Znaleziono 0 artykułów
06.05.2024

Poruszająca „Ostatnia wyprawa” pozwala spojrzeć na góry oczami Wandy Rutkiewicz

06.05.2024
(Fot. Materiały prasowe MDAG)

Nigdy dotąd nie byliśmy tak blisko niej. Jest cień szansy, że Wanda Rutkiewicz, najważniejsza himalaistka swoich czasów, która zaginęła ponad 30 lat temu, od dekad żyje w tybetańskim klasztorze. O tym, kim była – lub jest – i czego szukała w górach, mówi utkana z materiałów archiwalnych „Ostatnia wyprawa”. Wyjątkowy film Elizy Kubarskiej otwiera festiwal kina dokumentalnego Millennium Docs Against Gravity 2024.

Dla tych, co wierzą, i dla tych, co nie wierzą – góry są po to, by się na nie wspinać lub tylko je podziwiać. Czemu wyniosłość skorupy ziemskiej ponad otaczający teren oznacza od razu wzniosłość? Wyższych uczuć doświadczy się przecież i na nizinie. Tylko prawdopodobnie trzeba bardziej się wysilić, a z każdym metrem wyżej nad poziomem morza staje się to jakby łatwiejsze. Góry po prostu są bliżej nieba, dlatego da się ze szczytów otrzeć o absolut.

Można albo nie, bo według lokalnych wierzeń na czubkach niektórych gór, na przykład Kanczendzongi, bogowie ukryli klejnoty, misy, raj, do których śmiertelnicy nie mają wstępu. Portal duchowy otwiera się tylko w medytacji. Naruszanie świętych miejsc z tego powodu, by je zdobyć, jest zabronione. Mimo to przybysze z całego świata próbują, niektórzy rezygnują, inni zostają strąceni. Naruszenie sacrum tłumaczy wypadki himalaistów?

Poruszający film „Ostatnia wyprawa” oparty jest na historii Wandy Rutkiewicz

(Fot. Materiały prasowe)

Na trzecim najwyższym szczycie świata, Kanczendzondze, Wanda Rutkiewicz zaginęła 13 maja 1992 roku. Ciała do dziś nie odnaleziono, więc jest cień szansy, że przeżyła. Przed wyprawą powiedziała matce, że jeśli nie wróci, znaczy to, że jest w klasztorze. Miała plan nie wracać. Chciała być częścią gór. Zamarzła w śnieżnej jaskini czy przeszła przełęczą na drugą stronę lodowca, gdzie pomogli jej przeżyć pasterze jaków? Ktoś widział podobną kobietę, nie pamięta kiedy. Ukryła się w żeńskim klasztorze? Miałaby teraz 81 lat. Jej matka dożyła ponad setki, więc nie jest to nieprawdopodobne.

Dla tych, co wierzą, i dla tych, co nie wierzą, powstał film „Ostatnia wyprawa”. Utkany z materiałów archiwalnych, które odnalazła reżyserka Eliza Kubarska, sprawia wrażenie, jakby Wanda Rutkiewicz była jego narratorką. Jak gdyby pokazywała nam swój autoportret, zachowując dla siebie tajemnice. Powstało na jej temat wiele filmów dokumentalnych, programów telewizyjnych i radiowych, reportaży. Nigdy dotąd nie byliśmy tak blisko niej. Jej głos, twarz, zarejestrowane przez nią nagrania, odsłuchiwane, przeglądane, montowane, dają odczucie dotyku. Wanda dotyka nas przez ekran. Jest tu.

(Fot. Materiały prasowe)

Zbliżone, ale wręcz mistyczne wrażenie miał wspinacz Carlos Carsolio, z którym przeprowadzała atak szczytowy przerwany burzą śnieżną. To ostatni świadek, który widział himalaistkę. Zauważył linę, po niej znalazł Wandę w jaskini wyrzeźbionej wiatrem. Nie był w stanie przekonać jej do zejścia. „Nie miałem prawa jej zmusić” – mówi w filmie. Opisuje, jak schodząc samotnie do obozu, czuł silną obecność Wandy jako matki, siły opiekuńczej. Płakał wiele godzin, gdy ona według tej narracji przebóstwiła się.

Wychowałam się w kulcie Wandy Rutkiewicz obecnej w rozmowach, publikacjach, a potem i w przestrzeni miejskiej Wrocławia. Fizyki w liceum uczył mnie jej brat Michał Błaszkiewicz, który nieraz poświęcał lekcje na opowieści o świeżo zaginionej siostrze, jej nadzwyczajnych dokonaniach. Czekał na nią, choć wątpił, czy naprawdę wróci. Opowiadał o matce, którą czekanie trzymało przy życiu przez długie lata. Pokazywał zdjęcia, mapy. 

Rutkiewicz była zagadką, inspiracją, fascynowała zarówno mnie, jak i moją przyjaciółkę z klasy Natalię, z którą nieraz roztrząsałyśmy losy himalaistki. Teraz koniecznie razem musiałyśmy obejrzeć ten film.

Reżyserka Eliza Kubarska prowadzi widza przez Himalaje śladami Wandy Rutkiewicz, pierwszej kobiety na K2

(Fot. Materiały prasowe)

Elektroniczka z Politechniki Wrocławskiej, lekkoatletka i siatkarka z kadry olimpijskiej, szybko wyrosła ponad otaczające ją środowisko, łatwo więc było uznać ją za wyniosłą. Wyjątkowy talent, jaki przejawiała w wyprawach (Wanda Rutkiewicz jest pierwszą osobą z polskim obywatelstwem, która stanęła na szczycie K2, a także pierwszą kobietą), budził zazdrość, zarówno tę zdrową, stanowiącą paliwo do rywalizacji, jak i tę zawistną. Film dokumentalny „Ostatnia wyprawa” pokazuje obie. Obojętność zamiast wsparcia. Czy takich partnerów chciałoby się mieć przy sobie, wisząc na jednej linie na ścianie? Wspinacz Aleksander Lwow pyta: „Przeszkadzać nie, ale dlaczego mielibyśmy jej pomagać? Każdy sławny himalaista tamtych czasów miał swoje plany i ambicje”. Obojętność bywa preludium do wrogości. Potwierdza to Wanda w innym wywiadzie, mówiąc o jasnej umowie między ludźmi. „Jeśli umówimy się na bezlitosność, ja też będę bezlitosna” – twierdzi. 

Grupa wspinaczy zakwestionowała zdobycie przez Wandę Annapurny, mimo że tamten sukces potwierdziła specjalnie powołana komisja.

Film otwarcia festiwalu kina dokumentalnego MDAG „Ostatnia wyprawa” to też opowieść o kobiecie w męskim świecie wypraw

(Fot. Materiały prasowe)

Film dokumentalny „Ostatnia wyprawa” przypomina, gdzie byliśmy w feminizmie, kiedy wspinała się Wanda Rutkiewicz. Himalaistka, która właśnie zdobyła Mount Everest, jest pytana na konferencji prasowej, „czy chciało jej się tak po prostu po kobiecemu płakać”. Odpowiada, że jeśli płakała, to ze złości, a nie że po kobiecemu. A gdy sama podczas wspinaczki nagrywa zdanie Christine de Colombel o tym, co koleżanka sądzi o kobiecych wyprawach, słyszy, że dla francuskiej himalaistki płeć nie ma znaczenia. Rzeczywiście chce się płakać ze złości. Wanda świadomie wybiera kobiece towarzystwo. W męskim namiocie panuje inna atmosfera.

Trudno było być feministką w epoce, gdy Wanda się wspinała. Seksizm praktykowali zarówno mężczyźni, jak i kobiety, potrafiące na ceremonii odznaczenia medalem pleść coś o przydatności płci żeńskiej. Pląsające himalaistki w identycznych koszulkach z napisem „Kathmandu” sfilmowano jak nastolatki na prywatce, które z wersalki pilnuje mama. Na ścianie wisi makatka z wierszykiem o diable, który dokąd nie może, to Wandę pośle. Trudno uwierzyć, że takiej inscenizacji wymagał program w polskiej telewizji. Osiągnięcia himalaistki przedstawiano z przymrużeniem oka, jakby to był odcinek serialu „Alternatywy 4”. Filmowano ją, jak zasuwa maluchem przez śniegi po Krakowskim Przedmieściu, rozmawiając z nią w jej mieszkaniu na szczycie bloku, robiono najazd kamery na powiewające na balkonie pary rajstop na tle dymiącej elektrowni Siekierki. Jak mówi w filmie Reinhold Messner, Wanda była legendą poważaną na świecie, ale jej dokonania protekcjonalnie przedstawiano w Polsce.

