W finałowym odcinku 2. serii podcastu „Jak ona to robi” rozmawiam z Kariną Królak - wieczną eksperymentatorką, recyklingową projektantką, która przetwarza odpadki cywilizacji na zjawiskową biżuterię i akcesoria. Świadomie wybrała życie na uboczu rozpędzonego świata - między pracownią, ogrodem, a długimi podróżami.
Karina wzięła się z morza, nad nim się wychowała i może dlatego najpełniej odnajduje się w żywiole wody. Z pasją nurkuje w rożnych miejscach świata, a kiedy podróżuje, często wybiera wyspy. Przy okazji obserwuje od wielu lat, jak pod wpływem ludzkich działań niszczeje morska fauna, bo ekologia jej konik. Podwodna natura, tak samo, jak pływające po oceanach odpadki naszej cywilizacji (Plastikowe butelki! Szczątki sieci rybackich!) często inspirują jej biżuteryjną twórczość. Jak mówi: - Tam gdzie ktoś widzi śmieci, ja często znajduję skarby.
To pionierka recyklingowej twórczości nie tylko w Polsce, wciąż wierna przetwarzaniu surowców wtórnych w sztukę użytkową. Szpera po fabrykach w poszukiwaniu przemysłowych odpadków, eksperymentuje z materiałami i technologiami - topiąc, paląc, miażdżąc, klejąc by uzyskać frapujące formy. Od początku brała udział w rozmaitych „twórczo-przetwórczych” festiwalach od Polski po Japonię (gdzie do dziś ma wiernych fanów), w legendarnych warszawskich „Przetworach” i francuskim Braderie des’Art. Pokazywała swoją twórczość w galeriach sztuki i na pokazach mody. Zapraszana na Fashion Week w Panamie, mediolańskie targi designu, ale i małe rzemieślnicze imprezy. Jej kreatywność jest nieokiełznana. Pracowała jako charakteryzatorka filmowa i producentka sesji, wciąż zdarza jej się działać przy reklamowych mock-up’ach (wytwarzaniu fantazyjnych rekwizytów i makiet 3D). Razem ze wspólniczką Patką Smirnoff tworzą zjawiskowe ozdobne instalacje-ogrody ze starych plastikowych butelek i pierzaste lampy ze słomek, prowadzą recyklingowi-artystyczne warsztaty i edukują innych ekologicznie oraz twórczo.
Karina jest niespotykanie pogodną i spokojną osobą, żyje w swoim rytmie, lokalnie. Spędza godziny ślęcząc nad projektami w pracowni na warszawskiej Pradze, starej dzielnicy wciąż zawieszonej pomiędzy rozpadem, a gentryfikacją. - Kocham to miejsce, tutaj ciągle można poczuć prawdę życia - stwierdza. - Nawet jeśli ona nie jest bardzo glamour, to sprawia, że jesteśmy tu bliżej siebie.
Dla równowagi grzebie w ziemi, hoduje kwiaty w przydomowym ogródku, a co jakiś czas wyjeżdża w długą podróż, która bywa, że zamienia się w wielomiesięczne pomieszkiwanie w różnych zakątkach świata. Funkcjonuje w otoczeniu małego sprawdzonego grona przyjaciół i rodziny, ma wierne klientki i klientów, którzy od ponad 20 lat zamawiają u niej unikalne biżuteryjne dzieła.
Świat zmierza być może w złym kierunku, ale Karina „robi swoje”. Po malutku, konsekwentnie, otaczając się ludziom podobnym sobie, realizując małe cele, starając się „czynić dobro” na swoją skalę. Może dlatego zaskakuje mnie stwierdzeniem: - Nie boję się przyszłości.
I tego na pewno możemy jej pozazdrościć!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.