Minimalistycznie, ale z szezlongiem
Ona, autorka kostiumów do nominowanego właśnie do Oscara filmu „Quo Vadis, Aida” Jasmily Žbanić, on – fotograf artystyczny, który na co dzień pracuje jako operator. Oboje kochają podróże, przywożą z nich zdjęcia, smaki, naczynia, dywany. Razem z fotografami studia W_srodku zaglądamy do mieszkania Gosi Karpiuk i Łukasza Rzepki. Urządzili się tak, by w każdej chwili móc dużo zmienić.
Na warszawskim Powiślu mieszkają od dawna, a dwa lata temu kupili tu swoje pierwsze wspólne mieszkanie. – Powiśle to mały Berlin – mówi Łukasz. – Wszystko miesza się tu ze wszystkim, ktoś pije tanie wino na murku, obok jest znana restauracja, mieszkają tu zarówno starzy, jak i młodzi, zwyczajni ludzi i artyści. Jest mnóstwo zieleni.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat na Powiślu powstało wiele nowych budynków, restauracji, od roku działa Elektrownia Powiśle, czyli luksusowe apartamenty, dom handlowy, biurowce i restauracje w jednym. Nowa architektura inteligentnie wtopiła się w starą, a dzielnica z zaniedbanej i ubogiej w przestrzeń do życia towarzyskiego zmieniła się w miejsce tętniące dobrą energią. W zeszłym roku brytyjski dziennik „The Guardian” umieścił Powiśle na szóstym miejscu najciekawszych dzielnic Europy. „Niepozorna, ale z ogromnym potencjałem” – napisali.
Mieszkanie urządzone minimalistycznie, ale nie z katalogu
Podobne artykułyMieszkanie ze sztukąBasia CzyżewskaMieszkanie nie jest duże, raptem 52 mkw., ale podróżując po świecie, Gosia i Łukasz przekonali się, że do szczęścia nie trzeba im więcej. – W Tokio mieszkaliśmy na 20 m z mikrołazienką kabinową i wspominamy ten czas z wielkim sentymentem. Pokochaliśmy minimalizm. Poza tym mała przestrzeń sprawiła, że w naszym mieszkaniu nie ma przypadkowych rzeczy, wszystko ma znaczenie i historię – mówi Gosia.
Z wyjątkiem kuchni mieszkanie urządzone jest w stylu vintage. W salonie stoi fotel zaprojektowany przez Reinholda Adolfa, niezwykle rzadki, bo produkowany zaledwie przez dziewięć lat, od 1960 do 1969 roku. W jadalni obok znalezionego na śmietniku i odrestaurowanego stolika z lat 60. stoi szezlong.
– Wiele lat temu widziałam podobny u przyjaciela i zamarzyłam o takim w naszym domu. W końcu udało nam się znaleźć go na aukcji internetowej. Wbrew pozorom to jeden z najbardziej użytecznych mebli w naszym domu.
Przedmioty przywożone z podróży
– Chociaż przestrzeń jest niewielka, często robimy przemeblowania – mówi Łukasz. – Stół nagle ląduje w kuchni, a szezlong w salonie. Kiedy nudzi nam się widok z okna, przestawiamy krzesła przodem do wnętrza. Lubimy bawić się tą przestrzenią.
Na podłodze w kuchni leżą dwa dywany, które Gosia przywiozła z podróży po Bałkanach. Kilka lat temu jej dziadek postanowił rozdzielić swoją emeryturę między dzieci i wnuki, a ona postanowiła, że za swoją część kupi coś szczególnego, co zawsze będzie jej o nim przypominać. W Sarajewie znalazła dywan, który dziś leży pod szezlongiem. Drugi przywiozła z Mostaru, gdzie pracowała przy filmie „Quo Vadis, Aida”.
Z podróży przywożą też wspomnienia kulinarne, smaki, przepisy i naczynia. Gosia gotuje w marokańskim glinianym tagine, Łukasz parzy kawę na sposób japoński, a właściwie japońsko-turecki, bo wykorzystuje do tego tygiel przywieziony ze Stambułu. Po powrocie z wypraw urządzają tematyczne kolacje dla przyjaciół, a ulubione potrawy zostają już z nimi na zawsze.
Gosia Karpiuk: Chciała być dziennikarką, została kostiumografką
Gosia wierzy w sudźbę. Tak w jej rodzinnych stronach nazywa się przeznaczenie. Jest w tym pojęciu prasłowiański mistycyzm, coś z religii i astrologii. Urodziła się na Podlasiu, gdzie bogactwo kultur i wierzeń wpisane są w krajobraz. To tutaj spotkać można jeszcze szeptuchy i skrawki nietkniętej przez człowieka przyrody. Życie w bliskości natury ukształtowało jej wrażliwość.
W Warszawie skończyła białorutenistykę na Wydziale Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego. Chciała zostać dziennikarką, ale przeznaczenie chciało inaczej. – Jakieś dziesięć lat temu dostałam propozycję, żeby asystować kostiumografowi, zgodziłam się i tego dnia otworzył się przede mną całkiem nowy świat – mówi. – Pokochałam ten zawód, pracowałam przy coraz ciekawszych produkcjach i z czasem zaczęłam pracować jako pierwszy kostiumograf.
Zrobiła kostiumy do filmów „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha i „Wilkołak” Adriana Panka czy serialu „Ślepnąc od świateł” w reżyserii Krzysztofa Skoniecznego na podstawie powieści Jakuba Żulczyka. Kończy właśnie pracę nad kolejnym serialem HBO – „Warszawianką” w reżyserii Jacka Borcucha, i jest autorką kostiumów do nominowanego do Oscara i nagród BAFTA filmu „Quo Vadis, Aida” Jasmily Žbanić.
– Kiedy pojechałam do Bośni, nie miałam świadomości, na co się piszę – mówi. – W Polsce robi się ponad 40 filmów kinowych rocznie, w Bośni dwa. Na miejscu okazało się, że w zasadzie nie ma tam zaplecza filmowego, a mieliśmy do ubrania 5 tysięcy statystów. W poszukiwaniu kostiumów odwiedziłam dziesiątki targów, bazarów, dyskontów i magazyny prywatnych osób. Wspaniała przygoda.
Łukasz Rzepka: Operator z pasją fotograficzną
Podobne artykułyNajmodniejsze wnętrza 2021 roku Elise Taylor Łukasz pochodzi z Sandomierza, skończył łódzką filmówkę, pracuje w stacji TVN jako operator „Faktów” i jest fotografem. Robi czarno-białe, często nieostre artystyczne zdjęcia. – Fotografia to moja pasja, nie praca. I to jest piękne, bo daje mi wolność.
Jedno z jego zdjęć wisi w salonie ich wspólnego mieszkania: sześć osób spacerujących ulicą w paryskiej dzielnicy Marais. Akurat to zdjęcie wybrał Łukasz, ale do ścian podchodzą demokratycznie – każde z nich ma swoją przestrzeń do zapełnienia. I jest jej coraz mniej. Wybierają plakaty do ulubionych filmów, jak ten z „Wieczności i jednego dnia” Theodorosa Angelopoulosa, obrazy zaprzyjaźnionej malarki Uli Niemirskiej czy lightbox Joanny Zastróżnej. Najcenniejszym dziełem jest zdjęcie Antoine’a D’Agaty, francuskiego fotografa pracującego na co dzień dla agencji Magnum. – Fotografuje narkomanów, prostytutki, ludzi z marginesu. Podziwiam go, bo doskonale odrealnia rzeczywistość – mówi Łukasz. – Jego zdjęcie zdobyliśmy w pandemii. Pojawiło się na aukcji dzieł sztuki, z której dochód przeznaczony był na pomoc służbie zdrowia.
Wnętrze zgodne z oryginałem
Kiedy kupili to mieszkanie, w sypialni była kuchnia. Ściągnęli z podłogi linoleum i ukazały się wspaniałe stare deski. Postanowili je zachować, chociaż reszta mieszkania pokryta jest klasyczną klepką. W łazience zostawili oryginalne kafelki z lat 50., Łukasz odświeżył wannę, pokrywając ją nową emalią, Gosia kupiła lustro, które ją optycznie powiększa. Lampę znaleźli na targu staroci w Berlinie.
– Mogliśmy oczywiście przeprowadzić gruntowny remont, ale świadomie się od tego powstrzymaliśmy, bo nie chcemy mieszkać we wnętrzu jak z katalogu – mówią. – Dzięki temu nasze mieszkanie ciągle się zmienia. Chcemy się długo cieszyć drobnymi metamorfozami, które w nim wprowadzamy.