Polska projektantka mieszkająca w Berlinie zakłada nową markę biżuteryjną w duchu zero waste.
– Po skończeniu studiów na wrocławskiej ASP postanowiłam wyjechać z Polski i tak zaczęła się moja wielka podróż, która trwa do dzisiaj... – mówi Mila Wielusińska, projektantka wnętrz i artystka. – Mieszkałam i pracowałam na łodzi na pięknym wybrzeżu południa Francji. Później ruszyłam dalej w podróż po Azji, Meksyku i Ameryce Południowej. Po pewnym czasie poczułam, że potrzebuję miejsca, gdzie mogłabym gromadzić swoje zdobycze z wędrówek. Wiele z tych pamiątek pozostaje moją inspiracją do dziś. Mila osiadła w Berlinie, bo, jak mówi, w tym mieście wszystko jest możliwe, tu możesz być, kim chcesz. A to otwarte na poszukiwania i przygody nastawienie do życia jest napędem jej pracy. Mila szybko odkryła, że zawód architektki wnętrz nie spełnia jej oczekiwań w stu procentach. Projektowanie oznaczało długie godziny spędzone przed komputerem, a tym, czego potrzebowała, był bezpośredni kontaktu z materiałem.
– Jako dziecko przyglądałam się pracy mojej babci Janiny, krawcowej, która z wielkim skupieniem wykańczała detale na pięknych sukienkach ślubnych. To dało mi zaczątek pomysłu na siebie, dorastałam w szacunku do rzemiosła, do pracy ręcznej – wspomina.
Tak pojawiło się zainteresowanie jubilerstwem i nowy plan, by odwrócić proces. Zamiast myśleć o formie, zacząć od wiedzy technicznej i praktycznych umiejętność pracy w metalu.
– Wynajęłam miejsce do pracy w małym studio we wschodnim Berlinie i przez sześć miesięcy poświęcałam się wyłącznie nauce technik biżuteryjnych. Odkrywanie tego świata było bardzo ekscytujące. Z czasem zaczęłam realizować zlecenia dla innych niezależnych projektantów, a równocześnie nieśmiało pracowałam po godzinach nad pierwszymi autorskimi projektami. Im dłużej to robiłam, tym bardziej się upewniałam, że chcę związać moją zawodową przyszłość z biżuterią.
Sensualne, zaskakujące i kobiece – tak Mila określa charakter rzeczy, które tworzy pod szyldem własnej marki Milanova Studio. Projekty z jej najnowszej kolekcji wykorzystują delikatne łańcuszki, które reagują na ruch i swobodnie układają się na ciele. – Przy tworzeniu kolekcji z wężowym łańcuchem myślałam o Ewie i ogrodzie rozkoszy – dodaje. Ale prawdziwym zaskoczeniem jest jej nowoczesne podejście do materiału, biżuteryjne zero waste.
Mila przetwarza stare złoto i srebro bez przetapiania, remiksuje gotowe elementy, gdy tylko jest to możliwe. – W większość materiałów zaopatruję się w jednym z najstarszych sklepów dla złotników w Berlinie. Jest to też miejsce skupu resztek materiałów niezużytych przez innych złotników, które właściciele sklepu przetapiają na materiały gotowe do kupienia. Jest to takie złote koło, w którym ani jeden gram szlachetnych kruszców nie powinien się marnować – podkreśla.
Ta postawa to szacunek dla pracy innych rzemieślników, starszego pokolenia, ale też troska o środowisko. – Mam świadomość tego, że zasoby Ziemi nie są nieskończone – puentuje Mila.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej