Festiwal do innego niepodobny. Polski Unsound zagra w Brukseli

Zbyt progresywna, żeby znalazło się dla niej miejsce w filharmoniach. Za mało popowa, by wyprzedać areny. Ale za to idealnie nieokreślona, by porwać publiczność głodną innowacji. Taką muzykę prezentuje polski festiwal Unsound, który tym razem zagra dla belgijskiej publiczności – w ramach cyklu wydarzeń towarzyszących polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.
Od wystawy figuratywnego malarstwa afrykańskiego przez pokazy feministycznego kina z Bliskiego Wschodu po performance podejmujący temat dehumanizacji środowiska pracy – bieżący repertuar Bozar, ważnej brukselskiej instytucji kultury, tylko potwierdza, że to miejsce idealne dla takiego festiwalu jak Unsound, który od lat konsekwentnie i z powodzeniem łączy w swojej ofercie muzykę i sztukę, awangardę i imprezę. I właśnie w jednej z sal imponującego budynku – Bozar uchodzi za arcydzieło belgijskiej architektury, powstał według projektu Victora Horty – odbędzie się większość koncertów z dwudniowego programu.

O ile jednak samo centrum sztuki współczesnej Bozar wydaje się doskonałą przestrzenią dla Unsoundu, o tyle już Bruksela nie kojarzy się szczególnie festiwalowo. – To prawda. O Brukseli myśli się przede wszystkim jako o centrum unijnej dyplomacji. Wyobrażamy sobie, że miasto w weekendy wymiera, bo wszyscy wracają do domów rozproszonych w różnych częściach Europy – potwierdza Gosia Płysa, która wspólnie z Matem Schulzem sprawuje dyrekcję artystyczną nad Unsoundem. – Tymczasem okazuje się, że Bruksela to także potężny underground muzyczny, kluby i zróżnicowane etnicznie środowisko artystyczne, a ta różnorodność buduje bardzo ciekawy ekosystem muzyczny. Wiele osób z Berlina, który dziś jest drogi, nieprzyjazny i przesycony, przenosi się właśnie do Brukseli. Unsound ma zresztą w Belgii sporą i wierną publiczność, która przyjeżdża na festiwal do Krakowa.
Duety, eksperymenty, muzyka przyszłości
Publiczność, nie tylko ta belgijska, przyjeżdża do Krakowa regularnie i trwa wiernie przy ulubionym festiwalu, bo Unsound – organizowany od 22 lat – to dziś marka znana przede wszystkim z odważnych i czujnych poszukiwań kulturotwórczych zjawisk w muzyce. – Muzyka z Unsoundu mieści się gdzieś pomiędzy filharmonią a klubem. Między klasyką a popem. Redefiniuje rozrywkową kompozycję, dyktuje kierunki rozwoju muzyki, pokazuje, jak może brzmieć w przyszłości. Poruszamy się w niezdefiniowanej przestrzeni, bo jest ona dla nas najciekawsza – opowiada Gosia Płysa. – I od zawsze w DNA Unsoundu była wpisana działalność kuratorska, nie jesteśmy po prostu organizatorami festiwali i koncertów. Jako kuratorzy łączymy artystów i artystki w kreatywnych współpracach, sugerujemy wspólne projekty muzyków i muzyczek z Polski z tymi z zagranicy. Dobieramy składy tak, by wzmocnić twórców i twórczynie w poszukiwaniach nowych ścieżek, nowych rozwiązań estetycznych czy kompozycyjnych. Gdy uda się dobrze dobrać ludzi, dzieją się wspaniałe rzeczy.

