Wiadomość o tym, że w Warszawie powstaje QueerMuzeum, przeleciała przez społeczność LGBT+ lotem błyskawicy i wywołała wielką radość, że Polska – największa homofobka Unii Europejskiej – dołączy do grupy zachodnich państw, które takie instytucje posiadają. Zatem może nie jest u nas aż tak źle?
Podczas gdy ILGA-Europe (europejski oddział Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek) uznaje Polskę w swoim dorocznym rankingu za najbardziej homofobiczne państwo w Unii Europejskiej, z kolejnych polskich miast dochodzą do nas dobre wieści o queerowych inicjatywach – od klubów, festiwali i konferencji naukowych do książek, filmów, spektakli. Wygląda na to, że nic tak sprawnie nie mobilizuje tęczowej społeczności i jej sojuszników, jak atakujący ją reżim. Naturalnie, nie można wszelkich zasług przypisywać wrogom, choć nie da się ukryć, że ich działalność przynosi w sposób dość spektakularny skutki odwrotne do zamierzonych.
Na to, co w różowej materii dzieje się w Polsce, wpływają również zjawiska świata zachodniego, które sączą się do nas za sprawą mediów. Zauważył to nawet ongiś przewodniczący episkopatu, przestrzegając swą owczarnię przed Netfliksem. Przestrogi i groźby nic jednak nie dały, nawet Andrzej Seweryn został drag queen, zaglądając przez ekrany do polskich domów w roli Loretty w serialu „Królowa”.
Moi zagraniczni znajomi zapytują nieraz, jak to jest możliwe, że w kraju z tak homofobicznym rządem powstaje tyle queerowych inicjatyw. Odpowiedź jest dość prosta. Oprócz naturalnej reakcji obronnej prześladowanej mniejszości (patrz: Grupa Stonewall) w Polsce działają nadal dość sprawnie opozycyjne samorządy, które znalazły się po tej samej stronie ze społecznością LGBT+. Ten sojusz daje nam wszystkim namiastkę normalności i nieraz smakowite owoce. Jednym z nich jest zainicjowane przez Lambdę Warszawa QueerMuzeum, które powstanie w samym centrum Warszawy przy ulicy Marszałkowskiej. Nie byłoby to z pewnością możliwe, gdyby nie przychylność stołecznego ratusza i władz dzielnicy Śródmieście, zresztą dość słabo radzących sobie z tą popadającą w ruinę jedną z głównych arterii miasta, która zamiast kwitnąć, zmienia się w aleję pustostanów na odcinku od ronda Praw Kobiet – tak się w mojej głowie nazywa rondo Dmowskiego – do placu Konstytucji. Może QueerMuzeum będzie jedną z pierwszych oznak nowego życia tej ulicy?
Historia społeczności LGBT+ w Archiwum Lambdy Warszawa to około stu tysięcy jednostek archiwalnych
Pomysł na muzeum poświęcone społeczności LGBT+ zaczął kiełkować w Lambdzie Warszawa jakąś dekadę temu w grupie osób, które tworzyły i tworzą Archiwum Lambdy. Owo archiwum powstało, by gromadzić w jednym miejscu to, co dotychczas było rozrzucone po polskim queerowym świecie bez ładu i składu, lądując często na śmietniku, bo kto by sobie zawracał głowę jakimiś pedałami, lesbami czy transami. W świecie zachodnim już dekady temu powstawały rozmaite instytucje zajmujące się gromadzeniem, opracowywaniem i udostępnianiem spuścizny materialnej osób queer, a w Polsce grzebaliśmy głównie w strzępkach, posianych tu i tam. Archiwum zmieniło to zasadniczo; przez lata sukcesywnie powiększało swoje zbiory, często unikatowe. Stało się też dla osób starszych jedynym adresem, pod który można się udać, żeby przekazać potomnym coś wartościowego – czasami skarb, czasami okruch współtworzący większą całość, nazywaną polską historią społeczność LGBT+.