(Fot. Materiały prasowe)

Reżyserka filmu „Ostatnia wyprawa” Eliza Kubarska podkręca ironię takiego sposobu przedstawiania kobiet. Komentują go ówczesne piosenki: 

„Tak chciałabym Twoją żoną już być
I koszule Ci prać, albo okna Ci myć
Z emancypacją bez przesady
Ile można panną być
Tak chciałabym Twe nazwisko już mieć
I tabliczkę na drzwiach, i kochanków ze trzech
Doczekać tego się nie mogę
Mama mówi, że to grzech” – śpiewa Zdzisława Sośnicka w 1979.

Do sarkazmu dolana jest jeszcze „Kropelka egoizmu” Renaty Lewandowskiej, zarejestrowana w latach 70. w studiu nagraniowym Polskiego Radia, choć zawierający piosenkę album „Dotyk” ukazał się dopiero w 2020 roku. Słuchamy na nim rady, która wtedy dla Wandy mogła brzmieć idealnie: 

„Popatrz miła na siebie bez gniewu
Popatrz miła na siebie bez złości
Spróbuj czasem podziękować niebu
Za te trochę ciała i kości”.

Eliza Kubarska, reżyserka filmu o Wandzie Rutkiewicz, pokazuje wybitną himalaistkę nie tylko jako kobietę legendę, ale przede wszystkim człowieka

Reżyserka filmu „Ostatnia wyprawa” opowiada o Wandzie jako kobiecie, która chciała mieć dzieci, ale nie spotkała mężczyzny, którego chciałaby widzieć w roli ich ojca. Dopiero po dwóch nieudanych małżeństwach pojawił się Kurt Lyncke-Kruger – mężczyzna, z którym planowała rodzinne życie. Menedżerka himalaistki Marion Feik dziwi się, że Wandzie w wieku 47 lat przychodziły do głowy takie rzeczy. Ciągła walka o sukces, o parcie dalej, więcej, mocniej, i to w warunkach schyłkowego PRL-u, była przecież wykańczająca. Mimo to himalaistka wyznaje w filmie, że ma taką cechę, że nie potrafi żyć w czasie teraźniejszym, nie docenia tego, co ma, dopóki nie może tego stracić. Stanąć na szczycie znaczy śmierć. Ona przechodzi z niego na kolejny i tak żyje.

Smutek, będący esencją postaci Rutkiewicz, to nie ciepła melancholia, lecz mrożący szok straty. Jej dostojność, powaga praktykowana w ważeniu każdego słowa, całkowitym opanowywaniu emocji, ma w „Ostatniej wyprawie” moment zawahania. Zapytana, czy się kiedykolwiek boi, himalaistka odpowiada, że boi się niemal bez przerwy. Nieznaczne drżenie głosu, które słychać u niej nieraz, zwłaszcza w jej osobistych dźwiękowych nagraniach, otwiera na inną Wandę, ukrytą na ośmiu tysiącach pod warstwami lodu. 

Eliza Kubarska (Fot. Materiały prasowe MDAG)

Film wyczuwa drżenie jak najczulszy sejsmograf i przenosi je powiększone na powierzchnię ekranu. Mikrouczucia wyłapane między wierszami wypowiedzi Wandy tworzą izohipsy – długie linie na mapie osobowości bohaterki. Jeśli Wanda jest górą, to Kubarska nie próbuje jej zdobyć i odkryć, ale raczej, rysując ją, zrozumieć jej tajemnicę.

Kubarska przegląda się w Rutkiewicz, sama w pierwszych minutach filmu przedstawia się jako alpinistka. Zza kadru wyznaje, że wie, jak to jest, kiedy ktoś kwestionuje twoje osiągnięcie na wyprawie. Przegląda się w Rutkiewicz jako potencjalnej matce, praktykującej feministce, bo inaczej po prostu się nie da. Wierność swoim poglądom, szczerość aż do końca to coś, co buduje pokrewieństwo między reżyserką a jej bohaterką. Przegląda się w niej jako reżyserce, gdy oglądamy Wandę z kamerą filmującą wyprawy i innych uczestników, a także siebie samą. Przecież była reżyserką filmów górskich, świadoma swojej w nich roli. Drobiazg, gdy wspomina, że ubrała się na żółto, żeby dobrze ją było widać na zdjęciach ze szczytu, okazuje się wcale nie drobiazgiem, ale perfekcyjnie zaplanowanym wizerunkiem.

