6 stycznia doszło do ataku zwolenników Donalda Trumpa na waszyngtoński Kapitol, gdzie Kongres Stanów Zjednoczonych miał ostatecznie potwierdzić ważność wyborów prezydenckich.
Protesty w Waszyngtonie rozpoczęły się tuż po przemowie Donalda Trumpa, w której podkreślił, że „zeszłoroczne wybory zostały ustawione”. – Demokraci ukradli wybory. Dziś ich powstrzymamy – mówił. Sympatycy prezydenta, który ubiegał się o reelekcję, ale przegrał z demokratą Joe’em Bidenem, skierowali się na Kapitol. Kongres Stanów Zjednoczonych miał ostatecznie potwierdzić ważność listopadowych wyborów prezydenckich. Część z nich wdarła się do budynku, gdzie doszło do starć z funkcjonariuszami amerykańskich służb. Obecni w Kapitolu parlamentarzyści zostali ewakuowani.
– To nie protest, to powstanie – powiedział prezydent-elekt Joe Biden, nazywając wtargnięcie sprzymierzeńców Trumpa „napaścią na demokrację”. Po opanowaniu sytuacji, o godz. 20 czasu lokalnego (2 w nocy w Polsce), w Waszyngtonie wznowiono posiedzenie Kongresu. W czwartek o 9:30 czasu polskiego potwierdzono, że Joe Biden został ostatecznie uznany za zwycięzcę wyborów, a Kamala Harris będzie wiceprezydentką.
W wyniku zamieszek w siedzibie Kongresu zginęły cztery osoby, w tym kobieta, która według doniesień została postrzelona przez jednego z policjantów. 52 zostały zatrzymane. Burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser ogłosiła, że do 21 stycznia, czyli pierwszego dnia po zaprzysiężeniu Bidena na prezydenta, w amerykańskiej stolicy będzie obowiązywał stan wyjątkowy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.