Gdy się pojawia, tworzy najbardziej pożądane projekty, kreuje trendy, zmienia trajektorię branży mody. Gdy znika, sprawia, że tęsknią za nią wszyscy: redaktorzy i styliści, kolekcjonerzy i minimaliści, zabiegane karierowiczki i kobiety, które rezygnują z życia zawodowego na rzecz roli matki. A gdy powraca, sprawia wrażenie, jakby nigdy nie odeszła. Po pięciu latach przerwy Phoebe Philo wznawia karierę projektantki. Tym razem jednak wyłącznie pod własnym nazwiskiem.
„Nowy nastrój w modzie jest poważny” – komentowali redaktorzy amerykańskiego „Vogue’a” w 2008 roku, opisując kolekcje na kolejny sezon i wyraźnie rysując opozycję do krzykliwej, epatującej luksusem i oblepionej logotypami mody z początku dekady, którą dziś określamy mianem Y2K. Moda była poważna, bo trzeba było stawić czoła wcale nie tak łatwej rzeczywistości, którą najbardziej zaczął kształtować kryzys finansowy. Najpierw zapadł się rynek w Stanach Zjednoczonych, później krach osiągnął globalny wymiar. Nowy kierunek w modzie także stał się nurtem, który można było obserwować zarówno w Nowym Jorku i Londynie, jak i w Mediolanie i Paryżu.
Jak każdy ruch także ten musiał mieć ambasadora. Kogoś, kto przechyli szalę, zaprzeczy temu, co było, oswoi z tym, co inne, nowe i, na swój sposób, wywrotowe. Kogoś, kto zaproponuje nowy wizerunek kobiety – konsumentki i koneserki, która nawet jeśli lubi luksus i może sobie na niego pozwolić, nie zawsze ma czas na to, by całymi dniami się w nim pławić. Która, mimo wysokiej zawodowej i społecznej pozycji, stawia czoła wyzwaniom prozaicznej codzienności i która przez to potrzebuje wysokiej jakości, ponadczasowych i praktycznych ubrań z klasą.
To właśnie Phoebe Philo zaoferowała kobietom, gdy w 2008 roku przejęła stery Céline – marki założonej w 1945 roku przez Céline Vipianę, której domeną była początkowo produkcja obuwia dla dzieci, a największą ambicją konkurowanie z Chanel. Philo, która dołączając do francuskiej marki, powracała do branży mody po dwuletniej przerwie, podobno początkowo nie była przekonana, że praca w Céline jest dla niej. Odstraszał ją brak spójnej estetyki, słabo sprecyzowana komunikacja wizualna, kolekcje, które pod rządami wielu dyrektorów kreatywnych wędrowały od sasa do lasa. Na tę wadę po czasie zaczęła jednak patrzeć jak na zaletę. Brak przepastnych archiwów czy dziedzictwa, do którego na pewnym etapie wypadałoby choć trochę się odnieść, zdejmował z niej presję, dawał przyzwolenie na wymazanie przeszłości marki.
Philo nie tylko o tym pomyślała, lecz także zrobiła to. W branży mody do dziś krążą plotki o czystce, jaką przeprowadziła w zlokalizowanym w siedzibie Céline magazynie.
Phoebe Philo: Minimalistka, rewolucjonistka, wizjonerka
Może i magazyn świecił pustkami, ale głowa Philo aż pękała od pomysłów. Czerpała z nich swobodnie, ale świadomie. Uprawiała egoizm z misją – tworząc poszczególne kolekcje, zadawała sobie pytania o to, czego sama oczekuje od mody, zastanawiała się, na jakich elementach powinna być zbudowana, by odpowiadać jej potrzebom na różnych etapach zarówno zawodowego, jak i osobistego życia. Okazało się, że wśród aktualnych i potencjalnych klientek Céline jest wiele kobiet takich jak ona – balansujących między karierą a domem, chcących spełniać się zawodowo, ale też w roli matki, z pasją podchodzących do swej pracy, ale też nieustannie stawiających czoła presji. Dlaczego moda miałaby dostarczać im kolejnych stresów, skoro mogła być prosta i efektowna jednocześnie? Łatwa w noszeniu, a przy tym niebywale luksusowa? Zrodzona z fantazji, która staje się fundamentem codziennej garderoby?
Dziś, analizując fenomen Philo i tłumacząc wpływ, jaki nadal wywiera na świat mody, przywołuje się właśnie ten aspekt jej twórczości. W przeciwieństwie do innych twórczyń i twórców, którzy w centrum swych działań stawiają projekt – konkretne ubranie, formę zrodzoną z jasno określonych inspiracji – ona na pierwszym miejscu zawsze stawiała kobiety. W branży szybko zaczęto nazywać je „philofilkami”. Phoebe była ich boginią, a Céline – obsesją.
Choć projektantka samą siebie wielokrotnie nazywała wtedy minimalistką, w jej kolekcjach było coś więcej niż wyłącznie pochwała czystej formy i najwyższej, odpornej na upływ czasu jakości. Ubrania i dodatki, jakie tworzyła dla francuskiej marki, pokazywały, że jest kobietą wszechstronną, o otwartym umyśle i wrażliwą na piękno. Ogromną częścią jej procesu twórczego, a później także komunikacji marketingowej Céline pod jej sterami, stały się obrazki – zdjęcia archiwalnych stylizacji i wycinki z gazet zajmowały ważne miejsce na jej moodboardach i często pochodziły z prywatnych archiwów, bo zbierała je z pasją, odkąd skończyła 13 lat. Dziś młodsze pokolenia kolekcjonują fotografie z kampanii, które przez 10 lat realizowała wspólnie z Juergenem Tellerem i Darią Werbowy.
