Polecenia redakcyjne: „Miss Juneteenth”, „Snowpiercer”, „Argonauci”
W kolejnym tygodniu upalnych wakacji w lekturach szukamy lekcji tolerancji, a w modzie awangardy.
Film: „Miss Juneteenth”
W czerwcu trwał Miesiąc Dumy, a 19 czerwca czarna społeczność Stanów Zjednoczonych świętowała Juneteenth, czyli rocznicę wyzwolenia niewolników. Trwają starania, by wreszcie uznać ją za święto narodowe w całych Stanach Zjednoczonych.
Bohaterka jednego z najlepszych filmów pierwszego półrocza 2020 roku ma skromniejsze cele. Turquoise (gwiazda seriali Nicole Beharie w pierwszej tak mocnej roli) kilkanaście lat temu została Miss Juneteenth w prowincjonalnym konkursie piękności. Zwycięstwo wspomina jako najszczęśliwszą chwilę w życiu. Teraz chce, by doświadczyła tej radości także jej nastoletnia córka Kai, która ma jednak zupełnie inny temperament. Nie ma zamiaru przebierać się za białą w sukienki z bufkami, klepać na scenie wierszyków ani uczyć się jeść małymi widelczykami. Turquoise spogląda więc na życie przez pryzmat córki, starając się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego czarnym kobietom wciąż nie jest w Ameryce łatwiej.
„Miss Juneteenth” w reżyserii Channing Godfrey Peoples to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą zrozumieć dyskryminację, rasizm i wykluczenie.
Serial: „Snowpiercer”
Należę do nielicznego chyba grona fanów, którzy wolą „Snowpiercera” Joon-ho Bonga od jego oscarowego „Parasite”. Film z 2013 roku o pociągu, w którym objeżdżają świat jego jedyni ocaleni z katastrofy klimatycznej mieszkańcy, był proroczy nie tylko ze względu na swoje ekologiczne przesłanie. Walka klas tocząca się w „Snowpiercerze” między biednymi ostatnimi wagonami a pierwszą klasą, która choć świat się skończył, wciąż pije szampana i je kawior, przecież wciąż się dzieje.
Serial Netfliksa zrealizowany na podstawie filmu z Jennifer Connelly i Daveedem Diggsem jeszcze mocniej podkreśla, że kruche status quo ufundowane jest na manipulacji, kłamstwie i ucisku. Chociaż kibicujemy rewolucjonistom z klasy ludowej pędzącego pociągu, potrafimy też przyznać rację tym, którzy nie chcą odjąć sobie od ust kieliszków z bąbelkami. Zniuansowany mikrokosmos każe nam stawiać niepokojące pytania o świat w skali makro.
Książka: Maggie Nelson „Argonauci”
Pisarka za przekraczającą granice gatunkowe książkę otrzymała w 2015 roku Amerykańską Nagrodę Krytyków Literackich. „Argonauci” zostali także bestsellerem „New York Timesa” oraz jedną ze stu najlepszych książek pierwszych dwóch dekad XXI wieku według „Guardiana”. Teraz dzięki wydawnictwu Czarne trafia do Polski.
Nelson wykorzystała mit o Argo w interpretacji Rolanda Barthes’a, żeby stworzyć historię miłosną na miarę naszych czasów. Gdy bohaterka zakochuje się w osobie niebinarnej, musi zmierzyć się nie tylko z oczekiwaniami społecznymi, ale i z własnymi, głęboko zakodowanymi uprzedzeniami. Nelson podejmuje temat poszukiwania tożsamości w płynnej nowoczesności, współczesnego macierzyństwa i niestereotypowej kobiecości. Nurt pisania o społeczności LGBTQ+ zyskał ważny feministyczny głos. Chociaż Miesiąc Dumy już się skończył, jednym ze sposobów walki z szerzącą się nienawiścią jest dokształcanie się, edukacja, lekcje tolerancji, także poprzez lekturę.
Moda: pomarańczowy garnitur Marcell von Berlin
„Twoje projekty są szalone – koniecznie jedź do Berlina, tam twoja estetyka sprawdzi się najlepiej” – usłyszał Marcell Pustul na początku kariery. Teraz buduje autorską markę między Berlinem a Los Angeles.
Z jego kolekcji na sezon jesień–zima 2020/2021 wybrałam pomarańczowy garnitur o lekko oversize’owym fasonie. Żeby go nosić, trzeba mieć odwagę – w końcu w tak intensywnym odcieniu trudno przejść niezauważonym. Ale klasyczny fason jak z męskiej szafy sprawia, że ten model jest równie awangardowy, co elegancki. Można rozpiętą marynarkę narzucić na biały T-shirt, a na nogi włożyć toporne sneakersy, żeby estetycznie przenieść się do lat 90. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zagrać na żywiołach kobiecym i męskim. Wtedy garnitur sprawdzi się z bieliźnianym topem i sandałami na szpilce.
Uroda: eyeliner Avon Power Stay
Latem nie używam podkładu, lekko tylko rozświetlam skórę. Na wieczorne wyjścia wybieram jeden wyrazisty akcent makijażu – oczy albo usta. Najczęściej decyduję się na wzmocnienie spojrzenia. Wtedy niezbędna jest oczywiście maskara. Nie nakładam jednak cieni, a rysuję cienką, ale mocno podkręconą kocią kreskę. Moje ostatnie odkrycie to kredka Avon, bo utrzymuje się na powiece cały dzień i całą noc. Zimą sięgnę po czerń, teraz wolę odcienie wody i nieba.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.