Filozofka, która potrafiła porwać tłumy – Susan Sontag tak samo dobrze odnajdywała się studiu telewizyjnym, jak w sali wykładowej. Głosiła śmiałe tezy, pisała błyskotliwe powieści. A poza tym zachłannie korzystała z życia, podróżując, romansując, spędzając czas wśród śmietanki artystycznej, intelektualnej. Oto pięć tekstów, które opisują, co myślała, jak żyła, kim była.
Nic zdrożnego: „Notatki o kampie”
W tym eseju, liczącym w oryginale tylko ponad 60 stron, 31-letnia filozofka rozprawia się z upodobaniami w odbieraniu kultury, kojarzonymi wcześniej ze złym gustem. Ten tekst przyniósł jej sławę, zaintrygowała nim zarówno środowiska intelektualne, jak i mainstreamowe media, z telewizją na czele.
„Kamp jest konsekwentnie estetycznym przeżywaniem świata. Wyraża zwycięstwo »stylu« nad »treścią«, »estetyki« nad »moralnością«, »ironii« nad »powagą«” – pisała Sontag, nie widząc niczego złego w zachwycaniu się tym, co naiwne, ckliwe, przerysowane. Jak mówiła, zły gust „rozwesela człowieka o dobrym guście” i „jest dobry na trawienie”.
Z prowokacyjną lekkością do jednego worka wrzucała takie elementy kultury jak King Kong, „Jezioro łabędzie”, secesyjna architektura czy pierzaste szale boa. Po czym wykazywała, że istnieje coś takiego jak „homoseksualny smak” i że to właśnie on napędza mainstreamową kulturę.
„Kamp widzi wszystko w cudzysłowie. Nie lampa, ale »lampa«, nie kobieta, lecz »kobieta« (…). W ten sposób metaforę życia jako teatru przenosi się w sferę wrażliwości” – pisała.
Klucz do kultury obrazkowej: „O fotografii”
Impulsem do napisania tej książki była wystawa zdjęć Diane Arbus, którą Susan wielokrotnie obejrzała w nowojorskiej MoMie po samobójczej śmierci fotografki. Wnikliwe portrety odrzuconych przez społeczeństwo dziwaków okazały się dla niej poruszające i ważne, bo utożsamiała się z bohaterami – w dzieciństwie była prześladowana przez rówieśników z powodu żydowskich korzeni, później należała do mniejszości jako osoba biseksualna.
Znała dobrze Diane Arbus, kilka lat wcześniej fotografka sportretowała ją razem z synem.
Sontag zajęła się tematem fotografii pod koniec lat 70., kiedy robienie zdjęć z jednej strony było coraz bardziej popularne, a z drugiej coraz częściej traktowane nie jak rzemiosło, lecz jak sztuka. W zbiorze esejów analizowała fenomen, pisała, że aparat fotograficzny pomaga zrozumieć świat, „zrzuca z oczu łuski”, choć jednocześnie buduje dystans. To stępiona wrażliwość odbiorcy sprawia, że domaga się on coraz to nowych wstrząsów. Fotografia może być więc sposobem na „konsumowanie świata”, „uatrakcyjnianie życia”, ale także „znieczulanie cierpienia”. A granica między tym, kto wyzwala spust migawki – jest świadkiem i dokumentuje ulatujące momenty, a perfidnym manipulatorem, kreującym sztuczny przekaz, jest bardzo cienka. W dobie mediów społecznościowych te diagnozy nabrały zdwojonej mocy.
W wydanej prawie trzy dekady później książce „Widok cudzego cierpienia” Sontag złagodziła swoje sądy na temat fotografów. Być może pod wpływem wizyty w wojennym Sarajewie doceniła heroizm i determinację reporterów wjennych, a winą za apatię i cynizm w obiorze zdjęć obarczyła mechanizmy medialne. „Ludzie nie znieczulają się na to, co się im pokazuje – jeśli w ten sposób można określić to, co się dzieje – tylko z powodu liczby obrazów, jakimi się ich zarzuca. Uczucia słabną wskutek bierności. Stan opisywany jako apatia, moralna albo emocjonalna znieczulica jest pełen uczuć: gniewu i frustracji” – pisała.
Doświadczanie życia przez intelekt: „Choroba jako metafora”
W wieku 42 lat Susan Sontag usłyszała diagnozę – zaawansowany nowotwór piersi z przerzutami. Lekarze dawali jej dziesięcioprocentowe szanse na przeżycie i proponowali wyniszczające eksperymentalne metody leczenia. Sontag podjęła walkę, jak się okazało po latach nie tylko heroiczną ale też skuteczną. Doświadczenie zaowocowało książką, która opisuje mechanizmy potępiania chorych od czasów starożytnych aż do XX wieku. Sontag postawiła pomnik medycynie, wsparła mentalnie chorych, wzbudzając odzew wdzięczności czytelników.
Ponad dekadę później, gdy wybuchła epidemia wirusa HIV, Sontag napisała esej „AIDS i jego metafory”, który rozwinął jej rozważania o stygmatyzacji, w której wykorzystuje się chorobę.
Pod płaszczykiem historycznym: „Miłośnik wulkanów”
Sontag pisała też powieści, wśród nich osadzoną w XVIII-wiecznym Neapolu historię brytyjskiego arystokraty, który zajmuje się badaniem Wezuwiusza, aż pewnego dnia poznaje pełną temperamentu Emmę Hart. Burzliwa, pełna namiętności opowieść, według planu Sontag miała być bestsellerem i stała się nim. Emmę Hart autorka opisała, inspirując się charakterem swojej partnerki Annie Leibovitz.
Kilkanaście lat młodsza od Sontag fotografka zaistniała dzięki reporterskim zdjęciom z trasy Rolling Stonesów, a niedługo potem stała się znaną na świecie specjalistką od portretów gwiazd. Meryl Streep z namalowaną na twarzy białą maską, Demi Moore naga w zaawansowanej ciąży czy John Lennon i Yoko Ono leżący w łóżku – to tylko kilka ikonicznych zdjęć, które przyniosły Leibovitz rozpoznawalność i pieniądze – dzięki nim mogła opiekować się Susan. Ta z jednej strony była zafascynowana energią i temperamentem Annie, z drugiej krytykowała ją za braki w edukacji i naiwność.
Susan Sontag prywatnie: Dzienniki
Sontag od najmłodszych lat pisała dzienniki. W 2004 roku, kiedy zmarła, jej syn David Rieff znalazł ponad sto zeszytów, o których wcześniej prawie nie rozmawiał z matką. Nie znał ich zawartości, nie dostał instrukcji, jak powinien z nimi postępować. Po lekturze przekonał się, że są bardzo szczere. Opisują między innymi odkrywanie przez Sontag własnej seksualności, rozterki związane z biseksualizmem, ale też z pisaniem, poczucie wyobcowania, ambicję, lęki, konflikty.
Mimo naturalnej potrzeby ochrony prywatności matki Rieff zdecydował się uporządkować zapiski i wydać. Nadał im tytuł „Odrodzona”. „Wiem, że moja matka uwielbiała czytać dzienniki i listy – im bardziej były intymne, tym lepiej. Być może więc Susan Sontag pisarka pochwaliłaby moją decyzję” – napisał w przedmowie pierwszego tomu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.