Współpraca będzie tematem przewodnim programu brukselskiej edycji Unsoundu, a kluczowi przedstawiciele polskiej muzyki eksperymentalnej podzielą scenę z artystami i artystkami z różnych części Europy. Piotr Kurek, który w niepokojących, elektroakustycznych medytacjach łączy muzykę dawną z jazzem, zagra koncert w asyście polskich i belgijskich instrumentalistów, jak np. mieszkający w Brukseli kontrabasista Federico Stocchi. Występ uzupełnią animacje stworzone z obrazów Tomasza Kowalskiego, polskiego malarza, który mieszka i tworzy w Belgii. – Piotr Kurek to diament na polskiej scenie. Zasługuje na wszystkie wyróżnienia. Nie gra muzyki popowej, ale też nie uprawia muzyki poważnej. Jest artystą osobnym, a nam do takich najbliżej – mówi Gosia Płysa.
Poza Kurkiem w Brukseli będzie można posłuchać też Ego Death, czyli wyników współpracy polskiej wiolonczelistki i kompozytorki Resiny z Aho Ssanem, francuskim producentem awangardowej elektroniki. – Połączyliśmy ich we wspólnym projekcie pięć lat temu, jeszcze w czasie pandemii, gdy zorganizowaliśmy eksperymentalny koncert online, na Zoomie, a nad kooperacją czuwał wspólnie z nami chilijski producent Nicolás Jaar – dopowiada dyrektorka Unsoundu.
W ramach belgijskiej edycji festiwalu Unsound wystąpi też ceniony na całym świecie polski gitarzysta Raphael Rogiński. Z gościnnym wsparciem litewskiej wokalistki i instrumentalistki Indrė Jurgelevičiūtė wykona materiał z wydanej w ubiegłym roku – zresztą przez Unsound – płyty „Žaltys”, celebrującej figury i symbole z mitologii Europy Środkowo-Wschodniej i wciągającej bezpretensjonalnym, autentycznym mistycyzmem. – Od razu wiedzieliśmy, że chcemy wydać tę płytę. Raphael Rogiński jest jednym z najlepszych gitarzystów na świecie. Ma nie tylko niezwykłą technikę, lecz także niesamowitą wyobraźnię – mówi Gosia Płysa. – To akurat jego pomysł, by zrobić coś wspólnie z Indrė, muzyczką, która pochodzi z Litwy, ale mieszka na stałe w Belgii.
Muzyka, której nie ma nigdzie indziej
Światowy charakter Unsoundu wybrzmiewa nie tylko ze śmiałych wizji kuratorskiego zespołu, który łączy muzyków i muzyczki w międzynarodowych i międzygatunkowych współpracach. To w końcu festiwal, który regularnie przyciąga na swoją krakowską edycję publiczność z całego świata. Jak zaznacza w naszej rozmowie Gosia Płysa, rok temu aż 70 proc. wszystkich osób uczestniczących w Unsoundzie stanowili i stanowiły słuchacze i słuchaczki z zagranicy. – Mimo rozpoznawalności marki, musimy pamiętać, że festiwal w Krakowie nie jest gigantycznym wydarzeniem. Operujemy nadal w sporej, ale jednak niszy, organizując imprezę dla fanów, znawców i branży muzycznej. Ludzie z całego świata przyjeżdżają do Krakowa, bo nam ufają. Wiedzą, że usłyszą coś, czego wcześniej nie znali. Odkryją muzykę, która ich zaskoczy. Dbamy o to, aby nasz program prezentował to, co najciekawsze na krajowej scenie eksperymentalnej, ale poświęcamy też dużo miejsca muzyce z naszego regionu, czyli Europy Środkowo-Wschodniej, która jest często pomijana, i innych miejsc na świecie, również przegapianych. Publiczność Unsoundu wie, że usłyszy u nas muzykę z Polski, Wielkiej Brytanii, Litwy czy Ugandy. I to jest ten magnes, który przyciąga ludzi. To sprawia, że bilety wyprzedają się w minutę – mówi Gosia Płysa, choć nie ukrywa też, że tak niekomercyjne, wymagające odpowiedniej przestrzeni wydarzenie niesie coraz więcej wyzwań.

Unsound to muzyka zbyt zuchwała w swoim nowatorskim tonie, by pasować do hołdujących klasykom filharmonii, ale i za mało atencyjna, by obronić się na popowym festiwalu. – Jest coraz mniej przestrzeni, które pasują do takiego festiwalu jak nasz. Czasem łatwiej nam zrobić festiwal w Nowym Jorku niż w poddawanym gentryfikacji, przejmowanym przez deweloperów Krakowie – mówi kuratorka Unsoundu. Tym, co zawsze budowało oryginalną tożsamość imprezy, była jej mobilność. Lutowa edycja w Brukseli nie jest pierwszą zagraniczną odsłoną Unsoundu, bo festiwal pojawia się regularnie ze swoim programem w różnych miejscach na świecie – wspomnianym Nowym Jorku, Toronto czy Adelaide w Australii. – Popandemiczny wzrost kosztów prowadzi do kryzysu na rynku festiwali. Coraz więcej imprez przestaje istnieć – dodaje Gosia Płysa. – Nam na pewno bardzo pomaga to, że Unsound ma wiele domów: w Polsce, USA, Australii, teraz w Belgii, a niedługo również w Japonii, bo we wrześniu organizujemy wydarzenie w Osace (na zaproszenie Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, w ramach programu promocji polskiej kultury na Expo 2025), gdzie połączymy polską muzykę współczesną z tym, co najciekawsze w japońskich eksperymentalnych brzmieniach. To spełnienie naszych kuratorskich marzeń.
Unsound w Brukseli odbędzie się 14 i 15 lutego. Partnerem wydarzenia jest Instytut Adama Mickiewicza. Pełen program jest dostępny na stronach festiwalu Unsound i centrum sztuki współczesnej Bozar.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.