Drugi pokaz couture amerykańskiego projektanta Thoma Browne’a był okazją do opowiedzenia własnej baśni o królowej śniegu, hołdem dla rękodzieła w dobie AI i nawiązaniem do zbliżających się igrzysk olimpijskich. A wszystko to między misternie ułożonymi warstwami muślinu we wszystkich odcieniach bieli.
Thom Browne nie boi się ekscentryzmu w regularnych kolekcjach, a co dopiero kiedy mowa o haute couture. Choć wczoraj dopiero po raz drugi pokazał kolekcję couture, tym razem na jesień 2024, to zdecydowanie już jest mistrzem w tej dziedzinie. Nikt inny nie potrafi tak zgrabnie i spektakularnie zarazem połączyć wielu z pozoru wykluczających się kontekstów.
Pokaz couture Thoma Browne’a na jesień 2024 to pochwała rękodzieła w dobie AI
Pokaz rozpoczął się od przeciągania liny i nawiązań do zbliżających się letnich igrzysk olimpijskich (nie zabrakło olimpijskiego podium). Oczywiście Browne temat podjął po swojemu, dodając mu odpowiedniej dramaturgii, romantyzmu, rozmachu. W zasadzie na wybiegu opowiedział swoją fantastyczną baśń o wiktoriańskiej królowej śniegu, która postanawia urządzić zawody. Być może wcale nie sportowe, raczej w noszeniu niesamowitych kreacji, których wspólnym motywem jest misterna praca ręczna. Browne w kolekcji couture na jesień 2024 składa hołd rzemiosłu, wielogodzinnej pracy nad detalami. Bazę dla niego stanowi szlachetny muślin, który okazuje się doskonałym materiałem dla wysokiego krawiectwa. Dodajmy – muślin we wszystkich odcieniach bieli. Od tej najczystszej, przez złamaną, lekko zbrudzoną, po krem czy beż. (Co ciekawe, goście wydarzenia dostali zaproszenia w formie fartuchów z muślinu ze swoimi nazwiskami na plecach i byli zachęcani, by właśnie w nich zasiąść na widowni, by podziwiać kolekcję).
Rozmach Browne’a dał o sobie znać nie tylko w grze motywami i odcieniami bieli, lecz także kolejnymi warstwami tkanin (obok muślinu swoją obecność zaznaczył też tweed), często łączonych na zasadzie kontrastu (surowo wykończone, zuchwale i ostro cięte tkaniny obok miękkich kaskad delikatnych plisowanych materii), łączenia różnych elementów garderoby, zabawy asymetrią i skalą. Na wybiegu można było zobaczyć zarówno przeskalowany, ogromny płaszcz-marynarkę-kołdrę (w którym można wybrać się na bal, a jeśli ten okaże się nie dość ciekawy, to uciąć w nim sobie drzemkę i przenieść się na chwilę do bardziej fascynującego miejsca, ściskając pod pachą zapowiadającą się na wiral torebkę-jamnika), jak i bieliźniane motywy, choćby gorsety eksponujące talię, czy awangardowo poszerzone biodra falujące podczas ruchu.
Uwagę zwracały także hafty, które pojawiały się na ubraniach i akcesoriach. Zwłaszcza czerwona odsłonięta tkanka mięśniowa, która, o dziwo, doskonale wpisała się w monochromatyczną, jasną paletę barw. Pięknie prezentowały się równieź złote, srebrne i brązowe ornamenty.
Tym, co zapewniło spójność najnowszej kolekcji Browne’a oprócz wszystkich odcieni bieli, były buty, które z miejsca pokochałaby Lady Gaga. Z wysoką cholewką, wiązane tasiemkami, podeszwą nabijaną niewielkimi kolcami. Choć utrzymane w stylu coquette, w odcieniu kolekcji, to dodające pazura, subtelnie podkreślające awangardowość i świeżość wizji Thoma Browne’a.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.