Czuć ton refleksji nad przyszłością, gdy Kubarska rozmawia z ogolonymi na łyso mniszkami w tybetańskich „szatach wyzwolenia”. Starszym kobietom błyszczą oczy, gdy mówią, że możesz mieć wszystko i nie czuć wewnętrznej radości. Do czego dążyć, skoro nie ma już drugiego Everestu, w czym szukać sensu? Duchowa ścieżka otwiera się nagle, pozwalając na lekkość. Jedna z mniszek przyznaje, że zagubiła się w świecie po śmierci męża, w klasztorze odnalazła się na nowo. Czy to też przypadek Wandy?

Do filmu o Wandzie Rutkiewicz Eliza Kubarska przygotowywała się wiele lat

Wiodły Kubarską do „Ostatniej wyprawy” poprzednie filmy-wyprawy reżyserki i jej stałego współpracownika, scenarzysty i autora zdjęć Piotra Rosołowskiego. Zdjęcia miejsc, konstrukcja nastroju, szczegóły budujące realność przestrzeni bez epatowania kontrastem śnieżnej bieli i oszałamiającego błękitu, zbierali razem przez ostatnie dekady.

W „K2. Dotknąć nieba” (2015) Kubarska przywiozła pod szczyt dzieci himalaistów, którzy tam zginęli. Jedne uczyły się żyć dalej, wybaczać, inne nie były w stanie. Czy w skrajnych warunkach możliwe jest równouprawnienie, pytała w „Być kobietą w Himalajach” (2018). Jak góry potrafią być miejscem próby, sprawdzała, filmując parę wspinaczy w „Co się wydarzyło na wyspie Pam” (2010). „Ściana cieni” (2021) mówiła o Szerpach z podnóża Kumbhakarmy, skazanych na nomadyczne życie, na łaskę albo niełaskę zagranicznych wspinaczy. Znając problemy żyjących tu ludzi, Kubarska z łatwością dociera do pogrzebanych w stosie papierów dokumentów Wandy, znajduje jej beczkę na rzeczy sprzedaną lokalsom i nadal używaną do celów gospodarczych. Rozmawia z tutejszymi, nie bojąc się budzić zdumienia, wręcz śmiechu, po co po tylu latach ktoś szuka tu zaginionej. Wysłuchuje ich opinii, podejrzeń, domniemywań, nawet jeśli są sformułowane wedle obcej nam logiki.

Te wszystkie wątki – osierocenia, partnerstwa, kobiecości i znoju w Himalajach – prowadzą do portretu Wandy, ikony polskiego i europejskiego himalaizmu lat 70. i 80., oraz do zbadania, co się kryje w jej zniknięciu, a więc dlaczego w ogóle się wspinała. Są trzy powody, deklaruje bohaterka: przyroda, ludzie i sport. Dopiero potem napisze w notatkach: „Coraz większa samotność. Coraz większy cień”. Wróci do cienia, wyznając, że odejście najbliższych sprawia, że coraz mniej się mówi, a więcej milczy. Przeżyła tych odejść zbyt wiele, począwszy od śmierci brata bawiącego się niewypałem, gdy miała pięć lat. Kubarska przywołuje tę stratę dopiero w końcowej części filmu, dodaje do niej brutalne zamordowanie ojca i kolejne straty w dorosłym życiu. Pokazuje, jak śmierć zatacza wokół Wandy coraz węższe kręgi. W lipcu 1990 roku na oczach Wandy ginie ukochany Kurt, wtedy ona wpada na pomysł „Karawany marzeń”, czyli wyczerpującej misji ponad swoje siły zdobycia serii ośmiotysięczników. Czy chciała w ten sposób zakończyć życie, bo zerwała już wszystkie głębsze relacje? A może próbowała, jak mówi Messner, „przeżyć własną śmierć”? 

Film „Ostatnia wyprawa” to jednak nie ostateczna odpowiedź. Kubarska żegna się ze swoją przewodniczką, puszcza ją. Staje po stronie życia: nie jako przetrwania, lecz więzi, potrzebnych, by odprawić rytuał. Pozostać przy życiu, by opłakiwać innych. Będą ci, co uwierzą, a także ci, co nie.

(Fot. Materiały prasowe)

Premiera filmu „Ostatnia wyprawa: 10 maja 2024 roku.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij