Premierowo na Vogue.pl: Kolekcja 12 marki Chylak
Nowe kolory i kształty, inne paski, shopperki na co dzień – Zofia Chylak zwraca się ku praktycznej stronie mody, ani na chwilę nie rezygnując z magii.
– Moda, zwłaszcza ta lekko oderwana od rzeczywistości, jest dla mnie bardzo ważna. Spektakularne ubrania, wymyślony świat, piękne fotografie to wspaniała odskocznia. Ale zwłaszcza ostatnio moje kampanie i świat, który buduję wokół projektów, zbliża się do pokazywania codzienności – mówi Zofia Chylak. Rok temu została mamą – ta zmiana wpłynęła na sposób, w jaki prowadzi firmę. To nie wielki przełom, przemiana kryje się w subtelnościach. W tym roku Zofia pokazała dwie kampanie zdjęciowe – w sierpniu z zaprzyjaźnionymi mamami. Na pierwszym planie są tu emocje, torebki zeszły na drugi. W maju kolekcję promowały zdjęcia Ani Jóźwiak, żony zaprzyjaźnionego fotografa Stanisława Bonieckiego, autora większości kampanii Chylak. Impulsem do stworzenia intymnych portretów był pamiętnik z pandemii, który Stanisław ręcznie wykleił, dokumentując codzienność. Gdy wybuchła pandemia, był w Europie. Cudem, tuż przed rozwiązaniem, udało mu się ostatnim samolotem wrócić do Nowego Jorku. Pech chciał, że najpierw sam zaraził się koronawirusem na pokładzie, a potem zaraził Anię. Ostatnie tygodnie przed narodzinami dziecka spędzili na kwarantannie. Wtedy powstał domowej roboty kajecik ze zdjęciami i dopiskami, posklejany taśmą, który na czatach pokazywali przyjaciołom, w tym Zofii. Wzruszona, postanowiła czym prędzej posłać za ocean paczkę z torebkami. Potem drugą, ale nic nie działało. Ledwo doszła, zdjęcia powstały cudem.
Wrażliwe fotografie poszły w parze ze wsparciem dla Instytutu Matki i Dziecka. – Zastanawiałam się, co mogę zrobić, jak pomóc, czułam taką potrzebę. Moja firma dobrze działa, chciałam przekazać coś dalej – tłumaczy. Zadzwoniła do znajomej lekarki, spytała jak może pomóc, gdzie przydadzą się pieniądze i zrobiła przelew. Później zorganizowała akcję dla klientów. Cały dochód z puli sprzedaży przeznaczyła na kolejną wpłatę. – Wszystko wyszło zupełnie naturalnie, okazało się, że zaraz jest Dzień Matki. Jeśli robisz rzeczy instynktownie, okazuje się, że składają się w logiczną całość. Tak było też w tym przypadku.
Kolekcja, którą wypuściła do sprzedaży wiosną, była największą, jaką do tej pory wyprodukowała. – Na szczęście to wciąż rozsądne ilości. Pandemia zaskoczyła nas w trudnym momencie. Nasi wielcy partnerzy ze Stanów i Europy zamknęli sklepy, musieliśmy wstrzymać zamówienia. Zostaliśmy z wyprodukowanymi torebkami i widmem lockdownu, byłam przerażona, nie wiedziałam, co się stanie. Na szczęście zaprocentowały podjęte przed laty decyzje. Od początku działalności marka Chylak koncentrowała się na sprzedaży internetowej. Podczas gdy inne marki zamykały butiki i walczyły z technologią, stawiały sklepy internetowe albo je modernizowały, sklep Chylak od dawna działał sprawnie. – Oczywiście miałam obawy, że nikt nie będzie kupował torebek, bo po co komu torebka, jeśli nie wychodzi z domu. Była jednak spokojna, że firma sobie poradzi (zatrudnia 12 pracowników, ani przez chwilę nie czuła obawy, że kogoś zostawi bez pracy). To jej powód do dumy – organiczny wzrost firmy, brak inwestorów i działanie na kontrolowaną skal, bez rozbuchanej ekspansji, sprawia, że nie tak łatwo wytrącić firmę z finansowej równowagi.
Kolekcja dobrze się sprzedała, a rynek i tak się nie nasycił. Tradycyjnie na wiele modeli trzeba się zapisać, a w kolejce po wymarzoną torebkę odstać swoje. Pożądanie dodatkowo rozbudzi 12 kolekcja i nowe kształty. Zalążek pomysłu powstał na jednej z poprzednich sesji zdjęciowych. Stylistka na plan przyniosła biżuterię spakowaną w owalne etui po babci. Stało się punktem wyjścia do nowej formy i przypadkiem wpisało w nową rzeczywistość. Zawieszone na łańcuszku wygląda jak klasyczna torebka, ale zaprojektowano je tak, by mogło być dodatkiem do wnętrza – szkatułką na drobiazgi. W środku kryje duże lusterko. Efektownie wygląda noszone na pasku, w talii, podwójnie – wtedy zyskuje lekko militarny charakter, noszone w dłoni staje się wieczorową kopertówką, a zawieszone na łańcuszku ma retro charakter. To wszechstronność i funkcjonalność są w tym sezonie najważniejsze. Nowością są paski w kilku kolorach i fakturach skóry z rzeźbionymi metalowymi klamrami. Nawiązują do estetyki lat 70. i 80., Mini shoppery z krótką rączką i pudełkową bryłą – do lat 60. – Zapożyczenia ze stylu vintage są w każdej mojej kolekcji – mówi. Nie w każdej kolekcji pojawia się kolor, w tym przypadku to ciepła oliwka z wykończeniem z faktury krokodyla i melanżowy wąż w brązach i beżach. Harmonijnie wtapiają się w wiejską scenerię. Zdjęcia powstały w Stanach Zjednoczonym, pod Nowym Jorkiem, na brzegu jeziora i w lekkiej mgle. Przypominają o wyludnionych przestrzeniach z czasów lockdownu, a przy okazji wyciszają. To obrazki trochę niepokojące, trochę sielankowe. Z jednej strony przystają do codzienności, w której żyjemy, z drugiej, są przyjemną od niej ucieczką.
Zdjęcia: Stanisław Boniecki
Stylizacja: Rebecca Dennett
Casting: Ania Jóźwiak
Makijaż: Grace Ahn
Włosy: Nero
Modelka: Luisana Gonzalez