Nie warto zmuszać się do seksu. Maintenance sex rujnuje związek

Maintenance sex może prowadzić do wielu nadużyć. U jednego z partnerów może wzmacniać złą postawę, jeśli ma skłonność do przekraczania granic, u drugiego prowadzić do dystansu, a nawet traum, tłumaczy Ameera Anna Ibrahim, psychoterapeutka i seksuolożka.
Maintenance sex, czyli seks podtrzymujący, zakłada, że w długoletnich związkach, w których spada libido, dobrze jest uprawiać seks, ponieważ może to przynieść różne korzyści, na przykład pogłębianie więzi poprzez uwalnianie oksytocyny. Co myślisz o tej koncepcji?
Uważam, że ten sposób myślenia może prowadzić do wielu nadużyć. Bo jeśli ktoś zinterpretuje maintenance sex jako seks, który trzeba uprawiać, czyli seks z obowiązku, w którym nic nie jest dobrowolne, tylko dzieje się pod przymusem, to rodzi ogromny problem. Wyobraź sobie osobę, która myśli: „Teraz na 10, 15 minut oddam swoje ciało, bo jeśli tego nie zrobię, mój partner albo partnerka znajdzie sobie kogoś innego”. Albo: „Będę uprawiać seks, nawet jeśli nie mam na to najmniejszej ochoty, bo inaczej zniszczę swój związek”.
Takie myślenie konotuje dwie emocje, których w seksie nie powinno być: lęk i poczucie winy.
Do tego stres i niepokój o to, co się wydarzy, jeśli seksu nie będzie. Myślę, że zgodzimy się, że seks w związku jest ważny. I że uprawianie go z regularnością, na którą para się umawia, rzeczywiście jest więziotwórcze, wpływa na rozwój i dobrostan partnerów. I oczywiście: im częściej seks się pojawia, tym więcej szans na praktykowanie bliskości, zmysłowości, budowanie więzi. Ważna jest cała sfera erotyczna, na przykład czułe gesty: przytulanie, głaskanie, całowanie. To, co dzieje się przed pójściem do łóżka, i potem. Atmosfera, którą tworzymy z partnerem poza sypialnią. I w której oboje chcemy być.
To chyba zależy od tego, czy patrzymy na seks w kategorii przyjemności?
No właśnie, to jest kluczowe: seks ma sprawiać przyjemność. On może pełnić wiele różnych funkcji, ale jeśli nie jest przyjemny, zaczniemy go unikać. Od razu zaznaczam, że przyjemny wcale nie oznacza zawsze z orgazmem. Chodzi raczej o to, że dobrze nam z partnerem fizycznie, postrzegamy bliskość z nim jako miłą, chcemy do niej wracać. I teraz: jeśli traktujemy seks podtrzymujący jako opcję, czyli: w punkcie wyjścia nie mam na niego ochoty, ale chcę do tej przyjemności dążyć, więc spróbuję się zbliżyć do partnera, mając świadomość, że w każdej chwili mogę się wycofać – to jest zupełnie inna sytuacja.
Ja to widzę jako gradację: czasem wiem, że na pewno nie. Czasem myślę: może? Sprawdźmy! A czasem wiem, że na pewno tak. Reszta to kwestia komunikacji.
I to jest bardzo sensowne podejście, zwłaszcza jeśli działa w dwie strony. Kiedy każda z osób w parze jest uważna na swoje ciało, ale też na potrzeby partnera. I szanuje je. Bo zwykle na początku, kiedy się poznajemy, uprawiamy seks bardzo często. Rzucamy się na siebie przy każdej okazji, szukamy swojego towarzystwa, nie możemy się od siebie oderwać. Ale z czasem to się zmienia, zmienia się też reszta naszego życia, i nieraz musimy włożyć trochę wysiłku w to, żeby seks się w naszej codzienności pojawił. Żeby był na niego czas, przestrzeń, odpowiednie warunki. I żeby był dla nas wciąż interesujący.
