Premiera nowej kolekcji Pandory: Róż i różnorodność
Duńska firma biżuteryjna z tradycjami. Duet włoskich projektantów. Gorące Los Angeles pod koniec sierpnia i tłumy dziennikarzy oraz influencerów z całego świata. Premiera jesienno-zimowej kolekcji marki Pandora, w której mieliśmy okazję uczestniczyć, była celebracją indywidualizmu i otwartości na to, co nowe.
Pierwsze skojarzenie z Pandorą? Oczywiście charmsy. To one są znakiem rozpoznawczym firmy, to one przysporzyły jej wielu zapalonych fanów, także w Polsce. Można powiedzieć, że to Pandora wykreowała modę na kolekcjonowanie zawieszek mających przypominać o ważnych momentach w życiu tych, którzy je noszą. Marka funkcjonująca z powodzeniem od ponad 30 lat, a obecna dziś w ponad 100 krajach na sześciu kontynentach, szuka tymczasem nowych sposobów przyciągania odbiorców. Szczególnie tych młodszych, wychowanych na kulturze obrazkowej, lubiących wyraziste projekty, eklektyzm i uliczny luksus. Czyli przedstawicieli chimerycznej generacji Z.
Potrzeby tej grupy zdają się doskonale rozumieć projektanci, którzy w 2018 r. zadebiutowali jako dyrektorzy kreatywni Pandory. Francesco Terzo i A. Filippo Ficarelli wcześniej pracowali m.in. dla Diora i Ralpha Laurena. Prowadzili też własną markę mody męskiej. Przy tworzeniu kolekcji pełnymi garściami czerpią z popkultury, odwołują się do motywów popularnych na Instagramie czy Pintereście, ale też do ważnych zjawisk społecznych. Za ich sprawą Pandora zaczęła się zmieniać. Zrobiła się młodsza, trochę bardziej zbuntowana, kosmopolityczna i uniseksowa.
Najnowsza kolekcja Pandory, zaprezentowana pod koniec sierpnia w Los Angeles, zdaje się potwierdzać ten kierunek rozwoju marki. Terzo i Ficarelli – w towarzystwie muz Pandory, którymi aktualnie są m.in. Nathalie Emmanuel, Georgia May Jagger, Halima Aden i Tasya van Ree – wprowadzali gości wydarzenia w świat swoich projektów. Hasło „What Do You Love” pojawiało się wielokrotnie jako motyw przewodni imprezy – najpierw na lustrach łazienkowych w zabytkowym The NoMad Hotel, w którym zakwaterowano zaproszonych na event dziennikarzy i influencerów, potem na ściance w przestronnych wnętrzach Hudson Loft, gdzie odbywał się uroczysty lunch i toczyły się rozmowy z projektantami, wreszcie podczas wieczornej imprezy na Ulicy Miłości, w którą zamieniono odcinek miasta między South Grand Avenue a South Hope Street. Wszystko skąpane było w symbolizującym miłość i beztroskę kolorze różowym.
Całość nie była jednak wcale przesłodzona. Choćby za sprawą oprawy muzycznej, o którą zadbał m.in. DJ-ski duet Coco & Breezy, a potem gwiazdy wieczoru: Charli XCX oraz SZA. Także sama kolekcja Pandory została przedstawiona jako odważna i zadziorna, zgodnie z intencją jej projektantów. – Charmsy można umieścić na bransoletce, ale też na naszyjniku albo ozdabiać nimi ciało. Sprawdzą się nawet jako dodatek do sneakersów albo ozdoba do włosów. You can play! – entuzjazmowali się Francesco Terzo i A. Filippo Ficarelli, kiedy zapytałam ich o to, na ile nowa kolekcja rewolucjonizuje styl marki. W ten sposób nawiązali też do nowości w ofercie Pandory, którą jest naszyjnik Pandora O – dostępny w trzech różnych odmianach metali: srebrze, w stopie Pandora Rose (metal platerowany 14-karatowym różowym złotem) i Pandora Shine (srebro platerowane 18-karatowym złotem). Głównym elementem naszyjnika jest symbolizujące harmonię koło – na nim można zawieszać dowolne charmsy lub kolejne koła. Terzo i Ficarelli nie chcą ograniczać fantazji klientów. Wręcz przeciwnie, zachęcają ich, żeby aranżowali swoją biżuterię w indywidualny sposób.