Dzisiaj w Archiwum Lambdy Warszawa ta historia zamyka się w około stu tysiącach jednostek archiwalnych – dokumentów, zdjęć, wycinków prasowych, czasopism czy plakatów, które cztery lata temu stały się podglebiem dla czasopisma społeczno-historycznego „QueerStoria”. Jeszcze w grudniu tego roku, poddane cyfryzacji, powędrują na ogólnodostępną stronę queerstoria.pl (teraz w budowie), a w przyszłym roku znajdą nowy dom w QueerMuzeum.
Każde, nawet najmniejsze muzeum jest wyzwaniem organizacyjnym, logistycznym, finansowym. W Lambdzie dobrze o tym wiedzą, więc – jak mi powiedział Krzysztof Kliszczyński, lider tego projektu – od trzech lat zbierali do skarbonki, którą trzeba będzie teraz rozbić, by 120 metrów kwadratowych przy Marszałkowskiej przekształcić w muzeum. Oprócz przestrzeni wystawowej (będą wystawy czasowe, a poza tym niewielka interaktywna wystawa o historii ruchu LGBT+ w Polsce) pod nowym adresem zaczną też działać archiwum i biblioteka oraz miejsce na rozmaite spotkania. Powstanie więc w centrum Warszawy miejscówka niezwykle ważna, która z racji swej lokalizacji z witryną przy głównej ulicy zachęci być może nawet przypadkowych przechodniów do poznania, a nawet polubienia queerowego świata, gdyż, jak wiadomo nie od dziś, najważniejsze to się spotkać.
QueerMuzeum, jak mówi słusznie podekscytowany Krzysztof, zacznie najpewniej działać już wiosną przyszłego roku, bo nie ma przecież na co czekać. Oficjalne wielkie otwarcie zaplanowane jest, gdy się ociepli i na ulice stolicy wyruszy doroczna Parada Równości. Nie muszę chyba dodawać, że pomysłów na wystawy jest więcej niż metrów kwadratowych.
Na początek planowanych jest około czterech wystaw rocznie, więc bardzo przyzwoicie, ale działalność QueerMuzeum będzie też być może inspiracją dla potężniejszych muzealnych graczy w Warszawie i Polsce. Bo od czasu słynnej wystawy „Ars Homo Erotica”, którą ponad dekadę temu stworzył Paweł Leszkowicz w kierowanym krótko przez Piotra Piotrowskiego stołecznym Muzeum Narodowym, żadna duża publiczna instytucja muzealna za queer już się nie zabrała. A jest to przecież temat szalenie ciekawy, nośny medialnie, przyciągający coraz więcej osób. Pamiętam dobrze minę byłego już dyrektora Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, kiedy zaproponowałem mu zrobienie wystawy o nieheteronormatywności w rozmaitych kulturach. Było to jeszcze w czasach starożytnych, gdy używaliśmy telefonów Nokia, ale dzisiaj to już nie jest temat niszowy i kontrowersyjny, tylko mainstreamowy. Zainteresowanych odsyłam do książki „Trzecia płeć świata” prof. Waldemara Kuligowskiego, która jest wspaniałym w tym temacie appetizerem. O tym, że coś zaczyna się w tej materii dziać, niechaj świadczy planowana przez Muzeum Woli (oddział Muzeum Warszawy) wystawa o Kim Lee, jednej z naszych najbardziej znanych drag queens, którą zabrała nam przedwcześnie pandemia.
Tymczasem Lambda Warszawa, po skończeniu w tym roku 25 lat (mazel tow!), odebrała już klucze do QueerMuzeum i zabiera się niebawem za jego remont i wyposażanie. Powołana zostanie także rada, złożona z osób zajmujących się muzealnictwem i queerem, by jak najbardziej profesjonalnie prowadzić muzeum. Ta instytucjonalizacja przyczyni się z pewnością do jeszcze bardziej ochoczego przekazywania przez wiele osób swoich archiwaliów, których w innym razie być może nigdy byśmy nie zobaczyli. Jest to także wielkie zobowiązanie wobec queerowej społeczności. Oraz kolejny dowód, że LGBT+ nie jest wymysłem, jak chciałoby wielu, współczesnego zgniłego Zachodu, tylko integralną, choć przemilczaną częścią historii Polski. A ostatecznie – powstanie nowego miejsca jest wspaniałą wiadomością dla Warszawy, która zyskuje kolejne muzeum. Muzeum, jakiego nigdy nie miała.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.