Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej ogłosiła nominacje do Oscarów 2025. Najwięcej statuetek mają szansę otrzymać filmy „The Brutalist” oraz „Emilia Pérez”. Wiele wybitnych filmów, które pokazano w kinach w 2024 roku, nie zdobyło jednak uznania oscarowego gremium. Polecamy najlepsze z nich, które i tak warto zobaczyć.
„Challengers”: Trójkąt miłosny z tenisem w tle
Choć Akademia pominęła film z Zendayą, Mike’iem Faistem i Joshem O’Connorem, i tak zostanie zapamiętany jako jeden z najlepszych, a na pewno najbardziej emocjonujących i dynamicznych obrazów 2024 roku. Po kontuzji marzenie Tashi o karierze tenisistki legło w gruzach. Turnieje wygrywa za to jej mąż, którego dawna zawodniczka trenuje. Gdy do gry wraca jej były chłopak, a jego przyjaciel, zaczyna się mecz o wszystko. „Challengers” Akademia powinna była wyróżnić w kategoriach reżyserskiej, scenariuszowej (Justin Kuritzkes) i muzycznej (hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa Atticusa Rossa i Trenta Reznora wciąż dźwięczy nam w uszach).
„Queer”: Daniel Craig w życiowej roli
Luca Guadagnino naprawdę nie ma szczęścia. Także jego drugi film, ekranizacja powieści Williama S. Borroughsa, nie spodobał się Akademii. Żal nam przede wszystkim Daniela Craiga, który po metamorfozie pożegnał się z wizerunkiem Bonda, by otworzyć się na nowe aktorskie wyzwania. Tu zagrał amerykańskiego imigranta, który ulega pokusie w latach 50. w Meksyku. Tęczowa historia miłosna zasługiwała na oscarowe uznanie.
„Wszystkie odcienie światła”: Przebudzenie feministyczne
Indyjski film w reżyserii Payal Kapadii pokazuje życie kobiet w Mumbaju. Pielęgniarka Prabha i jej współlokatorka Anu próbują żyć po swojemu w ramach restrykcyjnych reguł narzucanych im przez patriarchalne społeczeństwo i religię. Spodziewano się, że film otrzyma nominację za najlepszy film międzynarodowy.
„Babygirl”: Wirujący seks
Podobnie jak pominięty przez Akademię „Saltburn” z 2023 roku, thriller erotyczny w reżyserii Haliny Reijn budzi ogromne emocje. Nie tylko za sprawą mocnych scen erotycznych (i tańca nagiego mężczyzny do przeboju sprzed lat), lecz przede wszystkim dzięki afirmacji dojrzałości, pochwały orgazmu, zachwytu nad kobiecością. Niebagatelną rolę odgrywa tu ironiczny humor, który sprawia, że nasycony erotyzmem film z Nicole Kidman i Harrisem Dickinsonem nabiera lekkości.
„Saturday Night”: Narodziny legendy
Jason Reitman nakręcił list miłosny do twórców legendarnego „Saturday Night Live”, pokazując noc przed premierą pierwszego w historii odcinka. 50 lat później program nadal trwa, wychowując kolejne pokolenia komików, krytykując kolejne władze, rozśmieszając kolejnych widzów. Być może dla przyznawanych w Los Angeles Oscarów film okazał się zbyt nowojorski, a szkoda, bo pokazuje kulisy pracy telewizji jak żadna inna produkcja.
„Zielona granica”: Głos w ważnej sprawie
Film Agnieszki Holland o kryzysie na granicy polsko-białoruskiej dokonał niemożliwego, łącząc ponadczasowe walory artystyczne z konfrontacją z palącym problemem społecznym. Doceniony na świecie obraz nie otrzymał jednak ani jednej nominacji do Oscara.
„Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”: Postmodernistyczny popis
Wieść o rumuńskim filmie Radu Jude’a rozeszła się pocztą pantoflową. W tym roku to właśnie produkcję o asystentce przeprowadzającej wywiady o bezpieczeństwie w pracy znajomi polecali mi najczęściej. Czarno-białemu filmowi zrealizowanemu niemal w czasie rzeczywistym służą dłużyzny – w ten sposób reżyser pokazuje absurdy codzienności, nie tylko tej bukaresztańskiej.
