Znaleziono 0 artykułów
20.12.2024

Zamiast obawiać się świąt z rodziną, warto potraktować je jako szansę na rozwój

20.12.2024
(Fot. Alina Rudya/Bell Collective)

Życie dba o nasz rozwój, dając nam różnego rodzaju wyzwania. O tym świątecznym można pomyśleć tak: „Teraz zrobię kolejny krok ku dojrzałości” – mówi Maja Szpakiewicz, psychoterapeutka.

Mam wrażenie, że często jesteśmy wykończeni świętami, zanim się zaczną.

Maja Szpakiewicz: Wcześniejsze pokolenia były wykończone fizycznym aspektem świąt, młodsze są wykończone aspektem psychicznym. Z krzątaniną jakoś sobie poradziliśmy, zmieniły się czasy: nikt nie musi stać w kolejkach. Jeśli ktoś ma dobrą sytuację finansową, może delegować wiele obowiązków, zakupy zrobić przez internet, a jedzenie zamówić.

Tylko że z pokolenia na pokolenie zmienia się podejście do świąt.

Rośnie samoświadomość, młodzi ludzie zadają sobie pytanie: „Czego ja właściwie potrzebuję?”. Ale myślę, że dylematy, które kumulują się w tym czasie, dotyczą nie tylko świąt. To zwykle szerszy problem, ponieważ uruchamia się w nas dyskusja między indywidualnością i wartościami, które ona niesie, a życiem w rodzinie, grupie. Czyli tym, co jesteśmy winni innym ludziom, a czego niespełnienie wywołuje w nas różne dylematy i przykrości. To mogą być bardzo różne emocje – te, których sami doświadczamy, oraz te, które inni kierują wobec nas. Możemy na przykład nie mieć poczucia winy, ale znosić czyjś smutek i to może być dla nas trudne.

Decyduję, że nie jadę do rodziców na święta, nie czuję się winna, ale widzę, że jest im przykro i muszę to wytrzymać?

Nawet jeśli czuję, że robię coś, co jest w porządku, ale widzę czyjeś cierpienie, to ono nie jest dla mnie łatwe. W święta ujawniają się w ludziach różne nierozwiązane, wewnętrzne dyskusje na temat tego, kim jestem, czego chcę, co jest dla mnie ważne, na co mogę sobie pozwolić, w jakim stopniu mam zgodę na zaspokajanie potrzeb innych. I jak się uporałam z własną przeszłością. Bo święta to nie tylko decyzje operacyjne – gdzie je spędzę i z kim – lecz także wspomnienia wszystkich poprzednich świąt – świadome i nieświadome.

Dla niektórych dramatyczne.

Dodatkowo święta to niekiedy spotkanie z osobami, które mają inne wspomnienia, inaczej rozumieją ten czas, co innego on dla nich znaczy. To może być konfrontacja z rodzicem, dla którego święta są symbolem bliskości, potwierdzeniem tego, że w naszej relacji wszystko jest w porządku, więc jak odprawimy ten rytuał, to nawet jeśli nie ma prawdziwej bliskości, mamy przynajmniej jej namiastkę. No bo jeśli nie umiem budować bliskości, dramatem będzie brak tego rytuału.

Każdy obchodzi swoje święta, po swojemu.

A obok są inne osoby, które mają swoje wspomnienia i skojarzenia. Kilka świąt w jednym czasie. W związku z tym ten okres faktycznie ma potencjał zintensyfikowania różnych niezałatwionych spraw na poziomie emocjonalnym. Dotyczących przeszłości, ale też teraźniejszości.

I jak z tym przetrwać w grudniu?

Samo w sobie to nie jest złe! Życie dba o nasz rozwój, dając nam różnego rodzaju wyzwania. O tym świątecznym można pomyśleć tak: „Teraz zrobię kolejny krok ku dojrzałości”. Czyli na przykład nie powiem rodzicom, że mam dyżur w pracy albo że wyjeżdżam w góry, tylko zakomunikuję otwarcie: „Słuchajcie, w tym roku zdecydowałam, że zostaję u siebie, potrzebuję tego”. To jest przykład dobrego wykorzystania trudnej sytuacji do rozwoju. Właściwie każdą rzecz, która aktywizuje się w nas w okresie okołoświątecznym, możemy potraktować jako okazję do uświadomienia sobie, jakich rzeczy z przeszłości jeszcze nie załatwiliśmy. I do zrobienia kroku naprzód. Z mojej pracy wynika, że to może przynieść dużo satysfakcji.

Ale mówienie komuś o własnej decyzji jest narażaniem się na konfrontację z mało przyjemnymi emocjami.