– Przy tworzeniu najnowszej kolekcji pozwoliliśmy sobie na szaleństwo. Zachowując szacunek wobec dziedzictwa Pandory, zwróciliśmy się w stronę nieodkrytych dotąd rejonów. Szalenie ważne są dla nas równość, wolność, tolerancja, otwartość na to, co nowe. Chcemy zachęcić ludzi, żeby razem z Pandorą eksperymentowali ze swoim wizerunkiem – podkreślali projektanci.
Ważną rolę odgrywa dla nich również sztuka. To jeden z ich głównych impulsów do pracy. Podczas kilkunastominutowej pogawędki w Hudson Loft zdążyliśmy porozmawiać o najciekawszych wystawach, które można było obejrzeć w sierpniu w Los Angeles. W tym o projekcie, który zrobił na nas wszystkich ogromne wrażenie – trwającej wówczas w The Broad ekspozycji „Soul of a Nation: Art in the Age of Black Power 1963-1983”, poświęconej dwóm dekadom walki o podmiotowość Afroamerykanów, w sztuce i poza nią. Złożona z niesamowitych murali, rzeźb, obrazów, ale też filmów i wycinków prasowych wystawa stanowiła monumentalną opowieść o tym, jak kształtowała się tożsamość tej wykluczanej i ciemiężonej grupy. Stawiała też pytanie o to, czy i jak kolor skóry definiował kierunek pracy artystów w tamtych czasach.
Murale pojawiły się zresztą podczas wieczornej imprezy Pandory. Terzo i Ficarelli cieszyli się bardzo, że za aranżację Ulicy Miłości odpowiedzialna była C. Finley – streetartowa artystka, absolwentka prestiżowego Pratt Institute w Nowym Jorku, znana z geometrycznych, wibrujących kolorami kompozycji, które były prezentowane przez takie tytuły jak „New York Times”, „NYLON Magazine” i „Dazed”.
– Definicja luksusu bardzo się zmieniła w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Kiedyś chodziło głównie o posiadanie drogich przedmiotów, dziś to bardziej dostęp do doświadczeń, które są nieosiągalne dla innych. I my takie unikatowe wrażenia staramy się kreować. W dodatku biżuteria Pandory jest dla wszystkich. Ceny są przyjazne, szczególnie względem oferowanej przez nas jakości – powiedział Terzo, kiedy zapytałam go, o kim myśli, kiedy projektuje.
– Działamy szeroko. Ważniejsza od grupy docelowej jest dla nas wiadomość, którą chcemy przekazać ludziom. Ona powinna być uniwersalna i łączyć pokolenia. Zacierają się granice płci, wiek przestaje mieć znaczenie – to wspaniałe. Pielęgnujemy i wspieramy różnorodność, dbamy o to, żeby widać ją było w naszych kampaniach – dodał Ficarelli.
Słowo, które najczęściej powtarzali dyrektorzy kreatywni Pandory? Określenie, które w jakimś sensie definiuje ich pracę dla duńskiej marki? Z pewnością „playfulness”. Figlarność, otwartość na zabawę, działanie z przymrużeniem oka. – Nie sądzę, żeby jakakolwiek inna marka biżuteryjna tak bardzo pasowała do tego słowa. I tak mocno zapraszała swoich fanów do wspólnej zabawy – ocenił Ficarelli pod koniec naszego spotkania. Po tym, co widziałam w Los Angeles, nie mogę się z nim nie zgodzić.