Dwudziesta czwarta litera alfabetu w matematyce oznacza niewiadomą. W modzie to symbol paktu między dwiema markami, które przez chwilę chcą przemawiać wspólnym głosem. „X” ma zapowiadać coś zaskakującego, choć zdarza się, że spod kreatywnej współpracy przebija fałsz.
Kiedy na początku lat dwutysięcznych zespół projektantów H&M z szefową Margaretą van den Bosch na czele wpadł na pomysł, by zaprosić Karla Lagerfelda do stworzenia wspólnej kolekcji, prawdopodobnie wielu pukało się w czoło. To nie może się udać, mówili. „Czy ktokolwiek wcześniej poszedł na taki układ?” – zapytał Lagerfeld. Gdy usłyszał, że nie, natychmiast zdecydował: „Zróbmy to!”. Wprawdzie kooperacja między jedną marką a twórcą z zewnątrz nie była niczym nowym w branży, ale do tamtej pory zazwyczaj to znane domy mody zatrudniały artystów, a nie sieciówki – wielkich projektantów.
Elsa Schiaparelli w pierwszej połowie XX wieku niejednokrotnie zwracała się do swojego przyjaciela Salvadora Dalego, by z nią projektował – słynna sukienka z homarem czy kapelusz-but są wspólnym dziełem dwójki surrealistów. W latach 90. Rei Kawakubo współpracowała z fotografką Cindy Sherman, a w 1991 Franco Moschino z malarzem Royem Lichtensteinem. W 2003 roku japoński artysta Takashi Murakami stworzył bestsellerową kolekcję torebek dla domu mody Louis Vuitton. Modele z wisienkami ozdabiającymi klasyczny monogram wyprzedawały się na pniu, nosiły je gwiazdy, a podróbki wręcz zalewały portale typu eBay. Mariaż z twórcami zawsze podnosił prestiż markom.
Kolekcja H&M x Karl Lagerfeld z 2004 roku była pierwszym przypadkiem, kiedy przedmiot z logo znanego projektanta mieścił się w budżecie przeciętnego Europejczyka. Po Lagerfeldzie w kolejce do H&M ustawili się Stella McCartney, Lanvin z Alberem Elbazem, Comme des Garçons, Isabel Marant, Marni i jeszcze paru innych. W tym roku w listopadzie do sklepów trafi kolekcja Giambattisty Valli dla H&M. Za przykładem szwedzkiej sieci poszły kolejne: Uniqlo na stałe współpracuje z Christophem Lemaire, Jonathanem Andersonem (który również jest autorem butów dla Converse) oraz Inès de la Fressange. Jednorazowo firma połączyła siły z Alexandrem Wangiem. Z kolei siostry Laura i Kate Mulleavy wspólnie z Rodarte zaprojektowały kolekcję dla & Other Stories. A Jason Wu, Proenza Schouler i Prabal Gurung dla amerykańskiej sieci Target. Nawet polscy projektanci zaczęli współdziałać: kiedyś np. Gosia Baczyńska czy Paprocki & Brzozowski z Reserved, a ostatnio Ania Kuczyńska zaprojektowała kolekcję spinek do włosów dla Turtle Story, a marka Prosto wypuściła linię z Vistulą.
Dla wielu firm partnerstwo z inną marką, zwłaszcza specjalizującą się w odmiennej dziedzinie mody, jest dobrym sposobem na nietypowe uzupełnienie kolekcji. Stąd mamy tak dużo mariaży firm luksusowych ze sportowymi lub outdoorowymi. Givenchy z Onitsuka Tiger robi sportowe buty, Acne Studios tworzy outdoorową kolekcję z Fjällräven, Fila – bluzy i dodatki dla Fendi, Raf Simons plecaki Eastpak, a Demna Gvasalia na wybiegu Balenciagi pokazał przerobione Crocsy. „Nie ma sensu nawiązywać relacji, która nie pozwoli ci osiągnąć czegoś, czego sam nie mógłbyś zrobić” – tłumaczy Fraser Cooke, odpowiedzialny za partnerskie kolekcje Nike’a. „Gra musi być warta świeczki. Z perspektywy firmy jest to sposób na zaspokojenie czyichś potrzeb, jeśli sam Nike nie może ich zrealizować” – mówi. Jako idealny układ Cooke wskazuje ten z Sacai. Chitose Abe, która nie ma w swojej ofercie sneakersów, zrobiła dla Nike’a, to, co potrafi najlepiej: zmiksowała style, kolory, warstwy i ze znanego modelu butów powstało coś nowego – ostatni projekt to LD Waffle. Podobnie było w przypadku Sacai x The North Face. Chitose przerobiła znane projekty outdoorowe marki, by pasowały do stylu i estetyki obu firm. Korzyści i wkład są równe po każdej ze stron. I jedna, i druga uczy się czegoś nowego.
Włoska firma Moncler, znana głównie z ekskluzywnych puchówek, w lutym ubiegłego roku powołała kreatywny kolektyw Moncler Genius. Do przedsięwzięcia zaprosiła dziewięciu projektantów, między innymi Simone Rochę, Pierpaolo Piccioliego, Richarda Quinna, Keia Ninomiyę, Craiga Greena. Każdy z nich zaproponował własną interpretację kurtek i płaszczy Moncler pod hasłem „One house, different voices”. Efekt okazał się spektakularny.
Granica między udanym partnerstwem a utratą tożsamości może jednak być cienka, gdy dyktuje ją wyłącznie chęć zysku czy zdobycia rozgłosu. Wtedy grozi nam, że największą współpracą roku (jak czytamy w satyrycznej kolumnie „New Yorkera” zatytułowanej Hot New Fashion and Design Collabs) okaże się „Consumer Capitalism x Human Weakness” (konsumpcyjny kapitalizm x ludzka słabość), a wartość X wyniesie zero.
Cały artykuł można przeczytać we wrześniowym wydaniu "Vogue Polska". Do kupienia w salonach prasowych i w prenumeracie na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.