Oczywiście. Dlatego warto zrobić dwie rzeczy: najpierw zająć się własnymi emocjami. Zastanowić się, jakie uczucia wywołuje we mnie moja decyzja – bez względu na to, jaka ona jest. A potem pomyśleć, z jakimi emocjami będę musiała skonfrontować się na zewnątrz. Bo moje emocje i emocje bliskich to dwie różne sprawy. Pierwszym krokiem do poradzenia sobie z własnymi emocjami jest umiejętność zidentyfikowania ich i nazwania. A potem przyglądanie się im, bycie z nimi. Przeżycie ich. I ostatecznie zaakceptowanie – mam prawo czuć się tak, jak się czuję, czy moi bliscy to akceptują, czy nie.

Jak uporać się z emocjami innych?

Tak samo jak w każdej innej sytuacji, w której jest presja ze strony grupy. Czyli przyzwalamy na to, że ludzie mogą mieć emocje. Tak jak my. Ktoś ma prawo do smutku, złości, rozczarowania tym, że święta będą wyglądały inaczej, niż sobie wyobrażał. Każdy ma prawo przeżywać lęk, smutek albo poczucie winy, że nie wychował dzieci w taki sposób, aby chciały z nim spędzać święta co rok. Czyli wyobrażamy sobie wszystkie emocje, które może wzbudzić nasza decyzja. Niemniej wizja emocji to jedno, a postawa wobec przykrego zachowania innych, np. ataków słownych, to drugie. Bo to, że matka powie: „Przykro mi, że cię nie będzie, miałam nadzieję, że przyjedziesz. Będę za tobą tęsknić” może być dla mnie trudne, ale też mogę to zaakceptować.

To chyba najlepszy scenariusz.

Bardzo dojrzała reakcja. Co innego, jeśli rodzic zacznie krzyczeć, że jestem wyrodną córką. Do tego jest inny zestaw narzędzi radzenia sobie z agresją psychiczną. Bo zawstydzanie i upokarzanie definiujemy jako przemoc. I to też nie jest temat aktualny tylko w święta. Prawda? On jest dobry do refleksji przez cały rok. Zawsze warto zadać sobie pytania: „Jak sobie radzę z agresją słowną innych ludzi?”, „Jak reaguję na szantaż emocjonalny?”, „Czy to na mnie działa, czy ulegam temu?”, „Co te słowa w ogóle dla mnie znaczą?”. Może na przykład odpowiadam agresją i w tym roku spróbuję zareagować inaczej? W bardziej dojrzały sposób?

Na przykład?

Nazwę to, że ktoś próbuje wymusić na mnie jakiś rodzaj zachowania, decyzji, chce mnie zawstydzić albo upokorzyć i dąży do tego, żebym źle się czuła. Powiem: „To jest dla mnie przykre: chcę, żebyś widziała także moje potrzeby, nie tylko próbowała zaspokoić własne. Atakując mnie, próbujesz zdobyć to, na czym ci zależy, bez względu na to, jaki poniosę koszt”. Oczywiście dojrzałe prowadzenie rozmowy jest sztuką, nikt się z tym nie rodzi. Szczególnie jeśli nasze otoczenie stosuje różne manipulacje i nie mamy dobrych wzorców. Ale w takiej sytuacji święta też są okazją do refleksji nad tym. Nie do walki z innymi, utarcia im nosa, udowodnienia im czegoś, tylko nauczenia się bardziej dojrzałych sposobów regulowania emocji i komunikowania ich.

A jeśli jednak, mimo obaw, zdecydujemy się spędzić święta z rodziną?

Mam taką myśl, że przecież święta nie spadają na nas jak grom z jasnego nieba i że pewne rzeczy można zaplanować. Umawiamy się zwykle na to, kto co ugotuje, kto kiedy będzie, czasem omawiamy kwestię prezentów. Dlaczego nie ustalić wcześniej, jak chcemy spędzić święta? W rozmowie telefonicznej albo podczas innego spotkania można podpowiedzieć, których tematów wolelibyśmy nie poruszać, ponieważ rok albo dwa lata temu sprawiły nam przykrość. Powiedzieć: „Czy możemy umówić się, że nie będziemy mówić o tym, że nie mamy dzieci?”. Albo: „Czy w tym roku będziecie w stanie nie naciskać, żebyśmy poszli z wami na pasterkę?”. Warto sprawdzić wcześniej, na co jesteśmy w stanie się umówić.

A co, jeśli mimo umawiania się i próśb pewne pytania padają?

Można oprzeć się pokusie, żeby nie psuć atmosfery. Czyli ktoś inny ją psuje, ale ja to zniosę, biorę to, uznając, że lepsza będzie moja krzywda. Poświęcę swoje uczucia, nie ujawnię ich, żeby innym nie było przykro. Myślę, że taka postawa jest niestety dość popularna: „Mogłabym odpowiedzieć, ale nie odpowiem”. Tymczasem krokiem ku dojrzałości byłoby powiedzenie: „Przykro mi, że tak mówisz”.

Poleca pani bycie psujzabawą?