Mówiąc o wysiłku, myślisz o pożądaniu responsywnym?
Też! Choć przede wszystkim chcę podkreślić, że seks, zwłaszcza w długoletnich związkach, potrzebuje naszego zaangażowania i uwagi. To normalne, że nieraz partnerzy podejmują dodatkowe starania, żeby seks w ogóle mógł się odbyć. Świadomość, że istnieje coś takiego jak pożądanie responsywne jest w tym bardzo pomocna. To rodzaj pobudzenia w odpowiedzi na jakieś bodźce, czyjeś zachowania. Jedna osoba nie myśli w danym momencie o seksie, ale druga przynosi jej kawę do łóżka, kupuje kwiaty, zabiera na kolację lub proponuje masaż, zapala świece, przygotowuje kąpiel…
Albo rozładowuje zmywarkę.
Dlaczego nie? To mogą być też pragmatyczne gesty, jeśli wiemy, że partner bardziej je ceni od romantycznych zachowań. Ważne, żeby to było do niego dobrane – jeśli stworzymy mu przestrzeń relaksu i spokoju, partner poczuje się zauważony i doceniony. W takiej atmosferze przyjemnych wibracji może zacząć się bliskość fizyczna: przytulanie, całowanie, dotykanie. I to są elementy, które mogą zbudować w drugiej osobie ochotę na seks, wciągnąć ją w sferę erotyczną. Bo pobudzenie responsywne opiera się na tym, że ludzie decydują się na seks z różnych powodów, często pozaseksualnych.
Czytałam, że jest ich 237. Od tego, żeby kimś manipulować, przez to, że czujemy się samotni, do tego, żeby być bliżej Boga!
W pożądaniu responsywnym ważne jest to, że z partnerem jest nam po prostu przyjemnie. Chcę budować z kimś więź, lubię zbliżenia z nim – i to jest powód, dla którego podejmuję aktywność seksualną. Czyli nie mam bezpośrednio fantazji erotycznych, nie muszę być podniecona w punkcie wyjścia, ale dzieją się rzeczy, które mnie do seksu zapraszają i ja to zaproszenie przyjmuję. Albo nie. To jest mój wybór.
Rozłóżmy maintenance sex na czynniki pierwsze. Dlaczego on jest szkodliwy dla osoby, która się na niego decyduje?
Jeśli w seksie robisz coś wbrew sobie, to znaczy, że stosujesz wobec siebie przemoc. Jeśli trenujesz swoje ciało do robienia czegoś, na co nie masz ochoty, czego nie czujesz, to jest to przekroczenie granic. I sytuacja, w której potencjalnie tworzy się trauma. Bo jeśli oddajesz komuś ważną część siebie – swoje ciało, i jeśli ciebie w tym nie ma i nie komunikujesz tego, to może cię nie tylko od partnera oddalić, lecz także sprawić, że przestaniesz lubić seks. I swoje ciało. Możesz zacząć czuć do niego nienawiść, jeszcze bardziej je dyscyplinować.
To jest chyba pytanie o własne granice – rozpoznajemy je czy nie? Wiemy, gdzie są? I czy potrafimy mówić nie?
Jeśli tego nie potrafimy, trudno nam będzie mówić świadome tak. Bo jeśli regularnie pozwalam naruszać moje granice partnerowi albo partnerce, to po jakimś czasie sama nie wiem, kiedy ten seks chcę uprawiać. Trudno chcieć prawdziwie, jeśli wytresowało się własne ciało i psychikę do uległości. To zresztą często słyszę w gabinecie: kobiety myślą, że jak mężczyzna ma ochotę na seks, to one muszą mu go dać. Myślą, że nie mogą odmówić, bo partnerowi będzie przykro i się od nich oddali. I tu pojawia się kolejna pułapka maintenance sex: partner czy partnerka mogą nie mieć pojęcia o tym, że bliska osoba zmusza się do seksu.
Dla osoby, która się zmusza, jest to niebezpieczne, ponieważ stosuje wobec siebie przemoc, a jej partner czy partnerka…
Żyje w nieświadomości, że został właśnie ustawiony na pozycji przemocowej osoby. Jeśli ktoś się zmusza i to nie jest jasne – a naprawdę może nie być, bo wiele osób świetnie potrafi w łóżku udawać – to ten seks nie może budować bliskości, ponieważ jest kłamstwem, jeśli przynajmniej jedna z osób go nie chce.
Często to pewnie jednak widać, ciało reaguje w określony sposób.
Jeśli tak jest i partner – bez względu na płeć, bo to się może dziać we wszystkich konfiguracjach związków – mimo wszystko idzie za tym, to sprawia, że wzmacniają się w nim złe postawy i zachowania, które najprawdopodobniej będzie powtarzał. W pewnym momencie może zacząć wypierać, że kogoś krzywdzi, stracić refleksję nad tym, że bliska osoba nie chce zbliżenia. Krótko mówiąc: maintenance sex może wzmacniać złą postawę w osobie, która ma skłonność do przekraczania granic.
Czy powiedzenie nie zawsze musi być konfrontacyjne?
Mówienie nie chroni nasze granice. Jest wyrazem troski, ciepła i miłości wobec nas samych i wobec partnera. Bo jeśli komunikuję, czego nie chcę, na co nie jestem gotowa, to znaczy, że traktuję go poważnie, jak dorosłą, życzliwą mi osobę. „Nie” stanowi informację o tym, że o nas dbam. Jest drogowskazem, co możemy robić, żeby nikogo nie skrzywdzić.
Jak taki seks może zmienić parę?
Może pojawić się między partnerami dystans. Jeśli uprawiasz seks, którego nie chcesz, zaczniesz oddalać się od swojego partnera. Poza tym w osobie, która się zmusza, rodzą się negatywne skojarzenia na temat seksu – delikatnie rzecz ujmując. Seks zaczyna jej się kojarzyć z przymusem albo wręcz bólem. Bo jeśli nie jesteś rozluźniona i podniecona, nie masz określonych reakcji fizjologicznych, to seks po prostu boli.
Czy do twojego gabinetu trafiają takie pary?
Tak, częściej do seksu zmuszają się kobiety, ale cierpią przez to obie strony. Zwykle kobieta czuje się używana przez partnera, a mężczyzna czuje się oszukany i dotknięty. Mówi: „To znaczy, że cię krzywdziłem? Jestem przemocowcem?”. Spada na nich mnóstwo pytań, wątpliwości i myśli o tym, że wcale tego nie chcieli! Nie planowali tworzyć związku, w którym przekraczane są czyjeś granice.
Dowiadują się czegoś strasznego o własnej przeszłości i nie mogą tego zmienić.
Czasem pada pytanie: „Jak to o mnie świadczy, że tego nie widziałem?”. Albo: „Czy to znaczy, że jestem złym człowiekiem?”. To są często bardzo poruszające sceny, które trzeba przejść, jeśli para chce nadal budować życie razem. Nie zawsze to się udaje – ładunek emocjonalny może być tak duży, bagaż tak ciężki, że para decyduje się na rozstanie. Ona mówi na przykład, że już nigdy nie będzie w stanie zobaczyć w nim wspierającej osoby, z którą poczuje się bezpiecznie.
Maintenance sex zaburza poczucie bezpieczeństwa?
Ten wynikający z presji bardzo. Jeśli godziłaś się na seks, na który nie miałaś ochoty, a co gorsza twój partner przymykał na to oko, udawał, że nie widzi, że tego nie chcesz, to jak masz się czuć przy nim bezpiecznie? Jak masz się przy nim rozluźnić, czuć komfortowo? Jeśli za każdym razem, kiedy idziecie do łóżka, drżysz, że on będzie chciał uprawiać seks, a ty go nie chcesz? Niektórzy już wyobrażając sobie wieczór, zaczynają się spinać. Nie są w stanie zjeść razem kolacji, siedzieć obok siebie na kanapie, oglądając film, bo natychmiast myślą: „Jeśli teraz będzie miło, to może się skończyć w łóżku…”.
