Znaleziono 0 artykułów
24.07.2024
Artykuł partnerski

Range Rover zabiera nas w podróż do Winnicy Jakubów

24.07.2024
Fot. Materiały prasowe

Najlepsze wino dają krzewy, którymi opiekują się ludzkie dłonie. Liczą się uwaga i czas poświęcone roślinom, wybór najlepszych pędów, usuwanie liści. Ręcznego zbioru owoców nie zastąpią żadne maszyny. O swojej pracy opowiada nam Michał Pajdosz, winiarz, właściciel Winnicy Jakubów.

O tym, jaki surowiec trafi do winiarni, decyduje winiarz. To on dokonuje doboru odmian i decyduje o terminie zbioru. Następnie przetwarza, obrabia, formuje, a w międzyczasie odpowiada samemu sobie na wiele pytań. – Tłoczyć całe grona czy wcześniej mielić i oddzielać od szypuł? Macerować w miazdze? Grzać czy chłodzić? Jak długo leżakować na osadzie drożdżowym? W dębowej beczce czy stalowej kadzi? – wylicza Michał Pajdosz, winiarz, właściciel Winnicy Jakubów.

Nie bez znaczenia jest też samo siedlisko, na którego jakość wpływają klimat, ukształtowanie terenu, rodzaj i jakość gleby. – Bez powtórzenia wiadomości z geografii się nie obędzie – żartuje ekspert.

Fot. Materiały prasowe

Uprawa winorośli i proces produkcji wina to nie tylko ciągła lekcja, lecz także coroczny sprawdzian z niemal wszystkich szkolnych przedmiotów. – Biologia i wychowanie fizyczne już od przedwiośnia odbywają się w formie zajęć terenowych – w winnicy. Późnym latem, w oczekiwaniu na zbiory, mają miejsce pomiary refraktometrem zawartości cukru w gronach i miareczkowanie ich kwasowości – czyli chemia. Od winobrania do zimowych ferii w piwnicy trwa okres twórczy – zajęcia ze sztuki – tłumaczy Michał Pajdosz.

W Winnicy Jakubów liczy się pasja przekazywana z pokolenia na pokolenie

– Winorośl w Jakubowie zaczął sadzić mój ojciec, ponad 20 lat temu. Była to jedna z pierwszych winnic w rejonie, a nawet pierwszych we współczesnej historii polskiego winiarstwa – opowiada Pajdosz. Winiarstwo na dolnośląskich ziemiach ma bowiem kilkusetletnią tradycję. Głogowscy mieszczanie mogli odkupywać i dzierżawić winnice należące uprzednio do klasztoru cystersów w Lubiążu już w XIV w.

Fot. Materiały prasowe

Jakubów to nieco ukryta między lasami mała wioska z bogatą tradycją. Bijące źródła na szczycie wzgórza z widokiem sięgającym zarówno daleko za pradolinę Odry, jak i na południe, na Sudety Zachodnie, były celem pielgrzymek z całej Europy już w XII w. Tych kilkaset lat nie wypada jednak najbardziej imponująco przy znalezionym tu serpentynitowym neolitycznym toporku, który może liczyć nawet 7 tys. lat. Ta historia trwa od pogańskiego miejsca kultu, przez bogate średniowiecze, przez okres, kiedy w Jakubowie i najbliższych lasach funkcjonowały cztery gospody, pałac z owczarniami, ogrodami i winnicami, dwie szkoły i sklep kolonialny, aż do teraz, gdy znów można się tu napić lokalnego wina i cydru, zjeść tutejszy ser i po długim spacerze zostać na noc.

– Dojeżdżając na młodą plantację, mieszkając jeszcze wtedy w bloku w miasteczku niedaleko, kompletnie nie wiedzieliśmy w jak ciekawe, tajemnicze, piękne i stare miejsce nas przywiódł ten południowy stok. Zamieniliśmy wielką płytę na przedwojenny klinkier, zostaliśmy i już raczej nigdzie się stąd nie ruszamy – opowiada Michał Pajdosz.

