Kolorowe torebki, które pomieszczą cały świat — mówią o produktach THE MAR założycielki Maria Buko i Marcelina Nastaj. Przedstawiamy markę, która robi piękne rzeczy w standardach zrównoważonej produkcji.
To historia, która wydaje się znajoma. Dwie przyjaciółki z liceum po latach snucia marzeń decydują się założyć wspólnie markę. O branży mody nie wiedzą nic. Jedna zajmuje się inwestycjami w sektorze energetycznym, druga jest badaczką i autorką książek. W pracy spełniają się, ale chcą czegoś więcej. Po trzydziestce nadchodzi czas, żeby zrealizować marzenia.
Tak przygodę z THE MAR zaczynały Marcelina i Maria. Nazwa marki to trzy pierwsze litery ich imion, nawiązanie do wybrzeża, gdzie się poznały i skrót od Modern Artisans’ Responsibility. Krótka, a zawiera w sobie wszystko, co dla THE MAR ważne – przyjaźń, morze i etykę.
Dziewczyny długo szukały dla siebie odpowiednich torebek — pięknych, kolorowych, pakownych i stworzonych z poszanowaniem planety i wytwórców. Nie znalazły. W końcu dojrzała w nich decyzja o założeniu własnego biznesu. Zanim wystartowały z THE MAR, trzy lata szukały certyfikowanych materiałów, form, współpracowników, modelu biznesowego i odwagi, by do polskiej zachowawczej klientki uderzyć z kolorowymi torebkami.
Torebki THE MAR są wykonane ze skóry naturalnej z odpadów z europejskiego przemysłu spożywczego. Zdaniem założycielek to lepsze rozwiązanie niż tzw. skóry ekologiczne robione z tworzyw sztucznych z przetwórstwa ropy naftowej. Materiały THE MAR pochodzą z włoskich ekologicznych garbarni, podszewki wykonano z certyfikowanej bawełny i poliestru z recyklingu butelek PET. Wszystkie egzemplarze szyte są w małej zaufanej manufakturze pod Warszawą. To dlatego na zakup trzeba czekać nawet dwa tygodnie. Każda sztuka jest produkowana na zamówienie i oznaczona indywidualnym numerem. Nie ma pośpiechu, modele, które dziś THE MAR ma w ofercie, zostaną tam na długo. – Nie widzimy powodu, żeby wymieniać kolekcję, bo te torebki, które mamy w sprzedaży dziś, są dopracowane i ponadczasowe. W przyszłości będą powstawały z innych materiałów lub skór w innych odcieniach. Nowe modele też się pojawią, ale bez konkretnego cyklu — tłumaczy Maria. Gdy stworzą coś, czego będą pewne, wtedy wprowadzą do sprzedaży, bez narzuconego kalendarza.
Nazwy modeli THE MAR też są morskie. Bellona ma nazwę po bałtyckiej rybie, Oyster w dwóch rozmiarach po gruszkowatej ostrydze, w kolekcji poza czernią pojawiają się odcienie piasku, błękit i róż cukrowej waty.
Choć dziś pracują nad własnym biznesem po godzinach i produkują lokalnie, mają duże ambicje. — Plan jest taki, żeby oddać się THE MAR zupełnie i sprzedawać nasze produkty także za granicą — mówi Marcelina. To nie jedyne ich plany. Najważniejszym jest ciągłe poszukiwanie lepszych tworzyw i rozwiązań. Już dziś współpracują z garbarniami, które korzystają z zielonej energii, uzdatniają ponownie wodę i posługują się międzynarodowymi certyfikatami ekologicznymi. — Są marki na polskim rynku, które oferują fajne designerskie produkty, ale o których procesie powstawania niewiele wiadomo — mówi Maria. Ich celem jest połączyć te dwie energie — robić fajne rzeczy i chwalić się kulisami. Choć to marka w duchu slow, nudy nie będzie. — Myślimy o torebkach z tkaniny, mamy nadzieję, że powstanie we współpracy z jedną z polskich marek — zdradza Marcelina. To nie koniec – w planach jest też seria uniseksowych toreb. THE MAR będzie zaskakiwać, na razie zdobywa zaufanie klientek.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.