Od rock’n’rolla do dyskretnego luksusu
Kilka lat po tym, jak ukończyła studia na Central Saint Martins, „Guardian” napisał o jej kolekcji dyplomowej, zauważając, że jako projektantka wykazała w niej nieprzeciętne umiejętności nie tylko w zakresie krawiectwa, lecz także stylizacji. Estetycznie te propozycje znacznie odbiegały jednak od tego, z czego Philo później miała stać się najbardziej znana – ubrania powstały z inspiracji kulturą latynoską, dużą rolę odgrywały też w nich duże biżuteryjne formy ze złota.
W ogóle można mieć wrażenie, że świadomego, wyrafinowanego i niepozbawionego elementu zaskoczenia minimalizmu Phoebe Philo musiała się nauczyć. Wielokrotnie mówiła przecież o tym, że sposób, w jaki projektuje, jest odbiciem tego, w jakim momencie życia aktualnie się znajduje – odzwierciedleniem jej pragnień i wyzwań, nie tylko inspiracji, lecz także aspiracji.
Karierę w modzie zaczynała więc jako szalona rebeliantka. Jeszcze na CSM poznała Stellę McCartney, która ukończyła szkołę rok przed nią. Córka Paula McCartneya miała zaledwie 25 lat, gdy zaproponowano jej poprowadzenie domu mody Chloe. Przyjęła ofertę i zabrała ze sobą Philo. Do Paryża przyjechały jako dwie utalentowane, nieco niepokorne artystki w oversize’owych kurtkach ze skóry (McCartney) i zestawem złotego grilla na zębach (Philo). Phoebe oficjalnie miała pracować jako asystentka swojej przyjaciółki, ale w rzeczywistości była jej prawą ręką: powierniczką i terapeutką, stylistką i muzą.
McCartney i Philo były nierozłączne, gdy więc w 2001 roku Stella opuściła Chloe, by ruszyć z autorską marką, powierzenie pieczy nad domem mody Phoebe wydawało się naturalnym ruchem. Philo nie miała jednak zamiaru kontynuować wizji, której fundamentem był zawadiacki, seksowny zbuntowany rock’n’roll. Zamiast tego postawiła na stonowaną, ale niepozbawioną seksapilu estetykę. Odeszła od dosłowności na rzecz codziennej, łatwej w noszeniu elegancji, frywolności, ale bez krzty infantylności. Lekkie i pełne objętości sukienki zestawiała na wybiegu z militarnymi kurtkami lub dużymi żakietami, a delikatne tkaniny przełamywała mocnymi dodatkami – botkami na słupku, sandałami na wysokich drewnianych platformach czy dużymi miękkimi torebkami. Wśród tych ostatnich złotym strzałem okazała się zamykana na kłódkę „Paddington”, którą wprowadzono do sprzedaży w 2005 roku. Była komercyjnym hitem (dzięki niej w roku premiery zyski Chloe powędrowały w górę aż o 60 procent!) i dziś mówi się o niej jako o jednej z najważniejszych it-bags XXI wieku.
Philo pokazała niezwykły talent do projektowania ubrań i dodatków, które miały tak zwany it factor – stawały się przedmiotami pożądania i liderami sprzedaży. Jednak nie tylko to świadczyło o jej wyjątkowości. Ośmieliła innych projektantów i projektantki, by głośno mówili o presji, na jaką są narażeni w swej codziennej pracy, o zatrważającym tempie branży mody, o wszystkich negatywnych aspektach świata, który z zewnątrz może sprawiać wrażenie przepełnionej wyłącznie blichtrem i luksusem rzeczywistości. Była transparentna także w kwestii godzenia życia zawodowego z rolą matki (w międzyczasie urodziła dwójkę dzieci). Z Chloe odeszła, by skupić się na rodzinie.
Do branży powróciła po dwóch latach mądrzejsza, bardziej stanowcza, przekonana o swojej racji i o tym, co dla niej dobre – gdy w 2008 roku obejmowała stanowisko dyrektorki kreatywnej Céline, postawiła warunek: studio marki z Paryża musi zostać przeniesione do Londynu, gdzie mieszka i gdzie wspólnie z mężem wychowuje dzieci. Nie miała zamiaru przez kolejnych kilka lat kursować między Wielką Brytanią a Francją, a bliskich widywać tylko w weekendy.
Tym razem także powraca na własnych warunkach i we własnym tempie. Jej autorska marka najpierw miała zadebiutować na rynku pod koniec 2022 roku, następnie jej premierę przeniesiono na 2023. Nadal nie wiadomo, co będzie oferować – jedni plotkują o wyrafinowanych i luksusowych basikach, w innych kuluarach słychać szepty o minimalistycznej, kapsułowej garderobie. Zagraniczni dziennikarze słusznie zauważają jednak, że być może łatwiej niż zastanawiać się, jakie projekty znajdą się w kolekcji Philo, byłoby zapytać, czego dziś potrzebują kobiety. Ona sama na pewno zadała sobie właśnie to pytanie i wreszcie jest gotowa, by na nie odpowiedzieć.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.