185-metrowy apartament mieści się na piętrze zabytkowej willi w Holland Park, w zachodnim Londynie. Został zaprojektowany eklektycznie, jako spokojny kolaż elementów z przeszłości i nowoczesnych rozwiązań. Stanowi przeciwwagę dla intensywnej energii metropolii, pulsującej za jego progiem.
Wnętrza zbudowanej w latach 60. XIX wieku londyńskiej willi wymagały ręki doświadczonego architekta. Apartament, z jednej strony wdzięczny i pozwalający na działanie z rozmachem, był także bardzo wymagający. Nawet najmniejsza ingerencja w obiekt wpisany na listę zabytków oznaczała konieczność uzyskania specjalnych pozwoleń. Wybór inwestorów padł na Sarah Brink – architektkę i projektantkę wnętrz. Miała kompleksowe umiejętności, potrzebne do pracy nad technikaliami czy budowlanką, ale także nad funkcjonalnością i stylem.
Projekt londyńskiego apartamentu: historyczne piękno, nowoczesne wzornictwo
Sarah ze swoim projektem weszła w przestrzeń, która już od początku uwodziła. Stara tkanka oferowała doskonałe proporcje, wysokie, nawet trzymetrowe sufity, duże okna, szerokie pasaże, a miękkie światło, które sączyło się zewsząd, było kojące. I choć poprzedni lokator zaaranżował apartament bardzo minimalistycznie, Sarah przekonała nowych właścicieli, że wydobycie historycznego piękna budynku i połączenie go z nowoczesnym wzornictwem będzie dużo bardziej interesujące.
Układ mieszkania pierwotnie obejmował trzy sypialnie. Architektka nie musiała go gruntownie przedefiniowywać, ale dokonała kilku istotnych roszad, by lepiej pasował do stylu życia gospodarzy. Tym sposobem dawny pokój dziecięcy zmienił się w gabinet, a w poprzednim pomieszczeniu do pracy stanął sprzęt do ćwiczeń. Kuchnia zagarnęła większe niż pierwotnie terytorium i powiększyła się o wyspę, a w wykuszu znalazło się miejsce na niezobowiązujący kącik jadalniany. W dawnej oficjalnej jadalni powstała główna sypialnia małżonków z przylegającą do niej garderobą. Chcąc mieć pewność, że jej gabaryty będą idealnie dopasowane do potrzeb domowników, Sarah zinwentaryzowała każdy garnitur i każdą parę szpilek.
Próbując przywrócić charakter historycznych wnętrz, wykorzystała bogaty repertuar detali architektonicznych, odpowiadających epoce – sięgnęła po gipsowe rozety, drewniane listwy przysufitowe i ścienne, wysokie listwy przypodłogowe. Wszystkie drzwi zyskały kasetonową geometrię, a w oknach pojawiły się romantyczne okiennice z okuciami ze szczotkowanego brązu. Ten ostatni jest zresztą materiałem przewodnim – został zastosowany także w gniazdkach elektrycznych, karniszach, oprawach oświetleniowych, wykończeniach mebli i armaturze. Jednak Sarah podróżowała na stylistycznej osi czasu dosyć swobodnie – przykładem jest kominek, któremu, choć sam jest mocno nostalgiczny, nadała rytmiczną, współczesną formę.
Projektantka nie tylko skupiła się na przywracaniu domowi dawnej świetności, ale także postanowiła osadzić go tu i teraz – z bagażem zgromadzonym przez lata przez domowników i w dialogu z aktualnym wzornictwem. Z czułością podeszła do mebli, które należały do małżonków, dając nowe życie choćby 12-letniej sofie Zanotta. Przeszukiwała znane platformy z designem vintage w poszukiwaniu ciekawych obiektów pasujących do jej pomysłu.
Oświetlenie dodało apartamentowi indywidualnego charakteru
W całym apartamencie projektantka zastosowała paletę pasteli – śmietankowych bieli, taupe, gołębich szarości, pudrowych różów i aloesowych zieleni. Ich szlachetne, ale i eteryczne odcienie połączyła z charakterem brył (kanciastych lub przeciwnie – zaoblonych, ryflowanych, pikowanych) oraz ciekawych tekstur. Grając temperaturą i ziarnistością, stworzyła przestrzeń o dużej głębi, którą można odkrywać jak kolejne warstwy dobrze zakomponowanego płótna. Na ścianach domu położyła jedwabne tapety, na podłogach bielone deski i wełniane dywany z wełny merynosów, w oknach mięsiste tkaniny Rose Uniacke. W łazience zastosowała połączenie przyjemnych w dotyku, organicznych materiałów: polerowanego tynku, ręcznie robionych marokańskich płytek Zellige, lastryko i drewna dębowego. Dramatyzm kuchennego blatu uspokoiła szałwiowo-zielonym zamszem siedzisk i naturalnymi żaluzjami. Łóżko stojące w głównej sypialni tapicerowane nieco niechlujnym lnem otoczyła ławką z miękkiego aksamitu, włoskim fotelem obitym supełkowym bouclé, stolikiem nocnym z blatem w naturalnej skórze i piękną moherową sofą Pierre Augustin Rose 190.
Indywidualnego charakteru dodało apartamentowi oświetlenie. Właściciele, zachęceni przez architektkę, zgodzili się przeznaczyć na nie lwią część budżetu. Nieregularna gałązka od CTO Lighting nad stołem z Damien Langlois-Meurinne w jadalni, chmurka Cloud z mlecznymi bańkami, tworzącymi kiść, lampy Apparatus i Garnier & Linker czy żyrandol od lokalnej marki Ochre z ręcznie malowanymi ceramicznymi płytkami w delikatnych szaroniebieskich odcieniach to przegląd najlepszych z branży.
Pytani, czy w trakcie całego procesu projektowania swojego azylu inwestorzy i projektantka przeżyli jakąkolwiek emocjonalną burzę, dziś śmieją się, że jedyna kość niezgody dotyczyła wielocalowego telewizora, który Sarah najchętniej ukryłaby w szafie i wyfotoszopowała ze zdjęć. Współpraca układała się jednak na tyle przyjemnie, że w toku jest ich kolejny wspólny projekt, tym razem słoneczny dom w hiszpańskiej Marbelli.
Projekt: Sarah Brink Design (sarahbrink.co.uk)
Zdjęcia: Alexander James (alexjamesphotography.com)
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.