Czy zmiany klimatyczne mogą spowodować, że zabraknie nam wody?
97 proc. ziemskiej wody jest słona, niezdatna do picia. Mieszkańcy wysp Pacyfiku już szukają nowych terenów, na które mogliby przenieść całe państwa. Podnoszące się tafle mórz nie tylko zabierają im miejsce do życia, ale oznaczają też zasolenie wód gruntowych. Coraz więcej jest miejsc na świecie, w których brakuje wody do picia. Dlatego warto nieustannie przypominać, że należy się ona każdemu i każdy ma do niej prawo. Oto wszystkie barwy wody, przypominające o tym, jak jest wartościowa, ale i o tym, jak bardzo jej nie szanujemy.
Błękit berliński – Berlin Blue – to nie nazwa bluesa ze stolicy Niemiec, tylko najczystsza forma niebieskiego w „Nomenklaturze Kolorów Wernera” z 1774 roku. Dla geologa, który postanowił usystematyzować i odpowiednio nazwać kolory obserwowane w naturze – po to, by łatwiej klasyfikować minerały – błękit berliński to kolor piór sójki i szlachetnego szafiru. Dla mnie to kolor wody.
Z kolei błękit pruski Wernera kojarzy mi się z ciemnym letnim niebem, którego fiolet wpadający w czerń prowadzi myśli w odległą – kosmiczną – przestrzeń. To z tej przestrzeni na Ziemię przybyła woda.
Skąd na Ziemi wzięła się woda?
Cztery i pół miliarda lat temu nasza planeta była kipiącą kulą magmy, stąd nazwa tego okresu: Hadeik, od Hadesa, boga podziemi. W tym czasie w formującą się Ziemię uderzały meteoryty, komety, asteroidy, a nawet cale planety. W żłobieniach i kraterach niosły ze sobą lód – zmrożoną wodę, starszą od naszego Układu Słonecznego. W zderzeniu z rozgrzaną planetą woda wyparowywała. Z czasem – wraz ze wzrostem grawitacji – para wodna zaczęła gromadzić się w atmosferze w postaci skłębionych chmur. To jeden z czynników, który doprowadził do ochłodzenia Ziemi – magma zaczęła zastygać w cienką skorupę. Kiedy temperatura spadła, para wodna zalała Ziemię deszczem – tak powstały rzeki i oceany.
Z lekcji geografii możecie pamiętać, że woda krąży w układzie zamkniętym. Od czasu, kiedy pojawiła się na Ziemi, jej ilość praktycznie się nie zmienia – zmienia się tylko stan skupienia. Ale atomy, które ją budują, pozostają te same. Kiedy odkręcacie kran, leci z niego substancja, która przybyła do nas z kosmosu i jest starsza od Słońca.
Ubóstwo wodne vs. dostęp do wody jako przywilej
To było ponad dwadzieścia lat temu. Pierwsze wakacje w Hiszpanii i rozgrzane do białości puste ulice. Pierwsze zetknięcie z lipcowym upałem, który potrafi odebrać oddech, oblepić ciało, wymęczyć – nawet jeśli się nie ruszam. Ból głowy od nadmiaru słońca. I odkrycie, które dla kogoś z kraju na wiecznym dorobku było objawieniem: tu każdy może wejść do kawiarni czy restauracji i poprosić o szklankę wody z kranu. Nie trzeba nic zamawiać, za nic nie trzeba płacić. Jakbym znalazła się w równoległej rzeczywistości, w której nie istnieje słowo „brak”. Woda należy się każdemu i każdy ma do niej prawo.
Dziś i w naszych kranach woda jest zdatna do picia, choć nie w każdej kawiarni czy restauracji podadzą ją nam za darmo. „Woda stała się cieczą codziennego użytku, która leci z kranu. Substancją powszednią, oczywistą i przezroczystą” – pisze aktywista, działacz społeczny i publicysta Jan Mencwel w wydanej w zeszłym roku książce „Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać”.
A przecież wody nie wytwarzamy w laboratoriach. Czerpiemy z tego, co zostało w naszej atmosferze po zderzeniach z kosmosem cztery i pół miliarda lat temu. Co więcej, czerpiemy zaledwie z 1 proc., bo tylko tyle ogółu wody stanowią wody gruntowe i powierzchniowe. 2 proc. ziemskiej wody uwięzione jest w lodowcach. Reszta – 97 proc.! – to woda słona, niezdatna do picia. „W Polsce 70 proc. wód czerpiemy z zasobów podziemnych, a 30 proc. z wód powierzchniowych” – wyjaśnia Mencwel. „To, w jakim tempie te zasoby się odnawiają, zależy od warunków atmosferycznych na Ziemi. Choć może nam się wydawać, że wodę w kranie albo w butelce zawdzięczamy wyłącznie wytworom cywilizacji – rurom, pompom, filtrom i wodociągom – to w rzeczywistości nadal jesteśmy uzależnieni od potężnej naturalnej maszynerii, jaką jest obieg wody w przyrodzie. Kto z nas zdaje sobie z tego na co dzień sprawę?”. I co zrobimy, jeśli wody w kranie nagle zabraknie?
Alpejskie lodowce z krótkim terminem ważności
W lecie 2022 roku oglądałam martwy lodowiec. Spłachetek brudnego lodu ledwo odcinał się od szarej grani. W ciągu trzynastu lat Pizol skurczył się o ponad 80 proc. Gdyby klimat był zdrowy, lodowiec odnawiałby się zimą, ale zimą padało zbyt rzadko. Pizol nie miał z czego się odbudować – teraz tylko się kurczy. Szwajcarscy glacjolodzy uznali go za martwy. Wyprawili mu nawet pogrzeb. Naukowcy, z którymi wtedy rozmawiałam, szacują, że do 2100 roku znikną wszystkie alpejskie lodowce. I nie pomoże ani okrywanie ich termicznymi kocami latem, ani dośnieżanie zimą. Polska artystka, Diana Lelonek, z dźwięków topniejących lodowców Rodanu, Aletsch i Morteratsch – razem z artystą multimedialnym Denimem Szramem – ułożyła symfonię przemijania. Znikanie to kapanie, sączenie, ciurkanie.
Gdyby stopniała cała pokrywa lodowa Grenlandii, poziom mórz podniósłby się o 7 m. To nam na razie nie grozi, ale szósty raport IPCC (Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu)przewiduje, że przy utrzymaniu wzrostu temperatury o 2 st. w porównaniu do czasów przedindustrialnych, poziom morza podniesie się od 32 do 62 cm do 2100 roku. Przy scenariuszu, w którym temperatura wzrasta o 2,5 st., woda może podnieść się nawet o 76 cm.
Kilka dni temu słuchałam w TOK FM rozmowy z profesorem oceanologii – Jackiem Piskozubem. Opowiadał o tym, jak woda zaleje fragmenty Gdyni, Sopotu i Gdańska – jeszcze za naszego życia. Gdańską starówkę zaleją zielonkawe wody Bałtyku. Nasza przyszłość to teraźniejszość dla innych. Mieszkańcy wysp Pacyfiku już szukają nowych terenów, na które mogliby przenieść całe państwa. Podnoszące się tafle mórz nie tylko zabierają im miejsce do życia. Oznaczają również zasolenie wód gruntowych. Coraz więcej jest na świecie miejsc, w których brakuje wody do picia.
Czy Ziema zmienia się w Arrakis?
Tylko że brak wody nie zawsze związany jest tylko i wyłączenie z kryzysem klimatycznym. Tak, kryzys klimatyczny to zalewanie i wysychanie jednocześnie, bo oprócz podnoszenia się poziomu mórz doprowadza do wysychania – rzeki tracą swoje źródła w górskich lodowcach. Do tego obniżają się wody gruntowe. Żeby dostać się do pitnej wody, musimy kopać coraz głębiej. Ale pustynnienie i coraz częstsze susze – i znane nam racjonowanie wody w kranach – to nie tylko kwestia ocieplającej się Ziemi, ale również źle rozumianej gospodarki wodnej. Właśnie o tym jest „Hydrozagadka” Mencwela.
Współzałożyciel stowarzyszenia Miasto Jest Nasze pokazuje, jak marnujemy naturalne bogactwo, ale jednocześnie niszczymy środowisko i narażamy własne życie. W Polsce ciągle pokutuje myśl, że cywilizacja oznacza rzeki zamknięte w betonowych korytach. I kiedy na świecie burzy się tamy i wydaje miliardy na renaturyzację, czyli przywrócenie rzekom ich pierwotnego biegu, to w Polsce – bogatej w dzikie i nieuregulowane rzeki – pieniądze wydaje się na budowanie kolejnych zapór na Wiśle i wciskanie rzek w betonowe koryta. A uregulowana rzeka wcale nie zmniejsza ryzyka powodzi – wręcz przeciwnie: ona je zwiększa! – rzeki tracą naturalne rozlewiska i szukają miejsc, w których mogą wylać nadmiar wody.
Naszym przekleństwem jest jeszcze jedna obsesja: osuszanie. Osuszamy na potęgę od początku XX wieku: mokradła, bagna, torfowiska, nawet podmokłe łąki – nie chcemy niczego, gdzie stoi woda. A przecież te tereny to darmowe zbiorniki na deszczówkę. Potrafią zatrzymywać ją w glebie na dłużej, a przy okazji stworzyć chłodniejszy mikroklimat. O znaczeniu takich miejsc przekonał się Gdańsk, w którym po nawałnicach z 2001 i 2016 roku, które spowodowały powodzie (obydwie nazwano powodziami stulecia), zaczęto budować ogrody deszczowe. Niby to zwykłe niecki w ziemi z bodziszkiem, krwawnicą, rdestem, trzciną i niezapominajką. Ale zatrzymują wodę, łagodzą jej impet. W 2019 roku w ciągu kilku godzin na Gdańsk spadło tyle deszczu, ile w miesiąc – tym razem do powodzi stulecia nie doszło.
Zamiast wydawać kolejne miliardy na betonowe zbiorniki retencyjne, wystarczy inwestować w małą zieloną architekturę. I nawodnić to, co osuszone. Wilgotna – żywa – gleba zwróci nam to z nawiązką.
Miedzynarodowy Dzień Wody
Na 22 marca, Międzynarodowy Dzień Wody, WWF przygotował akcję „Bo woda była za słona”. Biorą w niej udział Michał Piróg (jako Bug cierpiący), Ula Dębska (Wisła Lamentująca), Michał „Rozkoszny” Korkosz (Prądnik Systemem Udręczony) oraz Majka Jeżowska (Odra Algami Umęczona), która mówi: „Dzięki sprawie Odry sprzed dwóch lat dowiedzieliśmy się i zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, jak istotny jest poziom zanieczyszczania rzek i jak jesteśmy za to odpowiedzialni. Dziś mówię: »wszystkie rzeki nasze są«!”. W dobrym stanie jest zaledwie pół procenta rzek w Polsce. Każdy może podpisać petycję o ich ochronę.
Współczesna walka o wodę
Amerykański think tank, Pacific Institute, publikuje różne narzędzia pokazujące historię wody. Jan Mencwel wspomina o przygotowanej przez nich mapie konfliktów, które toczyły się – i toczą – o wodę. Walczyliśmy o nią już ponad 4 tys. lat temu (w starożytnym Sumerze konflikt dotyczący nawadniania pól trwał sto lat) – walczymy o nią i dzisiaj. Przez trzy lata, od 2020, odnotowano ponad 500 konfliktów rozgrywających się wokół wody: od wysadzania w powietrze sieci wodnej w Somalii, przez morderstwa na trucicielach wody w Meksyku, po ostrzeliwanie wodociągów przez Rosjan w Chersoniu.
Wraz z ocieplającym się klimatem i zmniejszającymi się zasobami wody pitnej konfliktów będzie tylko przybywać. W 2022 roku rozmawiałam z glacjologiem Mauro Fischerem o topniejących lodowcach i o tym, kto ma kontrolę nad źródłem rzeki. Możemy myśleć, że w Europie nie będzie konfliktów, takich jak między Turcją i Irakiem albo Tadżykistanem i Uzbekistanem, które kłócą się o prawo do wody. Jedni mają dostęp do źródeł, drudzy do brzegów rzeki. Ale kiedy wody w Renie – największej rzece Niemiec ze źródłem w szwajcarskich Alpach – zacznie ubywać, to czy Niemcom nie będzie przeszkadzać, że Szwajcarzy używają wody do zasilania elektrowni zamiast rzeki?
Na koniec rozmowy Fischer stwierdził: – Dociera do nas, że niebawem w Europie Środkowej może zacząć brakować wody. Myślę, że w następnych dekadach wojny będą się toczyć już nie o gaz albo ropę, tylko o wodę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.