Fot. Materiały prasowe

Wzgórza Dalkowskie nie mają się czego wstydzić

Wzgórza Dalkowskie nad Odrą leżą na pograniczu Dolnego Śląska i Ziemi Lubuskiej – tu i w okolicy nie ma rdzennych mieszkańców. Pradziadkowie i dziadkowie ludzi współcześnie tu żyjących dotarli w to miejsce po wojnie bądź po odkryciu złóż miedzi. Każdy z nich zapuszczał korzenie w swoim tempie, a dla niektórych proces ten trwa aż do dziś. – Nie znając ani tożsamości, ani zwyczajów tych, którzy budowali i zamieszkiwali nasze domy, sadzili sady, strzygli żywopłoty, na każdym kroku odkrywamy ślady pozwalające podejrzewać, że ziemie te najpiękniejsze i najświetniejsze lata mają już za sobą. Chciałbym wierzyć, że nie jest to kwestia materiału ludzkiego, lecz czasu, który mieli na uporządkowanie życia. W moich wyobrażeniach zdążyli się dowiedzieć, czym chcą się zajmować, jak robić to dobrze, co i gdzie lubią jeść i pić, jak chcą spędzać wolny czas. Znajdując na starych mapach lokalizacje winnic na tych ziemiach, możemy śmiało dojść do wniosku, że zdążyli także, zapewne metodą prób i błędów, wyselekcjonować do uprawy winorośli najlepsze z dostępnych tu siedlisk – mówi właściciel Winnicy Jakubów.

Najważniejszym ośrodkiem winiarskim dawnego Śląska była co prawda Zielona Góra, jednak Wzgórza Dalkowskie też nie mają się czego wstydzić w tej dziedzinie. Na XVIII- i XIX-wiecznych mapach tylko od okolic Rudnej, gdzie Odra rozcina Wał Trzebnicki, po Żagań, udało się zlokalizować ponad 100 winnic – wszystkie na południowych stokach, w dobrze wyeksponowanych miejscach.

Bardziej niż przyszłość Michała Pajdosza nieustannie interesuje to, co było. – Odwiedziłem dziś najbliższego winiarskiego sąsiada. Dawniej był tam młyn. Ładna parcela z widokiem na Karkonosze. Przewiewna, otwarta. Da dobrego rieslinga – opowiada. Zastanawia się jednak, czym obsadzone były winnice w Mieszkowie, które widzimy na dawnych mapach. – Biorąc pod uwagę, że tutejsze ziemie były już i piastowskie, i czeskie, należały do Cesarstwa Austriackiego, były też pruskie, a obecnie są polskie – może riesling rósł tutaj, zanim nastaliśmy my, a nawet zanim byli tu nasi poprzednicy? Czy z każdą zmianą ludności tych ziem dochodziło do wymiany winnic oraz resetu budowanego latami doświadczenia i dziedzictwa? A może – inaczej niż my – ktoś potrafił zadbać o to, co zastał, czerpał z tego, rozwijał? – rozważa Pajdosz.

Fot. Materiały prasowe

Na północ od Jakubowa, za gęstym, pełnym jarów i wąwozów lasem, między Łysą Górą a Garbem Kocich Gór, leży Dalków – wieś, od której nazwę dostało całe okoliczne pasmo wzgórz, od dawna nazywane też przez niektórych Małymi Bieszczadami. Z lasu wychodzi się wprost na dawną winną górę. Ze względu na praktycznie pionowe stromizny i kolczaste akacjowe zarośla wdrapanie się na jej szczyt od zachodu i północy jest prawie niemożliwe.

– Tutaj liczył się tylko kierunek południowy i tak została ta góra ukształtowana. Idealnie zorientowany, długi stok z dwiema drogami dojazdowymi od strony pałacu: na dół i na szczyt winnicy. Ciekawe, jak bardzo została zmieniona i dostosowana do bycia winnicą. Ciekawe jest też to, że dominującej tu obecnie robinii akacjowej w ogóle nie było jeszcze w Europie, gdy na tych ziemiach uprawa winorośli trwała już w najlepsze – opowiada winiarz.