„W pokoju obok”: Elegia dla przyjaźni
Julianne Moore i Tilda Swinton wzniosły się na wyżyny sztuki aktorskiej w pierwszym pełnometrażowym filmie Pedra Almodóvara zrealizowanym po angielsku. Gdy jedna z przyjaciółek decyduje się skrócić swoje cierpienie wywołane terminalną chorobą, druga ma towarzyszyć jej w tej ostatniej drodze.
„Jego trzy córki”: Kameralny koncert
Nominacji mogły się spodziewać wszystkie trzy aktorki, które koncertowo zagrały córki umierającego mężczyzny. Każda z kobiet (Carrie Coon, Natasha Lyonne i Elizabeth Olsen) z filmu Azazela Jacobsa prezentowała inne podejście do rodziny, śmierci, życia, ale każda z nich w ciasnym nowojorskim mieszkaniu doznała pewnej transgresji. Film rozpisany na kilka scen, jedną lokację i trzy aktorki ogląda się jak klasyczny dramat teatralny.
„Civil War”: Przepowiednia przyszłości
Trudno pojąć, dlaczego dystopijny film, który tak naprawdę pokazuje amerykańską rzeczywistość tu i teraz, przestraszył Akademię do tego stopnia, że pominęła go w nominacjach. Produkcja Alexa Garlanda o fotoreporterach dokumentujących koniec świata, a każdym razie upadek Stanów Zjednoczonych po tytułowej wojnie domowej, przejdzie jednak do historii kina, także za sprawą doskonałych ról Kirsten Dunst i Cailee Spaeny.
„Rodzaje życzliwości”: Absurdalna przypowieść
Po ubiegłorocznym sukcesie „Biednych istot” (Oscara otrzymała m.in. Emma Stone) nowy film Giorgosa Lanthimosa (także z jego muzą w głównej roli) spotkał się z chłodnym przyjęciem. Być może brutalna trylogia składająca się na przypowieść (bynajmniej nie o życzliwości) okazała się mieć za duży ciężar gatunkowy. Podczas gdy poprzednia produkcja reżysera niosła ostatecznie optymistyczne przesłanie, ta pozbawiała nadziei.
„W blasku ekranu”: Horror generacji Z
Film Jane Shoenbrun nie tylko dowodzi talentu młodej reżyserki i jej aktorów, Justice’a Smitha czy Jacka Havena, lecz także daje wgląd w kino przyszłości, które tworzyć będzie generacja Z. Nastolatki z przedmieść zafascynowane programem telewizyjnym przekraczają granice między rzeczywistością i fikcją tak, jak film zaciera granice między konwencją horroru a coming-of-age.
„Love Lies Bleeding”: Prawdziwy romans
Kristen Stewart i Katy O’Brian zasługiwały na uznanie Akademii za pełnokrwiste role kochanek – Lou i Jackie, które o swoją miłość walczyć muszą do ostatniej kropli krwi. My ucieszylibyśmy się też z nominacji za scenariusz dla Polki, Weroniki Tofilskiej (także reżyserki „Reniferka”), która tę historię wymyśliła z reżyserką Rose Glass.
„The Order”: Źródło zła
Akademia zapomniała o jednym z najbardziej aktualnych filmów roku. Oparta na prawdziwej historii produkcja Justina Kurzela porusza bowiem temat „odzyskania” Ameryki dla białych mężczyzn. W latach 80. wspólnota chłopaków wywodzących się z klasy robotniczej planowała ataki terrorystyczne mogące zagrozić życiu tysięcy rodaków. W rolach głównych Jude Law, Nicholas Hoult (widziany także w świetnym „Przysięgłym nr 2”, który również nie podbił serc Akademii), Tye Sheridan.
„The Outrun”: Obraz uzależnienia
Saoirse Ronan powinna była otrzymać swoją piątą nominację do Oscara za rolę alkoholiczki Rony, która trochę nieudolnie próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Pokazywany na Berlinale film Nory Fingscheidt wywołał na festiwalu dyskusję na temat uwalniania się od uzależnienia. Rona powraca z Londynu w rodzinne strony, szkockie Orkady, by odnaleźć spokój. Przeszłość nie daje jej jednak o sobie zapomnieć.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.