Uwielbiają meble z lat 60., które łączą z pastelowym wykończeniem kuchni w skandynawskim stylu. Kolekcjonują bibeloty z warszawskiego targowiska, w sieci polują na rzeczy vintage i jak tylko mogą, otaczają się kolorami, które znamy z ich kolekcji biżuterii (np. odcieniem masła). Zaglądamy do praskiej pracowni i mieszkania w jednym, gdzie żyją i pracują Agata Wojtczak i Antonii Bielawski, twórcy Maar.
On – mieszka na Pradze od zawsze. Ona – przeprowadzała się w życiu już kilkanaście razy. Są parą od trzech lat, a razem zamieszkali podczas pandemii. – Miały być dwa wspólne tygodnie, a są już ponad dwa lata – mówią Agata Wojtczak i Antoni Bielawski, twórcy marki biżuteryjnej Maar, która kultywuje tradycje jubilerskiego rzemiosła.
Mieszkanie Agaty i Antoniego było kiedyś pracownią jego taty. Na tym samym piętrze znajduje się jego rodzinne mieszkanie, w którym się wychowywał. Kiedyś oba pomieszczenia były połączone, dziś przejście jest zamurowane. Z okien roztacza się tu zapierający dech w piersiach widok na dachy starej Pragi. – Praga to dziś naprawdę świetna lokalizacja. Niby daleko od centrum i prawa strona Wisły, ale tak naprawdę na rowerze wszędzie stąd jest blisko, poza tym mamy metro – mówi Agata. – W okolicy pojawiło się sporo fajnych knajp i sklepów. Jest Serso z bajglami, piekarnie Rano i Aromat, Lody Palone. Powoli Praga staje się warszawskim Kreuzbergiem.
Mieszkanie i pracownia w jednym
– Nasze mieszkanie jest jednocześnie naszą pracownią, dlatego już dawno zrozumieliśmy, że utrzymanie w nim porządku graniczy z cudem i pogodziliśmy się z tym, że zawsze panuje tu kontrolowany nieład – mówi Agata. Otwarta przestrzeń ich mieszkania jest podzielona umownie na salonik, sypialnię, kącik komputerowy i pracownię. Ta ostatnia to dwa stoły jubilerskie Antoniego – przy jednym z nich znajduje się zabytkowy fotel dentystyczny – stomatolodzy operują podobnymi do jubilerów sprzętami, a nawet muszą posiadać te same umiejętności. To tutaj Antoni toczy pierścionki, lutuje zapięcia, szlifuje, poleruje, tnie i oprawia kamienie. Większość sprzętów wykupił z likwidowanej pracowni, resztę wyposażenia długo kompletował. W tej strefie znajduje się też ścianka z narzędziami, wystawka z biżuterią i biurko Agaty, przy którym projektuje. Sypialnia jest schowana za bambusowym parawanem.
Pastelowa kuchnia, meble vintage i recyklingowany plastik
Oboje skończyli wzornictwo przemysłowe na Akademii Sztuk Pięknych (Agata w Gdańsku, a Antoni w Warszawie). Agata zajmowała się modą i grafiką – tworzy ilustracje i kolaże. To przede wszystkim ona odpowiada za estetyczną i kreatywną stronę Maar. Antoni z kolei przygotowywał scenografię i rekwizyty do teledysków, spektakli teatralnych i reklam. Ukończył kurs jubilerski, a teraz wspólnie z Agatą projektuje biżuterię i ręcznie wykonuje wszystkie prototypy do ich kolekcji.
W mieszkaniu można znaleźć wiele prac należących do rodziny Antoniego (jego mama, Teresa Starzec, jest malarką, tata, Andrzej Bielawski, malarzem i grafikiem, a siostra, Alicja Bielawska, zajmuje się instalacją, rzeźbą, tkaniną, ceramiką i performancem). Uwagę przykuwa też wielkoformatowy obraz Michała Szuwara, który wiele lat temu mama Antoniego kupiła na wyprzedaży prac studentów malarstwa ASP.
Po przeprowadzce Agata zarządziła remont. Zmieniła się wtedy przede wszystkim kuchnia. Stary pracowniczy blat z blachy, który został po pracowni taty Antka, zamienili na nowy, w kolorze maślanym. Były otwarte półki – są zabudowane szafki w odcieniu pastelowego fioletu. Na stoliku kuchennym położyli niebieski blat zamówiony w Smile Plastics, brytyjskiej firmie, która produkuje je z przemielonego i sprasowanego plastiku. Agata chciała zrobić z tego samego materiału blaty do kuchni, ale okazało się, że nie sprawdzają się w kontakcie z wysoką temperaturą. Potem miał być kolorowy, zabarwiony beton z ceramicznym kruszywem, ale ostatecznie kuchenna płyta (mineralno-akrylowa) została zamówiła z Corianu.