A czemu nie? Atmosfera może na chwilę się zepsuje, trudno. Ale wydobywam na światło dzienne informację, że nie tylko ja wpływam na to, w jakiej atmosferze spędzamy razem czas. Niektórzy moi pacjenci wcześniej przygotowują sobie cięte riposty – nie po to, żeby ich rozmówca poczuł się niezręcznie, tylko po to, żeby oni poczuli się bezpieczniej. W ten sposób chronią siebie. To może być dowcipna albo paradoksalna odpowiedź. Albo wręcz odwrócenie sytuacji – zamiast odpowiadać na niewygodne pytanie, można powiedzieć: „Ciekawi mnie, dlaczego o to pytasz”. Albo: „Dlaczego ci to przyszło do głowy?”. Krokiem ku dojrzałości jest umiejętność zepsucia zabawy komuś, kto bawi się naszym kosztem, czyli jest agresorem. Bo w przeciwnym wypadku akceptuję przykrą albo wręcz bolesną sytuację i żeby nie psuć zabawy, duszę swoje emocje.

To paradoksalnie może być nasz wkład w święta.

Nie wiemy, czy inni coś z tego wezmą, czy nie. Ale na pewno może to być nasz wkład we własny rozwój. Przygotowuję się, żeby nie pozwolić na przykrość, którą ktoś może mi zrobić przez swoją złośliwość albo schemat funkcjonowania. To zresztą wcale nie jest takie rzadkie: gdyby trzydziestoletnia kobieta usłyszała w latach 80. pytanie o dzieci, raczej by się nie zdenerwowała. Dziś to bardzo delikatna sfera. Myślę, że to, o czym można rozmawiać, jakie pytania zadawać w rodzinie, to duża zmiana ostatnich kilku dekad. A konflikty czy przykrości, które z niej wynikają, nie zawsze są konsekwencją złych intencji, tylko właśnie przyzwyczajenia do pewnych schematów.

A co, jeśli nie jesteśmy w stanie jednak tych pytań znieść?

Jeśli próbowałam umawiać się na coś wcześniej i to nie wychodziło, mogę zastanowić się, czy jestem w stanie wyregulować w sobie emocje, które pojawiają się w konkretnych sytuacjach, i je wytrzymać, czy to jednak dla mnie zbyt trudne i nie chcę tego znosić, w związku z czym nie decyduję się na takie święta. Uświadomienie sobie i przyjęcie tego, że bliska osoba raczej się nie zmieni, jest trudne. Akceptacja, choć jest bardziej procesem niż aktem decyzji, to sposób na poradzenie sobie z trudnymi emocjami: smutkiem, rozczarowaniem, bezradnością. Czasami musimy zastosować jakieś bufory między nami a innymi ludźmi, którzy nie szanują naszych granic, swoje potrzeby stawiają na pierwszym miejscu i nie przejmują się tym, jaką krzywdę mogą tym wyrządzić.

Myślę, że jest jeszcze jedno: przy wigilijnym stole spotykają się dwa, trzy pokolenia. Te najstarsze nie znają języka psychoterapii, coraz bliższego młodszym pokoleniom.

Jest ogromna różnica w tym, jak komunikowało się pokolenie 60-, 70-latków, a jak komunikują się dziś 30-, 40-latki, nie mówiąc o 20-latkach. Kiedyś był zastany porządek, dotyczący także świąt, i nikt go nie podważał. Nikomu nie przychodziło do głowy, że w tym czasie można jechać na wycieczkę albo zostać samemu w domu. A nawet jeśli ktoś zadał sobie takie pytanie i na nie odpowiedział, miał ograniczone możliwości zrealizowania tego.

Może dlatego dziś tak protestuje? Odzywa się w nim zazdrość, kiedy patrzy na dzieci albo wnuki, które potrafią inaczej o sobie zadbać?

To może być częściowo nieuświadomiona przykrość albo złość, że samemu nie zrobiło się czegoś podobnego wobec swoich rodziców. Ale jest jeszcze coś: myślę, że konflikty podczas świąt wynikają z tego, że umysł wcale nie jest skłonny do podważania zastanego porządku, ponieważ ten porządek przynosi nam spokój. Święta to zrytualizowana forma: mamy choinkę, określoną liczbę dań, bardzo konkretne potrawy – niewiele osób poczułoby się komfortowo, gdyby na stole zamiast karpia i pierogów nagle pojawiła się pizza. Potrzebujemy symboli i stałości, którą one niosą. A jednocześnie sztywne przywiązanie do tego rytuału nie wszystkim kojarzy się dobrze. Dlatego myślę, że święta są soczewką skupiającą wiele problemów, bardziej uniwersalnych. Warto potraktować je jako punkt wyjścia do refleksji na swój własny temat. Myślę, że to dobry czas na takie wyzwanie.

Maja Szpakiewicz: psycholożka, psychoterapeutka, terapeutka par, założycielka Centrum Psychoterapii TREDO

Marta Szarejko
  1. Styl życia
  2. Psychologia
  3. Zamiast obawiać się świąt z rodziną, warto potraktować je jako szansę na rozwój
Proszę czekać..
Zamknij