Każdy niewinny dotyk jawi się jako preludium do seksu.
Zwykłe przytulanie wydaje się początkiem niechcianego seksu. Pary zaczynają więc unikać bliskości, stronić od siebie. Czasem jedna osoba wyprowadza się z sypialni, twierdzi, że na kanapie jest wygodniej. Albo długo zalega w innym pokoju i przychodzi do sypialni, kiedy partner już śpi. Ludzie wymyślają różne uniki, byleby tylko nie skonfrontować się z pytaniem, dlaczego nie mają ochoty na seks.
Ono jest trudne, bo może doprowadzić do smutnych odpowiedzi. Na przykład takiej, że nie mamy ochoty na seks z naszym partnerem.
To trudny moment, zwłaszcza że rodzi mnóstwo innych ważnych pytań: czy partner kiedykolwiek mnie pociągał? Jak wyglądał nasz seks na początku związku? Czy partner wie o moich preferencjach? Czy ja znam jego potrzeby? Czy jestem z nim szczera? Pamiętajmy, że jest mnóstwo czynników, które wpływają na libido: stres, zmęczenie, choroby, kryzysy psychiczne, to, co się między nami dzieje. Jeśli jedna strona ma poczucie, że tylko ona zajmuje się dziećmi i domem, jest potwornie zmęczona, to nic dziwnego, że seks okazuje się ostatnią rzeczą, o której fantazjuje. Jeśli druga strona jako jedyna w danym momencie zarabia na dom, jest przepracowana i zestresowana – może mieć obniżone libido. U każdego będzie to inna przyczyna, ważne, żeby ją znaleźć.
Podoba mi się takie podejście: każdą sprawę, która mnie dotyczy, rozwiązuję sama. A jeśli mam problem w relacji, rozwiązuję go z osobą, z którą w niej jestem.
Oczywiście, dlatego jeśli od dłuższego czasu nie mam ochoty na seks, pierwszym krokiem powinno być zaadresowanie tego problemu do partnera. Dobrze powiedzieć: „Słuchaj, od kilku miesięcy nie mam ochoty na seks, coś takiego między nami się dzieje, że zaczęłam się od ciebie oddalać. Nie chcę zmuszać się do seksu, ale też nie chcę zaniedbać tej sfery, jest dla mnie ważna. Co możemy z tym zrobić?”. A jeśli to problem innej natury, na przykład zdrowotny, problem w pracy albo w innej relacji, to też warto go zakomunikować. Dobrze powiedzieć partnerowi, co się dzieje, nie trzymać go w niepewności.
Czy pożądanie responsywne jest jedynym antidotum dla pary, która jest razem długo i chemia między nimi już nie szaleje?
Każdy rodzaj pożądania jest dobry, pożądanie spontaniczne, którego inspiracją nie jest nasz partner też! Idziesz ulicą, widzisz faceta, który bardzo ci się podoba – wykorzystaj to potem w łóżku. Czytasz książkę, oglądasz film z aktorem, który cię podnieca – idź za tym! Zawsze mówię parom, żeby uwrażliwiały się na różne bodźce. Warto korzystać z wyobraźni, ale też planować różne rzeczy, w tym sex randki. Nie bójmy się szukać inspiracji, pójść do seksuologa, jeśli sami nie potrafimy rozwiązać problemu. To nie musi być długa terapia, czasem kończy się na kilku konsultacjach. Nie unikajmy też trudnych rozmów, nawet takich, w których pojawią się łzy i rozczarowanie. Dwoje dorosłych ludzi jest w stanie przyjąć trudne komunikaty. Ważne, żeby czuć się ze sobą bezpiecznie.
Ameera Anna Ibrahim: psychoterapeutka, seksuolożka, założycielka Kliniki Dobrych Relacji.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.