Ze wzgórza winnego, przez park, koło czerwonego starego buka, do pałacu i na jego folwark jest może pół kilometra. Buk, który został drzewem roku 2024, nie może zdradzić, co za młodu widywał na przejeżdżających tędy wozach z owocami. – Riesling, Traminer, Chasselas, czy może Saint Laurent i Pinot Noir zwany tutaj Bohemisherem? – zastanawia się właściciel Winnicy Jakubów. Droga wiedzie przez Gostyń, Witanowice, Glinicę i Dankowice. – We wszystkich tych wsiach działały, co jest potwierdzone kartograficznie, winnice – tak samo jak u nas, w Jakubowie. Czy ich właściciele znali swoje wina nawzajem? Czy był to dla nich istotny element gospodarstwa, czy raczej ozdobna, pracochłonna ozdoba? Robili wino co roku czy może w gorszych latach sprzedawali owoce do jednej z licznych w Głogowie wytwórni destylatów? Czy tamta okowita gronowa była też taka ziołowa i głęboka w smaku jak nasza teraz? A może gorsze roczniki lub partie przeznaczano na octy, skoro często w statystykach sprzedaży obok wina śląskiego znajdujemy też ilość wyprodukowanego tu octu winnego? – mówi winiarz.

Fot. Materiały prasowe

O jakości wina decydują ludzie, nie maszyny

Ówczesny przemysł winiarski znacząco różnił się od współczesnego. Dziś, mając do dyspozycji przeogromną gamę maszyn i sprzętów, można sadzić, zbierać i wytwarzać niewyobrażalną ilość wina. Od pneumatycznych sekatorów przez hydrauliczne pielniki i automatyczne kombajny do zbioru po latające, autonomiczne opryskiwacze – wszystko to powstało, by produkować więcej i szybciej. Ale czy lepiej?

– Niezmiennie najlepsze wino da krzew, którym zaopiekują się ludzkie dłonie. Liczy się uwaga poświęcona roślinom, czasu poświęconego wyborowi najlepszych pędów, usuwaniu liści, zbiorze owoców nie zastąpią żadne maszyny – uważa Michał Pajdosz. Być może dlatego dużo spotykanych na Śląsku winnic było niewielkich, ćwierćhektarowych. Takich, aby jedna rodzina mogła się nimi dobrze zaopiekować, zadbać o jakość, a co za tym idzie – również cenę w okolicznym skupie.

– Trudno nie zgodzić się z Michałem, który idzie nurtem tradycji winiarstwa, szczęśliwie od kilku lat wracającego do łask na całym świecie. Jego podejście – przywiązanie do tradycji, ziemi i lokalności oraz historii miejsca, a przy tym perfekcjonizm w tworzeniu win jest dla nas, jako dystrybutora, zapewnieniem jakości win wychodzących spod rąk Michała – dodaje Natalia Krobska, Marketing Manager Vininova, dystrybutora win m.in. z Winnicy Jakubów.

Fot. Materiały prasowe

Range Rover to synonim luksusu dla najbardziej wymagających 

Maszyny nie są też w stanie zastąpić myśli technologicznej. Dowodzą tego samochody marki Range Rover, które łączą w sobie najnowocześniejsze technologie z precyzyjnym rzemiosłem i dbałością o detale. Każdy model Range Rovera powstaje dzięki zaawansowanej inżynierii, ale jednocześnie jest dowodem na podtrzymywanie tradycji ręcznej produkcji. Te samochody zapewniają nie tylko niezawodność, lecz również unikalny charakter i luksus. Każdy samochód Range Rover można uznać za dzieło sztuki spełniające oczekiwania nawet najbardziej wymagających kierowców.

Urszula Zwiefka
  1. Styl życia
  2. Range Rover zabiera nas w podróż do Winnicy Jakubów
Proszę czekać..
Zamknij