Lustro stojące w kuchni upolowali w sieci jeszcze w czasach, kiedy oboje zajmowali się scenografią. Kupili je za bezcen, chociaż w rzeczywistości jest sporo warte – to klasyk designu, Lipstick Mirror z lat 60. Ciemnobrązowy barek z litego drewna, pochodzący z międzywojnia, Agata zdecydowała się przemalować u dziewczyny, która odnawia meble na pasujący do wnętrza kremowy kolor.
Lampę nad stolikiem kuchennym zmontowali sami – bloczki pochodzą z kolekcji taty, który zbiera stare systemy do lamp, klosz znaleźli na strychu, a kabel i oprawkę kupili na Allegro. Krzesła, klasyczne PRL-owskie „Skoczki” z lat 60., przemalowali na różowo.
Marmurowy stolik własnej roboty
Najmniej zmienił się salonik, bo kanapa i fotele vintage z lat 60. były tu od zawsze. Jest też kolekcja ceramicznych rzeźb drapieżnych kotów. Wspólnie kupili nową kanapę i szafę do garderoby. Wciąż toczą spór o regał z książkami – Agata chciałaby wymienić go na nowy, mniejszy, Antoni uważa, że obecny jest idealny.
Nad łóżkiem w sypialni Agata powiesiła tkaninę, którą kupiła w Nomad Warsaw. Stolik w saloniku zrobili sami. Marzyli o modelu z marmurowym blatem, ale żaden nie był dokładnie taki, jak sobie wymyślili. – Więc postanowiliśmy zrobić go sami – mówi Agata. – Długo szukałam różowego marmuru z ciemnymi żyłkami, jest rzadki i przeważnie bardzo drogi, ale w końcu na OLX znalazłam sprzedawcę pod Łodzią, który miał na zbyciu kilka płyt po remoncie. Dojechaliśmy tam z Antonim późną nocą, a płyty wybieraliśmy, świecąc sobie latarką z telefonu. Kupiliśmy na wszelki wypadek dwie, żeby przy dziennym świetle wybrać tę lepszą.
Drugi stolik to w rzeczywistości stołek Bit z kolekcji Normann Copenhagen, który kupili na Yestersenie. On też, podobnie jak blat kuchennego stołu, zrobiony jest w stu procentach z plastiku pochodzącego z recyklingu.
Życie bez budzika
W prawie każdą niedzielę Agata i Antoni jeżdżą na Koło. To ich tradycja. Stamtąd pochodzi większość wazonów z ich kolekcji. Pozostałe to prezenty – vintage od mamy Antoniego i nowe od przyjaciół. Na Kole kupili też zatopione w szkle meduzy i sporo ceramiki – naczynia w kształcie owoców i warzyw, szklaną rybę w kuchni, dla której zrobili specjalną półeczkę. – Moja mama kolekcjonuje szklane ryby, ma ich kilkadziesiąt, ale wszystkie z jej kolekcji są znacznie krótsze – mówi Antoni. – Tę zauważyłem w tle w czyjejś relacji z Koła na InstaStories. Od razu tam pojechaliśmy, wiedzieliśmy z tej relacji tylko tyle, że ryba była wyłożona na czerwonym dywaniku. Zajęło nam to trochę czasu, ale w końcu ją odnaleźliśmy i kupiliśmy.
Czy mieszkając w miejscu pracy, wprowadzili sztywne zasady, które pozwalają im oddzielić życie zawodowe od prywatnego? – Przez chwilę mieliśmy zasadę, że po godzinie 22:00 nie rozmawiamy o pracy, ale już z niej zrezygnowaliśmy. Mamy jej ostatnio tyle, że wszelkie sztywne ustalenia przestały mieć jakikolwiek sens – mówi Antoni. – Pracujemy nawet w weekendy – dodaje Agata. – Ale doceniam to, że nie musimy zbyt często nastawiać budzika.
Właśnie wypuścili nową kolekcję biżuterii Maar „O wschodzie na plaży SS22”. – To kolekcja łącząca w sobie dzień z nocą. Projektując ją, myślałam o dziewczynie, która zwiewne romantyczne sukienki zamienia wieczorem na przeskalowane ramoneski, maluje mocno oczy i nie boi się wyróżniać. Trzonem kolekcji są tym razem kolczyki, ale są też nausznice, bransolety, także na kostkę, pierścionki. Zrobiliśmy też jeden naszyjnik, który nazywa się Harry i jest inspirowany naszyjnikami Harry’ego Stylesa – mówi Agata.
W całym mieszkaniu są tylko dwie pary drzwi – wejściowe i do łazienki. W razie kłótni nie ma nawet czym trzasnąć. – Na szczęście nawet jeśli się kłócimy, to nigdy się na siebie nie obrażamy. Od razu rozmawiamy, wyjaśniamy sobie wszystko i zapominamy o sprawie. Nie potrzebujemy drzwi do trzaskania. Jeszcze żadne z nas nie wyszło w trakcie kłótni z domu – mówi Agata. – No, najwyżej do łazienki – śmieje się Antoni.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.