Zamiłowanie do minimalizmu to ostatnia rzecz o jaką można posądzać dyrektora kreatywnego Valentino Pierpaola Picciolego. W jego atelier cekiny przesypują się bowiem stosami. Zamiast szampana sączy się tu wodospad barw. Są lśniące satyny i królewskie tafty. Ale to prostotę Piccioli mianował tematem przewodnim jesienno-zimowego pokazu.
Na zaproszenie Pierpaola Picciolego, goście tygodnia mody w Paryżu, udali się na północ do oddalonego o 50 km Château de Chantilly. I choć otoczony fosą zamek wydawał się być jedną z najbardziej imponujących lokalizacji pokazów Valentino haute couture (warto doprecyzować, że na przestrzeni 132 prezentacji włoski dom mody odwiedził m.in. Schody Hiszpańskie czy Gallerię Colonna w Rzymie), dyrektor kreatywny marki przyznaje, że to prawdopodobnie najmniej wystawna kolekcja, jaka wyszła spod jego ręki. Majestatyczny pałac z XVI wieku – symbol hierarchii i zasad – stał się bowiem dla Picciolego miejscem wstępu do opowieści o wolności.
Pokaz kolekcji Valentino haute couture na jesień-zimę 2023
Zamiast jednej z sal, na miejsce pokazu Pierpaolo wybrał ogród: pozbawiony murów, uszeregowany, ale pełen życia, otwarty. Do tego dołączyło pragnienie spontaniczności – zaprojektowania ubrań tak lekkich, że stwarzałyby pozór pozostawania w ciągłym ruchu. Na tyle kunsztownych, że imitowałyby coś czym właściwie nie są. I skonstruowanych od spodu tak, że z wierzchu wyglądałyby na wręcz minimalistyczne. – Zależało mi na ukryciu wysiłku, jakiego wymaga osiągnięcie prostoty – mówił za kulisami projektant. W tym celu posłużyła mu sztuka iluzji: zabawa tkaninami, drapowania, opływające ciało konstrukcje. Hafty zostały zredukowane niemal do zera, fluorescencyjne dotąd barwy rozjaśnione do metalicznego złota, ceglastej czerwieni i butelkowej zieleni.
Program otworzyła najbardziej demokratyczna część garderoby – jeansy, ale zaserwowane w czystszym wydaniu haute couture. Szyte na kształt Levisów spodnie przystrojono bowiem setkami tysięcy połyskliwych dżetów wybarwionych na 80 tonów niebieskiego, które razem formowały nieregularną strukturę denimu. Królewską pelerynę imitującą etolę z gronostajów, wykonano w rzeczywistości ze sztucznego futra przewleczonego przystrzyżonym pierzem. Ludwikowskie pantofle zamieniono na zdobione kokardami baleriny, a zamiast kapeluszy postawiono na pióropusze. – Chciałem uchwycić lekkość chwili. Chciałem zamrozić ruch w formie gestów – powtarzał Piccioli. – Wiem, jestem nieco szalony – kwitował pół żartem, pół serio.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.