostać dłużej, żeby wyłowić sieci. Są maleńkie okienka pogodowe, które możemy wykorzystać na poszukiwania. Jest piękne słońce na pokładzie, a nurkowie pod wodą informują, że jest zbyt silny prąd, przez który nie są w stanie pracować. I musimy odczekać 24 godziny, żeby zeszli ponownie. Każdy dzień stania na morzu oznacza kolejne koszty. W przypadku Operacji Widmo działania były połączone z zaplanowanymi rejsami Politechniki Morskiej. Na pokładzie byli z nami studenci, którzy dzięki temu projektowi mogli doświadczyć w praktyce, do jakich celów mogą być wykorzystywane ich kompetencje jako przyszłych hydrografów. Połączenie naszego projektu z edukacją z jednej strony pozwoliło nam na optymalizację kosztów, a z drugiej dało możliwość budowania wrażliwości ekologicznej wśród kolejnego pokolenia.
W jaki sposób wyszukuje się wraki i sieci?
Olga Sarna: To jest loteria. Naszym celem jest zgromadzenie danych, gdzie takie obiekty się znajdują. Pytamy nurków (także nurkujących rekreacyjnie) i rybaków. Ale takie sieci, nawet jeśli wiemy, gdzie mogą się znajdować – przesuwają się, dopóki się o coś nie zaczepią. Każdorazowo trzeba więc zweryfikować wrak pod kątem zalegania na nim sieci.
Co dzieje się dalej z wrakiem, a co z sieciami?
Olga Sarna: Jednym z naszych głównych celów w Fundacji MARE jest dążenie do wdrożenia Planu Zarządzania Wrakami w Polsce, czyli aby wraki były na bieżąco monitorowane oraz poddawane ocenom ryzyka, a następnie na tych zaklasyfikowanych jako potencjalnie najbardziej zagrażające bezpieczeństwu powinny być podjęte działania prewencyjne w celu oczyszczenia z substancji niebezpiecznych, zanim te zaczną przeciekać do środowiska. Niestety na razie w naszym kraju takie działania nie są podejmowane, a my jako organizacja pozarządowa nie możemy tego zrobić na własną rękę. To powinno być w gestii instytucji państwowych.
Operacja Widmo jest okazją, żeby temat nagłaśniać i żeby zaistniał w świadomości opinii publicznej, ponieważ oczyszczenie wraków z sieci jest niezbędnym pierwszym krokiem do dalszych działań na tych obiektach. A wyłowione sieci najlepiej byłoby poddać recyklingowi lub upcyklingowi. Na przestrzeni dwóch ostatnich lat udało nam się zrobić niszowe rzeczy z polskimi projektantami. Tomek Rygalik stworzył z sieci stołek Ghostbuster Universal Stool (mogliśmy wykonać tylko kilka sztuk). Ania Orska zaprojektowała z nich biżuterię. Chcemy dawać drugie życie odpadom, ale też dzięki designowi utrwalić się w świadomości ludzi. W Polsce nie ma na tę chwilę technologii ani linii produkcyjnej, która zajęłaby się recyklingiem tych odpadów na masową skalę.
Operacja Widmo to projekt czasowy czy myślicie o niej w dłuższej perspektywie?
Adrianna Wisińska: Nasze założenia to współpraca długoterminowa. Chcemy ją kontynuować w przyszłości. Na tę chwilę podejmujemy rozmowy, w którym kierunku ten projekt ma ewoluować. Obszarów do dalszej eksploracji jest mnóstwo, od oczyszczania wraków na większych głębokościach do rozmowy na temat recyklingu czy upcyklingu wydobytych sieci.
Na jaką głębokość udało wam się do tej pory zejść?
Olga Sarna: Po konsultacjach doszliśmy do tego, że hotspoty sieci na Bałtyku są zlokalizowane głębiej. Póki co zeszliśmy na 30 m, ale mam nadzieję, że następnym razem osiągniemy głębokość 50 m. To część procesu naukowego. Korzystamy z naszej ekspertyzy i ekspertyzy Politechniki Morskiej w Szczecinie.
Co w tym momencie jest priorytetem Operacji Widmo?
Adrianna Wisińska: Zdecydowanie celem nadrzędnym jest czyszczenie wraków z sieci. Osobiście życzyłabym sobie, aby ten projekt był także podstawą do stworzenia platformy edukacyjnej na temat Morza Bałtyckiego i tego, co my wszyscy możemy zrobić, aby wpłynąć pozytywnie na jego stan. Widzę bardzo dużą potrzebę dzielenia się wiedzą, by budować świadomość na ten temat. Odzew ze strony wielu osób jest niezwykle pozytywny. To bardzo cieszy, że chcemy żyć bardziej świadomie, wykazując potrzebę zaangażowania się w tematy prośrodowiskowe.
Ile udało się do tej pory wydobyć z dna morza dzięki waszej wspólnej akcji?
Olga Sarna: W ramach Operacji Widmo wyłowiliśmy 2400 mkw. sieci oraz ok. 30 kg trału. W sumie oczyściliśmy osiem wraków.
Czy to prawda, że Bałtyk zamienia się powoli w jezioro?
Olga Sarna: Jest to w dużej mierze wina zmian klimatycznych. Bałtyk ma coraz mniej wpływów wód z Morza Północnego. Jest to też zbiornik wód brachicznych – czyli mieszanka wód słodkich ze słonymi. Zmiany związane z klimatem następują tu bardzo szybko. Mówi się, że jeśli znajdzie się rozwiązanie na Bałtyku, to będzie można je zastosować wszędzie na świecie. Bo temperatura w Bałtyku wzrasta trzy razy szybciej niż w innych morzach. Średnia temperatura wody w oceanach na świecie podniosła się w ciągu ostatnich 30 lat o 0,5 st. C, natomiast w Bałtyku wzrosła aż o 1,5 st. C. Ewolucja sama w sobie nie jest zła, pod warunkiem że jej nie pomagamy. Obecnie jest nieźle, a stan ekologiczny Bałtyku jest o wiele lepszy niż w latach 90., kiedy nie było żadnych restrykcji ekologicznych. Co nie oznacza, że możemy zaprzestać naszych działań – kluczowe jest zajęcie się takimi tematami jak broń czy paliwo na wrakach, a także spływ zanieczyszczeń z lądu.
Czy broń też jest pozostawiona na dnie morza bez żadnej kontroli?
Olga Sarna: Tematem broni zajmuje się IOPAN (Instytut Oceanologii PAN) pod okiem prof. Jacka Bełdowskiego, który na arenie międzynarodowej jest zdecydowanym guru w tym temacie. Dyskusja naukowa na temat tego, co zrobić z zatopioną w Bałtyku bronią, nadal trwa. Niestety wciąż nie ma technologii umożliwiającej jej utylizację.
Co najbardziej wyróżnia Operację Widmo? I jak oceniacie dotychczasową współpracę?
Adrianna Wisińska: Ten projekt udowodnił, że można skutecznie zbudować synergię pomiędzy trzema partnerami reprezentującymi zgoła inny kontekst działalności. Wszystko w imię wyższego wspólnego celu. Rola każdego z nas była równorzędna, aby móc projekt przeprowadzić w oczekiwanej jakości i skali. Mam tutaj na myśli połączenie ekspertyzy dotyczącej tematu Morza Bałtyckiego ze strony fundacji, naukowego wsparcia reprezentantów Politechniki Morskiej i finansowania ze strony biznesu. Mówiąc o zaangażowaniu biznesu, chciałabym podnieść również kwestie potrzeby zaangażowania się w takie przedsięwzięcia fizycznie. Brałam osobisty udział w wypłynięciu, dzięki czemu dowiedziałam się, jak tego typu projekty są przeprowadzane i czego, jako finansująca je firma, możemy się spodziewać. Wszystko to buduje jedyne w swoim rodzaju know-how w temacie zarządzania agendą zrównoważonego rozwoju.
Olga Sarna: Gdyby Ady nie było z nami na statku, wytłumaczenie jej, dlaczego coś poszło inaczej – byłoby bardzo trudne. Specyfika pracy na morzu w porównaniu z działaniem marki kosmetycznej to niebo a ziemia. Na morzu wszystko jest nieprzewidywalne. W MARE robimy rzeczy, których często nikt wcześniej w Polsce nie próbował i są dla wszystkich nowe. Nie jestem w stanie zagwarantować firmie, z którą współpracujemy, że zbierzemy tyle a tyle odpadów. Marka musi być otwarta na każdą ewentualność.
Adrianna Wisińska: Fundacja MARE dba o wizerunek, ale w dobrym znaczeniu tego słowa – wiąże się z partnerami, którzy są wiarygodni i mają potencjał, aby oczekiwaną zmianę dostarczyć. Finalnie obie strony bardzo sobie cenią tę współpracę. Wspólny cel i szczególny obszar, w którym działamy, to bezsprzecznie korzyść dla środowiska. Hasło naszego projektu brzmi: #razemdlabaltyku. Cieszę się, że się spotkaliśmy, aby w tak namacalny sposób oddać jego istotę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.